środa, 8 lipca 2015

Rozdział 55


Nareszcie jestem!! XD :D


                                         ********Perspektywa Sary********

Obudziłam się sama. O dziwo. Spojrzałam na zegarek stojący na małej półce nocnej. 7.54. Za 6 minut powinnam wstać. Położyć się czy nie? Oto jest pytanie. Hm... No dobra. Wstanę. Nareszcie mogę to zrobić! Jest piątek, a ja już czuję się dobrze. To znaczy... Mam jeszcze kaszel oraz kicham co jakieś pół godziny, ale jestem zdolna do pracy. Poza tym dzisiaj mam spotkanie. Przez tyle dni leżałam w łóżku i codziennie przychodził do mnie Alex. W ten weekend wprowadza się do nas, to znaczy do Lili. Ale będzie mieszkał z nami. Wesołym krokiem weszłam do łazienki i zmyłam stary makijaż. Wskoczyłam pod prysznic i po chwili poczułam kawowy żel pod prysznic. Potem weszłam do garderoby i założyłam białą sukienkę przed kolano z fioletową wstążką w pasie. Założyłam jeszcze fioletową marynarkę oraz czarne baleriny. Zrobiłam nowy, lekki makijaż, a blond włosy spięłam w wysokiego kucyka. Po 40 minutach byłam gotowa, więc zeszłam na dół.
-Hej- przywitałam się. Przy stoliku siedzieli wszyscy domownicy i Alex. Przyszły domownik.
-Cześć- odpowiedzieli markotnie.
-Co jest?- zapytałam i usiadłam na krześle barowym.
-Jest problem- zaczęła Aria.
-Brakuje nam pieniędzy na czynsz- dokończyła Lili. Dopiero teraz zauważyłam zielone banknoty leżące na stole.
-A ile potrzebujemy?- zapytałam ponownie.
-Czynsz wynosi 1000 dolarów. My mamy tylko 630- powiedział Alex.
-Poczekajcie odparłam i pobiegłam na górę. Wzięłam portfel i moją świnkę skarbonkę, którą dostałam na osiemnaste urodziny od Lili. Kiedy wróciłam otworzyłam portfel, znalazłam jednak tylko 200 dolarów. Położyłam je na stół. Wszyscy, łącznie ze mną westchnęli.
-Ale... Mam dzisiaj spotkanie. Tamta para da mi 500 dolarów na początek- dodałam- Do kiedy musimy zapłacić?
-Do jutra- odpowiedziała brunetka.
-Damy radę. Niedługo wszyscy zaczniemy zarabiać i się uda nam zapłacić też na kolejny- pocieszyłam ich skutecznie.
-A teraz....- Alex spojrzał na zegarek-  Muszę lecieć. Mam rozmowę o pracę.
-Jaką?- zaciekawiła się blondynka.
-Dowiesz się potem- uśmiechnął się brunet i pocałował ją czule. - Pa!- krzyknął i wyszedł.
-No dobra. Ja też lecę. Muszę iść do sklepu. Pa!- krzyknęła Lili i już jej nie było.  Wstałam i nalałam sobie kawy do niedużej filiżanki.
-Co robisz?- zadałam pytanie.
-Szukam jakiejś dorywkowej pracy- odpowiedziała zamyślona Aria. W rękach trzymała kubek z gorącą cieczą.
-A jak idzie twoje zlecenie?
-Całkiem nieźle. Ale jest też dużo wydatków. Trzeba ciągle chodzić do wszystkich po kolei sklepów. Już mnie głowa od tego boli. A jeszcze trafiła mi się typowa lalka barbie i mąż- prawnik, który ją zdradza. Mają piecioletnią  córkę, która zachowuje się dokładnie jak matka. Co chwila zmienia zdanie...- marudziła brunetka, a ja wybuchnęłam śmiechem- A jak jest u ciebie?
-Hm... Ja dopiero dzisiaj mam pierwsze spotkanie. Ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle.- odparłam.
-Powodzenia- odpowiedziała dziewczyna i wyszła.
-Nie dziękuję- odpowiedziałam sama do siebie. Wróciłam do pokoju i do małej, podręcznej torebki na ramię spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Przejechałam jeszcze czerwoną szminką po ustach i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Wiatr dmuchnął w moją twarz. Nareszcie! Wolność! To ciągłe siedzenie w domu, w łóżku było bardzo nudne. I byłam pilnowana przez kogoś na okrągło. Mogłam chodzić tylko do łazienki.  Przejechałam dwa przystanki tramwajem i już po piętnastu minutach znalazłam się przed budynkiem, w którym pracowałam. Skierowałam się do mojego gabinetu i wyjęłam pliki kartek. Między innymi umowy.Na biurku położyłam zdjęcie moje i moich przyjaciółek, a na ścianie duży obraz przedstawiający Los Angeles o zachodzie słońca. Nim się obejrzałam, usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko i po cichu usiadłam na fotelu i odpowiedziałam:
-Proszę- drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich niską, drobną, ciężarną brunetkę oraz ciemnego blondyna.
-Dzień dobry- powiedziała kobieta uśmiechając się.
-Dzień dobry- odpowiedziałam i podałam jej rękę. Mężczyźnie również. Wyglądali na około 25 lat.
Gestem dłoni wskazałam miejsca siedzące i wszyscy usiedliśmy.
-Jestem Alice Cullen, a to mój chłopak Jasper Hale.
-Sara Larence. A więc... Co państwa interesuje?- zapytałam przechodząc do tematu.
-Mamy małe mieszkanie, które kupiliśmy tydzień temu. Chcemy, żeby Pani zaprojektowała nam całe mieszkanko- odpowiedziała kobieta.
-Dobrze. I proszę nie "Pani", bo to mnie bardzo postarza. Sara- uśmiechnęłam się i zapisałam początkowe informacje na kartce- Ile pomieszczeń ma mieszkanie?
-Jest kuchnia- zaczął Jasper- Łazienka, nasza sypialnia, pokój dla dziecka, salon i mały pokoik. Jeszcze nie wiemy do czego będzie służył.
-Ok... Teraz takie pytanie troszkę osobiste: Jak Państwo stoją z funduszami?- zapytałam ponownie odrywając głowę od papierów.
-Nie najlepiej. Zamierzamy pobrać się w styczniu i jest mnóstwo wydatków- odpowiedziała Alice.
-Więc... Nie chcą Państwa mieszkania wyposażonego w różne drogie przedmioty?
-Nie- odparł od razu mężczyzna.
-Chcemy, żeby było tak miło i przytulnie, ale była również przestrzeń. Mamy psa- przytaknęła brunetka.
-Dobrze... Na chwilę obecną te informacje mi wystarczą- powiedziałam zapisując kolejne informacje- Tutaj jest umowa. Pierwsza zaliczka do 250 dolarów. Druga część jest po wykończeniu wnętrza- podałam im kartki oraz długopis, a para podpisała w konkretnych miejscach- Świetnie- dodałam i schowałam umowę do biurka, wcześniej wkładając ją w folię ochronną- Zostało mi tylko jedno pytanie. Kiedy możemy się spotkać? Muszę obejrzeć mieszkanie, wtedy będę mogła działać. Najlepiej by było, gdybym obejrzała je jak najszybciej.
-Hmm...- zamyśliła się kobieta- Jutro. Ja będę w mieszkaniu i spróbuję ogarnąć ogromny ogród.
-W takim razie mogę prosić adres?- zadałam kolejne z rzędu pytanie, a Cullen zapisała na kartce adres, o który prosiłam- Dziękuję- uśmiechnęłam się - To wszystko na dzisiaj.
-No to teraz pora na spotkanie z teściową- westchnął Jasper wstając, a ja parsknęłam śmiechem. Jego narzeczona natomiast uderzyła go lekko w ramię.
-Chyba nie może być tak źle- powiedziałam.
-Uwierz mi, może- odparł, a ja odprowadziłam ich do drzwi.
-W takim razie do jutra- pożegnałam się i zasiadłam za biurkiem. Po chwili drzwi otworzyły się z impetem.
- I jak?!- zapytały dziewczyny z chórkiem.
-Kto jest na recepcji?- zapytałam podnosząc głowę znad papierków.
-Nieważne! Jak było?!- zapytała ponownie podekscytowana Lili.
-Świetnie! Bardzo miłe narzeczeństwo. - odparłam- 200 dolarów daję na czynsz. Ale...
-Jakie ale?- zadała pytanie Aria.
-Na następny czynsz płacę tylko 250 dolarów, jak reszta. Bo wyszło, że zapłaciłam 400!
-Ok, ok- zaśmiały się dziewczyny.
-Dobra, chickas, teraz zmykać, bo jestem strasznie zajęta- powiedziałam i dosłownie wyprowadziłam je za drzwi. Zajęłam się papierkową robotą, która nagła przybyła. Kątem oka zerknęłam na zegarek. 11.30, a ja jestem już wolna. Myślałam, że zajmie mi to dłużej. No, ale jeszcze papierki. Umowę włożyłam do małego sejfu, a z półki stojącej w rogu pomieszczenia wyjęłam foldery kolorów, materiałów, wzorów podłóg oraz ścian. Po zrobieniu tego wzięłam się za robotę, której mi już mało zostało. Siedząc za biurkiem usłyszałam pukanie.
-Proszę- krzyknęłam. Co one znowu chcą? Mówiłam im, że jestem zajęta.
-Cześć- usłyszałam głos, który był mi tak dobrze znany. Jego głos. Momentalnie znieruchomiałam i powoli spojrzałam na niego. W rekach trzymał bukiet niebieskich róż, które tak uwielbiałam. Jego grzywka opadała na jego czoło, a reszta włosów była ułożona w jego stylu. Porządny bałagan, jak on to zawsze mówił. Na nogach jak zawsze gościły niebieskie trampki oraz carne, podziurawione czerwone spodnie. Jego ulubiona koszulka opinała jego ciało.
-Cześć- odpowiedziałam niepewnie i wstałam- Co cię tu sprowadza?- chłopak uklęknął na kolanie przede mną i spojrzał w moje oczy.
-Wybacz mi, proszę- powiedział, a a zaniemówiłam.
-Co z Maggie?- zapytałam. Miałam taką cholerne Ochotę pocałować go.
- Nie jestem ojce. Chciała mnie wrobić- odpowiedział- Wybaczysz mi?
-Oczywiście, że tak!- krzyknęłam, a chłopak wstał i podał mi bukiet kwiatów, które położyłam na biurku. Zatopiliśmy usta w głębokim pocałunku. Riker... Mój Riker... Wrócił do mnie...




Nareszcie daję! Przepraszam was, ale musicie to zrozumieć. Są wakacje, a ja świetnie się bawię. Nie mam czasu na pisanie rozdziałów, a dzisiaj padał deszcz, więc postanowiłam to zrobić. Nawet nie wiecie jak ciężko było.
~~Zmierzchu :* <5

6 komentarzy:

Lauren Coolness pisze...

Yay! Riker wrócił <3
Całę szczęscie że nie jest ojcem
Moje ulubione niebieskie róże :P :3
Weny życzę i pozdrawiam ;*

Unknown pisze...

Ty kłamco! -.-
Jak tak mogłaś?!
Okłamać mnie?!
Mnie?!
FOCH!!!
Ale rozdział świetny :D
Rikuś wreszcie wrócił :D
Alex szuka praccy...
A teraz Sara wróci do Rikera?
Znaczy, czy się do niego przeprowadzi?!!!???!?!?!
Musi!
Będzie lepiej!
A jak Riker ją tylko okłamał, że Maggie nie jest w ciąży?
To znowu będę miała ochotę cię zabić -.-
Pozdrawiam ilutko <3
~Suza L

Anonimowy pisze...

Ja tam dziękuje za rozdział jest świetny! Tylko jest sprawa pisanie ma być przyjemnością więc ty nie pisz że jest ciepło i nie masz czasu. Jest dużo autorek które też są na wakacjach i piszą bo wiedzą że nie jest dobrze dawać tak rzadko rozdziały bo potem czytelnicy się gubią. Wyobraź sobie ,że czytasz 5 opowiadań i jak autorka każdego z nich będzie dawać w różnych odstępach to się pogubisz. Taka prawda to nie jest hejt. Rozdział świetny i życze weny i czasu na napisanie nexta.

Unknown pisze...

Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♥♡♥♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♥♥♥♥♡♥♡♡♡♡♡♥♥♥♥♡♡♡♡

Anonimowy pisze...

Jaki Rikuś słodki <3333 Z ok. 130 blogów jakie mam Twój jest Najlepszy ;)
Powodzenia życzę Ci z pisaniem następnego :)

Anonimowy pisze...

Dziewczyno mówiłaś że w wakacje chcesz nabić rozdziały do 100 rozdziałów a z takimi zapędami i nastawieniem nawet to 70 nie dojdziesz xD