niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 45


PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!! --->
                                           ********Perspektywa Sary********
 Po powrocie do domu od razu poszliśmy spać. Co się dziwić, była wtedy 4.30. Moje łóżko! Moje kochane łóżko! Tak za nim tęskniłam! A jeszcze dodać do kompletu Rikera to już w ogóle... Coś idealnego! Jutro, a raczej dzisiaj ma być ta wizyta u lekarza, więc muszę iść, muszę jeszcze spotkać się z dziewczynami, bo mają dla mnie niespodziankę i kupić prezent urodzinowy dla Rikera. Dużo roboty, ale cóż poradzić. Na szczęście mój sexi blondyn był zajęty cały dzień, jak reszta R5. Mają zamiar iść do studia i popracować nad okładką płyty...

Obudziłam się, a raczej obudził mnie budzik o 8.00.
-Już 8.00?- mruknął Riker, a ja przytaknęłam- Nie musimy jeszcze wstawać- dodał przytulając się do mnie i całując w szyi.
-Musimy- odpowiedziałam- Ja mam spotkanie z lekarzem o 10.00, a ty musisz być w studiu o tej godzinie.
-Do 10.00 jest dużo czasu- powiedział i pocałował mnie namiętnie. Po kilku minutach oderwałam się od niego.
-Wstawaj- powiedziałam tylko i zniknęłam w łazience. Po zrobieniu wszystkich porannych czynności zeszłam na dół i nakarmiłam Tajgę. Całkiem nieźle już urosła i zmądrzała. Prawie...
-Zabierz ode mnie tego kundla!- krzyknął Rocky z salonu.
-Tajga! Śniadanie- krzyknęłam, a suczka zjawiła się po chwili. Usiadłam obok Rockiego w salonie i zaczęłam oglądać jakiś film. Gdzie się podział Riker?! Ma mnie zawieźć, przecież, a ja nie mogę się spóźnić!
-Nienawidzę tego psa- powiedział chłopak.
-Rocky... Nie mów tak, bo ona to rozumie i wtedy się na ciebie rzuca- odpowiedziałam starając się ukryć śmiech. On tylko spojrzał się na mnie złowieszczo- Kiedy masz próbę do Tańca?
-Hm... Jutro. Już nie mogę się doczekać! - powiedział podekscytowanym głosem.
-To fajnie. - skomentowałam, a na schodach zjawił się Riker.
-Gotowa?- zapytał, a ja przytaknęłam.
-Rocky, zostań z Tajgą!- krzyknęłam.
-Nie! Błagam, nie! Proszę, nie! - zaczął wrzeszczeć, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
-Macie być gotowi jak wrócę, jasne?- zapytał Riker.
-Tak jest, szef!- zasalutował brunet.
-Świetnie- mruknął blondyn i wyszliśmy. Po chwili znajdowaliśmy się już w samochodzie i byliśmy w drodze do szpitala.
-Żałuję- powiedział ni stąd, ni zowąd.
-Czego?- zapytałam zdziwiona.
-Że nie mogę z tobą zostać. Znowu zostawiam cię samą- westchnął.
-U lekarza spędzę jakieś 2 godziny, a potem mam spotkanie z dziewczynami. Mają jakąś niespodziankę- przewróciłam oczami.
-Ale... dzisiaj wieczorem zapraszam cię do kina- powiedział uśmiechając się.
-Ok. O której?
- Hmm... O 8.00. Jest maraton filmowy. Trzy części Igrzysk Śmierci- odpowiedział i zaparkował przed szpitalem.
-Do wieczora- powiedziałam i pocałowałam go na pożegnanie.
-Do wieczora- odparł po chwili i odjechał. Stałam przed ogromnym budynkiem i troszkę się denerwowałam. Nareszcie pożegnam się z moją chorobą! Podekscytowana weszłam do środku i skierowałam się do sali nr 38.
-Proszę- usłyszałam po zapukaniu, więc weszłam.
-Dzień dobry. Usiądź- powiedział lekarz.
-Dzień dobry- odpowiedziałam i wykonałam jego polecenie.
-Wiem już co wywołuje twoją chorobę- powiedział.
-Co takiego?- zapytałam zaciekawiona.
-Gdy ciśnienie krwi jest wyższe niż 140 na 90 zaczyna ci się robić słabo, im wyższe tym więcej objawów tej choroby się pojawia- odpowiedział. Wow, nie miałam o tym pojęcia.
-Więc... Jak będzie wyglądała ta rehabilitacja?- zadałam ponownie pytanie.
-Codziennie będziemy podwyższać ci trochę ciśnienie. Twój organizm musi się do tego przyzwyczaić. Kiedy tak się stanie objawy automatycznie znikną- odpowiedział- To jak, gotowa?
-Tak- powiedziałam i weszliśmy do sali obok. Lekarz podał mi napój. Jak się potem dowiedziałam były to zioła rozmarynu, czy coś tam.  Wypiłam trzy kubki na raz i już po kilku minutach poczułam się słabo. Musiałam to zwalczyć i nie myśleć o tym, więc rozmawiałam z lekarzem na różne tematu, byleby nie myśleć o tym osłabieniu i lekkich zawrotach głowy. Robiliśmy tak przez dwie godziny i czułam, że z każdym kubkiem tych ziół czułam się lepiej. Świetnie!

                                       ********2 godziny później********
Właśnie szłam pod jakiś nieznany mi adres. Znajdował się on niedaleko domu dziewczyn. Kiedy tam doszłam zobaczyłam Juliet, Lili i Arię.
-Hej!- krzyknęły chórkiem.
-Hej, a tak w ogóle to... Co my tu robimy?- zapytałam zdezorientowana.
-Podziwiaj naszą siedzibę firmy!- krzyknęła Lili, a ja za bardzo nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Założyłyśmy firmę zajmującą się dekoratornię wnętrz! W końcu skończyłyśmy takie studia!- wyjaśniła Aria widząc moje zdezorientowanie wymalowane na twarzy.
-Co?- zapytałam niedowierzając.
-Tak!- krzyknęła Juliet- Chodź, oprowadzimy cię. Tu jest miejsce naszej sekretarki, czyli Arii- wskazała duże biuro obok wejścia, tu.... Jest moje biuro, tam Lili, a tu...- powiedziała kiedy weszłyśmy do ostatniego pokoju- Powinno być twoje. Dołączasz do nas?- zapytała, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Po kilku minutach się zdecydowałam.
-Tak!- krzyknęłam i wszystkie przytuliłyśmy się.
-Świetnie! My już mamy wszystko załatwione. Każda z nas ma własną grupę budowniczych i wszystkie mamy swoje zlecenia. Co oznacza, że cztery zamówienia możemy przyjąć na raz! Aria jest sekretarką, ale też je przyjmuje. Możemy brać więcej niż jedno w tym samym czasie, ale idziemy kolejką pokojową. Pierwsza jest Aria, potem ja, potem Lili i na końcu ty. Tam jest mała kuchnia i... Na razie to tyle- powiedziała.
-Wow- skomentowałam- A są jakieś zlecenia?
-Ja mam jedno- powiedziała Aria.
-To świetnie. To co... Idziemy na jakąś kawę i ciastko?- zaproponowałam, a dziewczyny się zgodziły.
-Ja odpadam. Mam zlecenia do zrealizowania- uśmiechnęła się Aria i usiadła za swoim biurkiem.

Czyli.... Mam pracę, o której zawsze marzyłam!



Hej! Nie wiem co mam dodać... WIEM! MÓJ DRUGIE BLOG BANKRUTUJE, WIĘC JEŚLI JESTEŚ CZYTELNIKIEM WEJDŹ I SKOMENTUJ ----> http://dream---love.blogspot.com/
DZIĘKI!
~~Zmierzchu :* <5

środa, 20 maja 2015

Rozdział 44



                                 ********Perspektywa Sary********

-Nie- odpowiedziałam, a on odetchnął z ulgą, po czym pocałował mnie.
-To dobrze- szepnął mi na uchy.
-Ok, gołąbeczki- powiedział Ell podchodząc do nas- Pora na część drugą, czyli podpisywanie, zdjęcia i pytanka!
-Riker?- zapytała idąc za R5.
-Hmm?- mruknął.
-Idę do dziewczyn. Są przed klubem. Spotkamy się tam, ok?- zapytałam, a on niechętnie przytaknął. Oderwałam się od niego, przecisnęłam przez tłum fanów i wyszłam. Tak jak wiedziałam Juliet, Lili i Aria siedziały na schodkach i z niecierpliwieniem czekały na mnie. Usiadłam obok nich i westchnęłam.
-I co?- zapytała chórkiem, a ja zaśmiałam się. Mimo tego, że był 2 września w Hiszpanii, w nocy było zimno, więc podczas mojego śmiechu zobaczyłam dym wydobywający się z mich ust.
-Ok, pogodziliśmy się- odpowiedziałam.
-Ale jak?- zapytała ciekawska Liliana.
-Tak jak było według planu. Weszłam na scenę, on mnie przeprosił, pocałowaliśmy się, potem powiedziałam, że nie jestem w ciąży i przyszłam do was- opisałam trochę dokładniej.
-Awww, jakie to romantyczne!- krzyknęła blondynka (Lili), a my zaśmiałyśmy się. Siedziałam na środku, na zimnym schodku i nagle poczułam się zmęczona i smutna. Oparłam głowę o ramię Arii i westchnęłam głośno.
-No co? Mi Garrett nie  robi żadnych romantycznych niespodzianek ani nic- westchnęła i oparła głowę o moją głowę.
-To są nasze ostatnie chwile spędzone razem- powiedziała Juliet, a po moim policzku poleciała jedna łza.
-Nie wiadomo kiedy znowu się spotkamy- odpowiedziałam. Następne trzy godziny spędziłyśmy na rozmawianiu. Tak strasznie tęskniłam za dziewczynami. Dwa miesiące, ale tęskniłam. Bardzo, bardzo. W międzyczasie przechodziły jakieś dziewczyny, czasem chłopaki, jednak nikt nie zwracał na nas uwagi. Byli zbyt zajęci swoi  zdjęciem z R5 lub nowymi akcesoriami z ich logo. Nim się obejrzałam, usłyszałam głos Rikera.
-Ale było bardzo fajnie- powiedział.
-Racja- przytaknął Ross.
-Hej Sara, hej dziewczyny- powiedzieli kiedy nas zobaczyli.
-Jedziemy? Autobus już jest- powiedziała Delly patrząc w prawą stronę. Wszystkie wstałyśmy i przytuliłyśmy się.
-Będę tęskniła- powiedziałam i poczułam na moich policzkach strumienie łez. Ostatnio bardzo często płaczę.
-Ja też.
-I ja.
-No, a ja niby co?- zapytała retorycznie Lili zostając w tyle. Po kilku minutach oderwałyśmy się od siebie.
-Musimy ci coś powiedzieć- powiedziały poważnie naraz, a ja bardzo się zdziwiłam i zaciekawiłam.
-Co takiego?
-Przeprowadzamy się do.... Los Angeles, Labrador Street 2000!- krzyknęły, a ja stałam nieruchomo. Po chwili do mojego mózgu dotarła ta wiadomość i zaczęły skakać oraz piszczeć.
-Czyli... Do za dwa miesiące?- zapytałam uśmiechając się i ocierając łzy.
-Tak- krzyknęły. W końcu poszliśmy do autobusu i od razu spać. Riker spał już po kilku minutach, jednak ja przepłakałam z radości połowę nocy...



                     
                                        ********2 miesiące później********
Dni mijały, trasa koncertowa też. Nim się obejrzałam wracałam do domu i rozwiązywałam sudoku w salonie. Obok mnie siedział Riker i oglądał mecz wraz z Ellem, Rossem i Rockym, a Rydel siedziała i przymierzała nowe ubrania. Co kilkanaście minut przychodziła i, niczym modelka, pytała nas jak wygląda. Przez te dwa miesiące praktycznie nic ciekawego się nie działo. Każde dni wyglądały tak samo. Pierwszy dzień- zwiedzanie, a drugi- przygotowanie R5 do koncertu i sam koncert. Odwiedziłam wiele państw, na przykład Hiszpanię, Portugalię, Niemcy, Polskę, Słowację, Ukrainę, Chiny, Japonię.... Praktycznie większość Europy, albo mi się tak wydawało. Niedługo będziemy w domu.... We własnym łóżku, tylko z Rikerem w jednym pokoju, bez jego rodzeństwa obok... Poza tym za 5 dni jest imprezka urodziny Rikera i Rockiego. Dzisiaj jest 1 listopada, więc to już niedługo. Kiedy ja i Riker poszliśmy do hotelu, w różnych celach oczywiście reszta R5 wszystko wymyśliła. Potem poszłam z Rydel na zakupy i tam ona powiedziała mi wszystko. Mam zając Rikera i tyle... To całe moje zadanie, a Alexix ma zająć Rockiego. Wtedy oni wszystko przyszykują. Zastanawiam się co kupić blondynowi, tylko co.... Gitarę? Nie, coś oryginalnego. Delly mi pomoże, więc staram się o to nie martwić. Poza tym jutro jest 2 listopada i będziemy w domciu...... Muszę się spotkać z dziewczynami!  Bardzo się cieszę  z tego powodu.  Co by tu jeszcze dodać? Hm... Nie wiem. Ja i Riker trochę rozmawialiśmy o naszej przyszłości, jednak... Nic nie jest pewne. Rocky też ostatnio chodzi podekscytowany, nie może doczekać się Tańca z gwiazdami, z drugiej strony... Ciekawe czy wygra?
Rozwiązując sudoku i myśląc o swoich sprawach oparłam się o ramię Rikera usnęłam zmęczona już tą trasą koncertową...



Szczęśliwi? Chcieliście tego? Wszystko wyszło perfekcyjnie, tylko trochę krótko. Nie będę opisywać tej trasy, bo to nudne!
~~Zmierzchu :* <5


czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 43



                               ********Perspektywa Rikera********

Cofnijmy się trochę w czasie xD Sara jest w ciąży czy nie?! 

-Sara!- krzyknąłem i wybiegłem za nią z autokaru, jednak zrezygnowałem z dalszego biegania. Poszedłem do salonu i przykryłem twarz dłońmi.
-Riker, co się stało?- zapytała spokojnie Rydel siadając obok mnie. Ross zrobił podobnie i położył mi rękę na ramieniu. Po moim policzku poleciała jedna łza. Co ja do cholery zrobiłem?! No tak. Milczałem. Zamiast powiedzieć, że sobie poradzimy po prostu milczałem jak jakiś kretyn i nie wiedziałem co mam zrobić. Racja. Dziecko popsułoby moją karierę, ale poradziłbym sobie! Ale najgorsze są dwie rzeczy: Co jeśli Sara jest w ciąży?! I co, jeśli już nie wróci?! Jeżeli zostawiła mnie, bo spanikowałem?!
-Riker, co się stało?- zapytał Rocky. I on spoważniał. Czułem to. Wiedział, że to nie są żarty. Westchnąłem i opowiedziałem im wszystko. Zaczynając od słów Rossa w łazience, kończąc na jej pytaniu i mojej panice.
-Przepraszam Was, ale ja muszę iść. Mam bardzo ważne spotkanie. Nie martw się bracie, będzie dobrze- powiedział i wyszedł. Wyjąłem telefon i dzwoniłem do niej kilka razy, jak reszta.
-Ok, musimy się zastanowić, gdzie jest Sara i czy jest z nią wszystko ok- powiedziała Rydel chodząc od drzwi do drzwi.
-Nie chcę być niemiły, ale  z Sarą na pewno nie jest ok, po tym co usłyszała od Rikera. A raczej nie usłyszała nic- odpowiedział Ellington. Miałem ochotę go uderzyć, ale wiedziałem, że ma rację.
-Ok,- zgodziłem się ignorując jego komentarz. Wstałem i zacząłem myśleć.
-Co by w takiej sytuacji zrobiła Sara?- zapytał Rocky.
-Zadzwoniłaby do przyjaciółki i wyżaliła się. Potem chciałaby rady- odpowiedziałem natychmiastowo.
-Właśnie. Skoro nie dzwoni do mnie, to....- powiedziała Rydel zawieszając się.
-Do kogo?- zapytał Ratliff,
-Do Juliet!- powiedziałem naraz z Delly.
-Mam jej numer!- dodała i wyjęła telefon. Po chwili odłożyła go i westchnęła- Nie odbiera.
Blondynka zniknęła w sypialni i po chwili pojawiła się z laptopem.
-Ogarniemy jej profil. Dowiemy się gdzie jest- odpowiedziała widząc nasze pytające spojrzenia. Ja tymczasem wziąłem miska Tajgi i nakarmiłem ją.
-Mam!- krzyknęła, a ja szybko podbiegłem do niej i usiadłem na kanapie.
-Juliet i dwie inne dziewczyny są w Hiszpanii! W Madrycie!- krzyknąłem zdziwiony,a jednocześnie zadowolony. Mam tylko nadzieję, że Sara jest z nimi.
-Czyli, Sara na pewno jest z nimi- stwierdziła Delly, a we mnie odrodziła się nadzieja. Może te dziewczyny doradzą Sarze i wróci do mnie? Uśmiechnąłem się.
-Więc... Jest ok?- zapytał Rocky.
-Chyba.... Chyba tak- odpowiedziałem niepewnie, a Delly uśmiechnęła się i położyła rękę na ramieniu.
-Świetnie! Chodźmy na pizzę, bo jestem głodny!- krzyknął Ell, a my zgodziliśmy się z nim. Kiedy znaleźliśmy pizzerię zamówiliśmy dwie duże pizze i zaczęliśmy je konsumować. Akurat dostałem SMSa. Z nadzieją, że to Sara szybko wyjąłem komórkę i przeczytałem wiadomość. Nieznany numer.

Hej, Riker. Pisze Lili, Aria i Juliet-  przyjaciółki Sary. Chcemy ci powiedzieć, że Sara żyje i jest z nami. Przed waszym wyjazdem spotka się z wami. Nie znamy rezultatu waszej rozmowy i jakby co to my nie pisałyśmy ;) 
      ~~J.J. Lili i Arie :*****
Pokazałem SMSa reszcie. Bardzo się ucieszyliśmy, teraz przynajmniej wiedzieliśmy, że z Sarą jest OK. Pod wiadomością było zdjęcie Sary jak pije piwo, a po jej policzkach ciekną łzy. Domyśliłem się, że to przeze mnie. Zrobiło mi się trochę smutno, ale cóż. Muszę płacić za moje błędy.
-Ok, jest 4.00, więc chodźmy zwiedzić miasto- zasugerowała Rydel i wszyscy się zgodziliśmy. Po kilkunastu minutach dołączył do nas szczęśliwy Ross. Każdy próbował odwrócić moją uwagę od Sary i muszę przyznać, że udawało im się to. Zwiedziliśmy wiele zabytków, gdyby wszystko było ok, pewnie teraz razem z Sarą byśmy zwiedzali to miasto. Sary marzeniem było zwiedzić Hiszpanię, a teraz się spełniło, po części. Przynajmniej ona tu jest. Kiedyś tu wrócimy, tylko we dwoje i zwiedzimy to miasto. O ile mi wybaczy. Rydel szybko zaczęła odwracać moje myśli. Zorientowała się zapewne, że znowu o Niej myślę.
Kiedy wieczorem wróciliśmy do autobusu, byłem strasznie zmęczony. Wykąpałem się i skoczyłem na wyrko. Ciężko było mi zasnąć bez Sary, bez jej ciepła, bez talii, którą zawsze oplatałem i zapachu jej blond włosów. Po około godzinie udało mi się to....

                                          ********Następny dzień********
Wstałem i wykonałem wszystkie poranne czynności. Pośmiałem się trochę z rodzinką i poszliśmy do klubu, gdzie ma się odbyć ten koncert. Ćwiczyliśmy przez dobre 5 godzin, a później sprawdzaliśmy czy wszystko jest Ok. O około 8.00 rozpoczął się koncert. Na początku moje przywitanie i tak dalej, i tak dalej. W tłumie nastolatek i nastolatków szukałem jej twarzy, jednak nic nie zauważyłem.  Pierwszą piosenkę była Cali Girls. Zleciała ona bardzo szybko, a nadzieja czy dziewczyna się pojawi czy też nie, malała wraz z każdą sekundą. Chociaż...  Te jej przyjaciółki napisały, że Sara się na pewno pojawi. Drugą piosenką była Aint No Way Were Goin Home. Starałem się nie myśleć o niczym specjalnym, tylko o tekście jej piosenki. Rozluźniłem się trochę tańcząc i śpiewając na scenie. W końcu to moja pasja i życie. Nim się zorientowałem nastąpiła ostatnia piosenka, czyli If i Can't Be With You.
-O Boże- usłyszeliśmy Rydel, więc spojrzeliśmy na nią, a potem na obiekt, w który była wpatrzony. Sara szła wolnym krokiem na środek sceny patrząc na mnie. Nie czekając dłużej podszedłem do niej. Spojrzała mi głęboko w oczy, a ja w niej. Nie widziałem już tego bólu, tylko miłość.
-Przepraszam- zacząłem- Nie ma wytłumaczenia, za to co zrobiłem. Popełniłem błędy, ale nie wiedziałem co powiedzieć. Teraz wiem. Kocham Cię i na zawsze będę z tobą. Wybaczysz mi?
-Wybaczam- uśmiechnęła się, a ja pocałowałem ją z czułością i pasją. Wplotła ręce w moje włosy i oddała pocałunek. Kiedy zeszliśmy ze sceny odszedłem z nią trochę na bok.
-Sara.... Czy ty jesteś w ciąży?- zapytałem z niepokojem. Chciałem się w końcu tego dowiedzieć, ponieważ to nie dawało mi spokoju.
Ona tylko westchnęła głęboko i powiedziała:
-No więc.....


Hahahaaha!! Zła Zmierzchu skończyła w tym samym momencie!! Hahahaahah
~~Zmierzchu :* <5

środa, 13 maja 2015

Rozdział 42



                                ********Perspektywa Sary********

Biegłam przed siebie, a kiedy miałam pewność, że nikt mnie nie goni, zwolniłam. Po moich policzkach ciekły słone łzy. Usiadłam na krawężniku i rozpłakałam się do reszty. Niepotrzebnie zakochiwałam się w Rikerze, niepotrzebnie się zgodziłam być jego dziewczyną, niepotrzebnie Ross przyprowadził mnie do ich domu, niepotrzebnie wyszłam wtedy z domu, niepotrzebnie pojawiłam się w życiu R5.  Riker spanikował. On?! Gdyby to był Ratliff, Rocky, nawet Ross! Ale Riker?! Nie spodziewałam się tego po nim. Liczyłam, że odpowie coś w typu: Nie martw się. Będziemy razem i coś wymyślimy. Nigdy cię nie opuszczę. Nadzieja matką głupich, przeliczyłam się. Chciałabym się teraz wyżalić przyjaciółce. Rydel, odpada, ale jest jeszcze Juliet. Pogodziłyśmy się, a tamta sprawa była nieporozumieniem. Jesteśmy przyjaciółkami, tak jak kiedyś. Pamiętam jak to było kilka miesięcy temu... Spotykałyśmy się we czwórkę. Ja, Juliet, Lili i Aria i gadałyśmy o różnych sprawach. Plotkowałyśmy, śmiałyśmy się, żartowałyśmy, ale również rozmawiałyśmy o poważnych problemach. To były czasy... Wyjęłam telefon z kieszeni moich spodni i... 10 nieodebranych połączeń. Riker, Riker, Riker, Riker, Riker, Rydel, Rydel Rocky, Ratliff, Ross. Nie zważając na to, szybkim ruchem wybrałam numer Juliet. Odebrała już po dwóch sygnałach:
-Hej Sara! Nie zgadniesz gdzie jestem! W Hiszpanii! Mega, nie?- nawijała.
-Czekaj, jesteś w Hiszpanii? Gdzie dokładnie?- zapytałam zapłakanym głosem. łzy ciągle leciały po moich policzkach. Założyłam okulary przeciwsłoneczne.
-Co się stało?- krzyknęła- W Madrycie, a co?
-Świetnie! Ja też, musimy się spotkać i pogadać- odpowiedziałam- Wtedy ci wszystko opowiem.
-Ok, jestem z Lili i Arią. Przyjedziemy do ciebie. Gdzie jesteś?- zapytała, a ja popatrzyłam na numery domów.
-Hm... Ulica Remecza 465- odpowiedziałam po chwili- Siedzę na krawężniku.
-Okej, będziemy za jakieś 30 minut, bo jesteśmy praktycznie na końcu miasta. Trzymaj się! Pa!- powiedziała i rozłączyła się.
-Pa- mruknęłam i schowałam telefon. Dostałam kolejną wiadomość, że ktoś do mnie dzwonił podczas mojej rozmowy. Riker.  Nie byłam w stanie z nim rozmawiać. Wracając do moich myśli. Wydaje to się być, jakąś bzdetą, ale... Riker nie chciałby tego dziecka. Widziałam to w jego oczach. I zabolało mnie to. Cholernie zabolało. Ale z drugiej strony cieszę się, że przynajmniej to wiem. Lepiej wcześniej. Dziewczyny muszą mi doradzić, co ja mam z tym zrobić, bo sama nie wiem. Nie mam pojęcia. Jakby wyglądała nasza przyszłość? Czy ktoś odpowie mi? Bo ja nie wiem, jakby to wyglądało. Rikera często by nie było, a ja nie chcę wychowywać dziecka, które widzi tatę raz na dzień. Nie chcę, żeby moje dziecko miało tatę, który nie ma czasu spędzić z nim trochę czasu. Ale... Może to by się udało? Może Riker pogadałby z Connorem i zmieniliby grafik? Możliwe, że wtedy Riker by się dusił. Muzyka jest jego życiem. R5 stawia na pierwszym miejscu, mnie na drugim. Mieć sławnego chłopaka i tyle problemów.  Czy ja mam z nim zerwać? Wtedy bym nie miała sensu życia.
-Sara!- usłyszałam trzy głosu niedaleko mnie, więc się tam obejrzałam. Zobaczyłam dziewczyny. Szybko wstałam i przytuliłam je.
-Okej, chodźmy do naszego hotelu. Jest blisko. Wtedy nam wszystko opowiesz, okej?- zapytała Lili, a ja przytaknęłam. Gadając o niczym szłyśmy, a ja na słupie zobaczyłam występ pewnego zespołu. Stanęłam tam, a dziewczyny spojrzały na mnie pytająco. Jutro o 20.00 w Clubie ReBelDe. Zapamiętam.
-Chodźmy- mruknęłam i szłyśmy dalej. Doszłyśmy do czterogwiazdkowego hotelu i poszłyśmy do pokoju numer 8. Wszędzie panowała idealna czystość.  Kiedy weszłyśmy do pokoju  zobaczyłam beżowe ściany i trzy ogromne łóżka. Dalej były drzwi do salonu. Usiadłyśmy na łóżkach.
-Mów- zarządziła Juliet biorąc cztery duże paczki chipsów i cztery piwa.
-No więc tak...- zaczęłam im opowiadać wszystko, a one słuchały mnie jak zaklęte.-... I taki oto dość smutny koniec.
-Hmm... Rzeczywiście. Sexi blondyn zachował się źle, ale po prostu... Przestraszył się- powiedziała Aria.
-Racja. Ja też nie wiedziałabym co powiedzieć- przytaknęła Juliet.
-A moim zdaniem, to Sara ma rację. No bo... Sorry, ale ja miałam podobną sytuację, że prosto z mostu zapytałam się chłopaka: Co będzie, jeżeli jestem w ciąży?. Byliśmy 17-latkami, a ja miałam zamiar studiować, on też, a wtedy dziecko byłoby tylko... Niepotrzebne- powiedziała Lili- I wiecie co powiedział?
-No?- zapytałyśmy ciekawe.
-Że będzie ze mną na zawsze i mimo wszystko mnie nie zostawi- odpowiedziała, a my zrobiłyśmy typowe Awwww.- Ta wiem, to romantyczne.
-I co się stało z tym chłopakiem?- zapytałam.
-Nic, nadal jesteśmy razem- odpowiedziała wzruszając ramionami.
-Czyli, że.... To Garret?- zapytałyśmy ponownie chórkiem, a ona przytaknęła.
-I moim zdaniem, to Garret był w gorszej sytuacji- dodała, a ja poparłam ją.
-W sumie... Racja- dodała Juliet.
-No ok, ale co ja mam zrobić?- zapytałam nie wiedząc co zrobić z moim życiem.
-Ja mam świetny pomysł!- krzyknęła Lili, a ja spojrzałam na nią pytająco. Przy okazji napiłam się piwa- Jutro jest koncert R5, nie? Więc dzisiaj robimy piżama- party, ty nie odzywasz się do nich, a jutro na koncert przychodzisz na ich koncert, wchodzisz na scenę i.....
-I co?- zapytałam.
-I.... Sprawy same się potoczą. Przekażesz nam co powiedział, a my ustalimy werdykt- odpowiedziała.
-To niegłupi pomysł- stwierdziła Juliet kiwając twierdząco głową.
-Popieram! I zrobimy cię na bóstwo!A tak w ogóle to... Jesteś w ciąży?- zapytała i wszystkie zamilkłyśmy.
-Tak?- zapytała z niedowierzaniem Juliet.
-Nie wiem- odpowiedziałam cicho- Spóźnia mi się...
-Ok, bez paniki. Jest... 5.00, więc idziemy na zakupy, kupujemy świetną sukienkę i dodatki i... test ciążowy- zarządziła Aria, a my zgodziłyśmy się. Poszłam jeszcze do łazienki i poprawiłam makijaż, wyglądałam strasznie. Oczy nadal miałam opuchnięte, ale założyłam tylko okulary przeciwsłoneczne i wyszłyśmy. Przez ten czas gadałyśmy  ogólnie co tam u nas się dzieje ciekawego. Weszłyśmy do sklepu z samymi sukienkami.
-Może ta?- zapytała Aria, pokazując mi czerwoną, krótką do ud sukienkę.
-Nie!- powiedziałam od razu- To ma być coś eleganckiego.
-Okej- mruknęła i poszła dalej.
-A ta?- zapytała Juliet pokazując jagodową sukienkę przed kolano. Miała białą wstążkę przeplataną pod biustem. Była rozkloszowana i... całkiem niezła.
-Hmmm... Pokaż, przymierzę- odpowiedziałam i kiedy znalazłam mój rozmiar. Poszłam do przymierzalni i założyłam ją. Przejrzałam się w lustrze i nie było maskary.
-Świetnie!- krzyknęła Lili, kiedy wyszłam.
-No! Genialnie!- skomentowała Aria, a Juliet tylko gwizdnęła. Zaśmiałam się i wróciłam. Od razu kupiłam tą sukienkę, a potem po godzinie zakupiłam białe szpilki. Śliczne. Potem zeszło nam się tylko kilkanaście minut, żeby kupić kolczyki, naszyjnik i bransoletkę. Nadal miałam tą bransoletkę od Rikera i nie miałam zamiaru jej zdejmować. Zaszłyśmy tylko do apteki i kupiłyśmy najważniejszy zakup- test ciążowy. Kiedy wróciłyśmy do hotelu było już ciemno. Coś koło 10.00.
-My tu wszystko przygotujemy, a ty idź i zrób ten test- powiedziała Aria pchając mnie do łazienki. Wykonałam jej polecenie i po kilkunastu minutach test już był. Nie patrząc na niego wyszłam z łazienki.
-I Co?- zapytała naraz stojąc przed drzwiami łazienki.
-Powiedz- westchnęłam i podałam test Lili.
-Okej, więc.....




Hej! Kolejny rozdział pod rząd! Fajnie, nie? Następny będzie dopiero w weekend prawdopodobnie. Jak myślicie, Sara jest w ciąży??!! PAMIĘTAJCIE: LUBIĘ ZASKAKIWAĆ LUDZI ;)
Piszcie w komach jak obstawiacie, bo ja już wiem i nie wiem czy to was zadowoli, bo... To wszystko skreśli.... 
~~Zmierzchu :* <5








wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 41


PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!! BYĆ MOŻE TY JESTEŚ POSZUKIWANA!

                                           ********Perspektywa Sary********

Leżeliśmy z Rikerem na łóżku i co chwilę obdarowywaliśmy się pocałunkami. Byliśmy ubrani, jakby co. Co jakiś czas nasłuchiwaliśmy lub śmieliśmy się z krzyków reszty.
-Riker... Jest 11.30. Siedzimy tu już bardzo długo. Musimy iść- mruknęłam niechętnie.
-Nie ma takiej potrzeby- powiedział całując mnie. Lekko go odepchnęłam.
-Za pół godziny jestem umówiona z twoim bratem, a jeszcze muszę odbyć poważną konwersację z twoją siostrą. Jakby tego było mało nasz pies próbuje  zjeść twojego drugiego brata-  powiedziałam, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
-No ok- przyznał mi rację i podniósł się- Ostatni pocałunek- powiedział i, kiedy zdążyłam wstać, zaczął mnie całować, przez co znowu wylądowaliśmy w łóżku. Zachichotałam przez pocałunek.
-Już koniec- powiedziałam stanowczo- Kup na dziś wieczór piwo i chipsy. Pamiętasz ten dzień?- szepnęłam na ucho.
-Jak mógłbym zapomnieć? Dzisiaj jest nasza dwumiesięcznica i ten wieczór, będzie prawie taki sam jak dwa miesiące temu- powiedział i otworzył drzwi. Jak przychodzi na dżentelmena XXIw. przepuścił mnie.
-Nareszcie!- krzyknął Rocky- Wasz pies mnie atakuje!
-Wie kto jej nie lubi- odparłam.
-Nareszcie! Musimy pogadać!- krzyknęła Rydel wychodząc z kuchni.
-Okej, mamy 30 minut. Potem jestem umówiona z Rossem- odpowiedziałam.
-Kurde, teraz to tylko grafik zrobić- zaśmiał się Ellington- Godzina dla Rikera, godzina dla Rydel....
-Dla mnie to co najmniej cztery!- krzyknęła.
-Ej! A ja to co? Jestem najważniejszy!- krzyknął Riker głaszcząc Tajgę.
-Ty masz noc!- śmiał się Ratliff.
-Jak my w nocy śpimy!- odpowiedział blondyn.
-Ostatnio słyszałem!- do rozmowy włączył się Rocky- Riker.... Riker.... Riker...- zaczął jęczeć, a ja walnęłam w niego pufą- Ała!
-Idziemy!- powiedziała blondynka i pociągnęła mnie za rękę do sypialni. Usiadłam na dużej, miętowej pufie, a Delly na różowej.
-Co się stało?- zapytałam.
-Wczoraj nie miałam czasu ci powiedzieć, ale... Zrobiliśmy to!- powiedziała.
-Ty i Ell?- zapytałam, a ona przytaknęła- Gratulacje! I jak było?
-Miałaś rację. Świetnie!- odpowiedziała, a ja ją przytuliłam- Poza tym... Mam problem.
-Mów- zachęciłam ją.
-W co mam się ubrać jutro na koncert?- zapytała poważnie, a ja wybuchnęłam śmiechem- Co?
-Ja myślałam, że może w ciąży jesteś, czy coś.... A ty: W co mam się ubrać jutro na koncert?- Zaśmiałam się naśladując jej głos. Potem gadałyśmy o różnych sprawach. Obie zauważyłyśmy, że ostatnio nie spędzamy ze sobą czasu i że... Ostatnie dni były inne. Same problemy. Oczywiście gratulowała mi z powodu dwumiesięcznicy. Kiedy minęła godzina, Ross zaczął się drzeć, że nie zdąży i tak dalej, jednak nikt, oprócz mnie nie wiedział o co chodzi.
-Gotowy?- zapytałam wchodząc do salonu, gdzie byli wszyscy chłopaki.
-Tak- odpowiedział i wspólnie poszliśmy do łazienki.
-Okej, Rossy. Gadaj mi o różnych bzdetach i tak dalej. Po prostu nawijaj, pytaj się mnie o różne sprawy, a ja mam już zarys twojego wyglądu- powiedziałam, a on wykonał moje polecenie. Zaczął opowiadać ze szczegółami jak poznał tą dziewczynę, co ma zamiar jej powiedzieć i tak dalej i tak dalej. Ja przez ten czas robiłam mu idealną fryzurę. Zrobiłam artystyczny nieład, ale w nie jego stylu. W sumie.... Pasował do niego. Potem Ross zaczął gadać o tym ich karierze. Ja natomiast lekko pomalowałam mu oczu, żeby nie było takich worów. Zapewne się nie wyspał. Nim się obejrzałam na zegarze wybiła 1.30. Postój. My jednak nie wyszliśmy z łazienki. Przekazałam tylko Rikerowi przez SMSa, żeby wyszedł z Tajgą. Oczywiście zapytał się co my tam robimy. Może był zazdrosny, czy coś. Odpisałam mu tylko, że szykuję Rossa. Kiedy dostałam zdjęcie Tajgi i dwa najważniejsze słowa, które słyszę od niego codziennie uśmiechnęłam się i odłożyłam telefon.
-Riker naprawdę cię kocha- stwierdził po chwili ciszy. Najwyraźniej zauważył mój uśmiech i zapewne domyślił się co jest grane.
-Wiem- odpowiedziałam- Ja też go kocham.
-Wyobrażasz sobie waszą wspólną przyszłość?
-Taki... Lekki zarys- stwierdziłam- Chciałabym,  żebyśmy mieli własne mieszkanie, ogromne mieszkanie, żeby po salonie leżały porozrzucane zabawki dzieci, a w ogrodzie biegała Tajga i jakiś golden retriever. Ale... Nie wiem jak to będzie.
-Masz rację- powiedział głęboko zamyślony. - Riker jest piosenkarzem, jego kariera jest niestała. Poza tym wyjeżdżałby w trasy koncertowe...- słysząc te słowa po moim policzku popłynęła łza.
-Gotowe- rzuciłam i nie zwracając na nikogo wyszłam. W salonie był chaos. Chłopaki darli się, bo oglądali mecz, a Rydel grzebała coś w swoim telefonie. Weszłam do sypialni bardzo głośno trzaskając drzwiami, przez co wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Słyszałam jak Ross i Riker kłócą się przez drzwi:
-Coś ty zrobił?- zapytał zły Riker.
-Zamyśliłem się i przez przypadek palnąłem bzdurę. Nie chciałem- odparł młodszy. Położyłam się na łóżku i wtuliłam w poduszkę. Ross ma rację. Jeżeli ja i Riker mamy jakąś przyszłość... To... Będzie ona.... Mizerna.
-Hej, co się stało?- zapytał blondyn wchodząc do pokoju. Od razu położył się obok mnie i przytulił do siebie całując w czoło. Ja nic nie mówiąc rozpłakałam się. Z... bezsilności. Moja i Rikera przyszłość ma około 40%. On jest piosenkarzem, nie będzie miał czasu dla mnie. Musiałby zrezygnować z kariery, jeżeli bym zaszła w ciążę, a wiem... On by tego nie zrobił. To jest dla niego zbyt ważne.
-Co się stało?- zapytał ponownie- Co takiego powiedział Ross? Mam mu dać kopa, żeby się ogarnął?- zapytał, a ja uśmiechnęłam się.
-Nie- odpowiedziałam i ręką wytarłam łzy. Po chwili dostałam chusteczkę i dokończyłam czynność.
-To... Powiesz co się stało?- zapytał po raz kolejny.
-Po prosu... Ross ma rację, Riker. I tylko otworzył mi oczy- odpowiedziałam i przytuliłam się do jego torsu.
-Ale o co chodzi?- zapytał zniecierpliwiony.
-Podczas naszej rozmowy, Ross powiedział coś, czego teraz zapewne żałuje.
-Ale co?- krzyknął,a  ja przestraszyłam się lekko- Przepraszam.
-Nie szkodzi. Ross powiedział, że jesteś piosenkarzem i... Twoja kariera jest niestała. Wyjeżdżałbyś w trasy koncertowe...- powiedziałam.
-Wyjeżdżałabyś razem ze mną, tak jak teraz- powiedział, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
-A co jeśli do gry weszłoby... Dziecko?- zapytałam patrząc na niego. Zamilkł. W jego oczach zauważyłam strach i niepokój.
-Jesteś... W... Ciąży?- wyjąkał z niepokojem.
-A co jeśliby tak?- zapytałam, jednak nie odpowiedział. Zamilkł. W jego oczach widziałam strach, niepokój, coś więcej. Nie chciałby tego dziecka. Wiedziałam to.
-Jesteśmy na miejscu!- usłyszeliśmy głos Connora. Wybiegłam szybko z pokoju, a przy  okazji zgarnęłam moje okulary porzeciwsłoneczne. Nie zważając na nikogo wybiegłam z autokaru, zapamiętując nazwę ulicy i skierowałam się w nieznaną mi stronę.
-Sara!- słyszałam tylko głos Jego, ale nie interesowało mnie to...




Nie taki miał być rozdział, ale chyba nie wyszło nawet OK. Ach ten Riker! Znowu nawalił! Co będzie w następnym rozdziale?? Ja nie wiem. Jutro coś wymyślę na muzyce, czy gdzieś tam 
KOCHAM WAS
~~Zmierzchu :* <5
POZA TYM POSZUKUJĘ DZIEWCZYNY- SUZY L. 
ZGŁOŚ SIĘ DO MNIE NA FACEBOOKU ----->https://www.facebook.com/natalia.z.karaszkiewicz

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 40



Son las 3 de la mañana

Y estoy en tu ventana


Buscándote, amor


Escucha por favor

Y tú qué estás pensando


Llegando aquí tomando


Vete ya de aquí


Déjame dormir

Pero yo no pued
o irme sin un beso

Pero ya es muy tarde y no te quiero ver


Czyżby była już 3.00? Podniosłam się z łóżka i ziewnęłam. Po chwili wyłączyłam budzik, który obudził mnie i Tajgę. Riker spał jak zabity. 
-Riker- szarpnęłam go- Riker, wstawaj!- krzyknęłam, a on otworzył oczy. 
-Co?- mruknął wtulając się w poduszkę. 
-Jest 3.00. Trzeba wstawać. Ja idę na dół. Zaraz wrócę- powiedziałam i wzięłam szczeniaka na ręce. Kiedy znalazłyśmy  się w kuchni, nakarmiłam ją, a sama wzięłam leki. Po chwili wróciłyśmy na górę. Blondyn siedział w łazience, więc poszłam do garderoby i założyłam legginsy i neonowy T-shirt. Strój w sam raz do spania. Kiedy skończyłam się ubierać, poszłam do łazienki, gdzie chłopak układał swoją grzywkę. Mimowolnie przewróciłam oczami. 
-No co? Potrzebuję czasu, żeby ją perfekcyjnie ułożyć!- powiedział oburzony, a ja wybuchnęłam śmiechem. Usiadłam przy toaletce i zaczęłam się malować. 
-Gotowe!- krzyknął uradowany- Za 25 minut wyjeżdżamy, więc idę spakować nasze walizki do autobusu. Zaraz wracam- powiedział i pocałował mnie w policzek. Po kilku minutach skończyłam robić mój makijaż, więc związałam włosy w wysokiego koka. Przeszłam do sypialni, wzięłam dwie torby, Tajgę i wyszłam. Na schodach spotkałam Rydel. 
-Hej. Wyspałaś się?- zapytała ziewając. Zachichotałam. 
-Nie- odpowiedziałam.  Zeszłyśmy po schodach rozmawiając o kosmetykach. Delly narzekała, że Rocky wylał jej ulubiony i najdroższy tusz do rzęs. 
-Hej Connor- powiedziała do chłopaka, który stał obok autobusu. 
-Siema. Sara, tak?- zapytał podająć mi rękę. 
-We własnej osobie  i na żywo- zaśmiałam się. 
-Jestem Connor, pomocnik R5 i ich choreograf i tak dalej. Wiele o tobie słyszałem- odpowiedział-No to jak? Wszyscy gotowi?
-My tak - odpowiedział Riker, który zjawił się nagle- Rocky i Ratliff schodzą. 
-Ty idioto! Jesteś nienormalny??!!! Prawie zabiłeś mnie swoją walizką!- krzyknął Ratliff, a Rocky tylko się śmiał. Po chwili wyszli z domu. 
-On mnie prawie zabił! Kiedy schodziłem sobie z moimi rzeczami na dół, on zrzucił na mnie swoją walizkę, o którą się potknąłem!- krzyknął Ell. Śmiejąc się weszliśmy do autobusu, a moim oczom ukazała się kuchnia. 
-Znacie wszystkie pomieszczenia, pokażcie Sarze, a ja idę spać- powiedział Connor i zniknął za drzwiami obok kuchni. 
-No więc tak: tu jest kuchnia- mówił Riker obejmując mnie- Za tymi drzwiami jest łazienka,  tutaj salon, a tam- wskazał na ostatnie drzwi- sypialnia. Wszystkich. Wspólna- szepnął mi ostatnie słowa do ucha. Reszta już poszła do sypialni, a my skierowaliśmy się za nimi. 
-O wow! Con zrobił podwójne łóżko dla nas!- powiedział i wpakował się do łóżka. Poszłam w jego śladu. Położyłam psa na łóżku.
-Ale jest na to sposób- powiedział wracając o tematu. 
-Jaki?- zapytał półszeptem zaciekawiona. 
-Zawsze można iść do hotelu- wybuchnęliśmy śmiechem. 
-Ciszej gołąbeczki! Tu się śpi!- krzyknął Rocky z góry. Przytuliłam się do blondyna i usnęłam. Przez sen głaskałam psiaka. 



                               ********Kilka godzin później********
Obudziłam się. W całym autobusie panowała cisza. Za oknami było już jasno, więc spojrzałam na zegarek w telefonie. 8.10. Jeszcze jedno pytanie. Gdzie my jesteśmy? Na ekranie mojego telefonu pokazało mi, że jesteśmy we Francji. Całkiem szybko jedziemy... Czekaj, czekaj... Francja?! Niestety, tu nie ma koncertu, ale i tak nie dawno widziałam się z Martinem. Jakoś nie chciało mi się spać, więc wstałam i skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki i po chwili jadłam je. Oczywiście podzieliłam się z małym szczeniakiem. Kiedy skończyłam weszłam do łazienki i umyłam zęby i trochę poprawiłam włosy oraz makijaż. Po wykonaniu wszystkich tych czynności, poszłam do salonu i włączyłam telewizor. Większość kanałów była po francusku, w końcu jesteśmy we Francji. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Znalazłam fajną, francuską komedię romantyczną. Po kilku minutach zjawił się Ross. 
-Siema. Co oglądasz?- zapytał siadając obok mnie i głaszcząc psa. 
-Komedię romantyczną- odpowiedziałam, a on westchnął. Zaśmiałam się i podałam mu pilota. 
-Mam pytanie- powiedział po chwili. 
-Słucham cię uważnie- odpowiedziałam. Ross przełączył na film katastroficzny, który już kiedyś oglądałam z Rikerem. Uśmiechnęłam się lekko do moich wspomnień. Kiedyś to były czasy... Szaleństwo z R5... Jakby nie istniała ich kariera i moje problemy. Wtedy mieszkałam jeszcze z rodzicami, którzy ciągle gdzieś wyjeżdżali. Pamiętam jak wspólnie wychodziliśmy w różne miejsca. Śmialiśmy się i żyliśmy jakby jutra miało nie być. Dzisiaj... To co innego. Spoważnieliśmy. W ciągu tych dwóch miesięcy, bardzo się zmieniłam. Ja i R5. Minęły tylko dwa miesiące, a ja mam wrażenie że dwa lata. 
-Halo????- zapytał śmiejąc się Ross i pomachał mi ręką przed twarzą. 
-Co?- zapytałam nieogarnięta. 
-Nieźle się zamyśliłaś. Ale wróćmy do pytanie. Kochasz Rikera?- zapytał i nagle spoważniał. 
-Tak- odpowiedziałam bez wahania. 
-Jesteś w nim zakochana?
-Tak- odpowiedziałam ponownie. 
-Musisz mi pomóc- westchnął i ułożył się wygodniej na kanapie. 
-Jasne, o co chodzi?- zapytałam i odprężyłam się.
-Podczas ostatniej trasy koncertowej, w Hiszpanii poznałem dziewczynę. Nawet mi się spodobała, ale ona się we mnie normalnie zakochała. Pisała do mnie, dopóki nie zmieniłem numeru i w ogóle. I... Ostatnio do niej napisałem i umówiłem się z nią na spotkanie. Chcę jej wszystko wyjaśnić, a ty musisz mnie do tego przygotować i pójść tam ze mną. Sam nie dam rady. A wcześniej musisz mnie przygotować- odpowiedział, a ja szybko się zgodziłam. 
-Kiedy jest to spotkanie?- zapytałam. 
-Ymm... W Hiszpanii mamy być o około 3.00 i zaraz mam iść do restauracji ReBelDe. 
-Okej... W takim razie, jest...- spojrzałam na zegarek- 9.00, więc o 12.00 zacznę cię szykować. A teraz lecę do Rikera- powiedziałam wstając. 
-Ach te nasze gołąbeczki- skomentował, a ja zaśmiałam się. Weszłam do pokoju i położyłam się obok blondyna. Ile on może spać?! Pocałowałam go czule w usta i po chwili oddał pocałunek. 
-Riker, wstawaj..- powiedziałam- Śpisz dłużej ode mnie zaśmiałam się. 
-No ok, już wstaję. 
-To się pospiesz, zanim Rydel zacznie okupować łazienkę- dodałam, kiedy zobaczyłam, że blondi powoli wstaje z łóżka. 
-Nie!- krzyknął szybko wstając- Będę pierwszy!
Po chwili już go nie było. Ja i Rydel wybuchnęłyśmy śmiechem, budząc Rockiego i Ella. 
-Jak nie gołąbki się śmieją w nocy, to z samego rana nie da się spać, bo dziewczyny się śmieją- mruknął niezadowolony Rocky i wyszedł z łóżka w samych bokserkach. Zapewne poszedł do kuchni, a za nim podreptał Ellington. Oczywiście wcześniej przywitał się z Rydel pocałunkiem w policzek.  Pogadałam z nią i przy okazji pomogłam w wybiorze ubioru na jutrzejszy koncert. Kiedy blondyn wrócił zaczął mnie namiętnie całować. 
-Riker...- mówiłam przez pocałunku-Nie... Możemy... 
-Czemu niby?- spytał odrywając się ode mnie. 
-Ponieważ za cieniutką ścianą jest czwórka twojego rodzeństwa, Connor i pan kierowca- przypomniałam mu. 
-Czemu nie możemy stanąć?- jęknął chłopak- Poszlibyśmy do hotelu. Ale... To i tak mnie nie obchodzi.- dodał po chwili i znowu zaczął mnie całować. Tym razem nie opierałam się, ponieważ również tego chciałam.  Nagle drzwi od sypialni otworzyły się, a my momentalnie oderwaliśmy się od siebie. 
-Sorki....- powiedziała Delly- Biorę moją kosmetyczkę i już mnie nie ma- dodała, wzięła to co chciała i wyszła. Po chwili usłyszeliśmy jej krzyk:
-Sara i Riker zajęli sypialnię, więc jest tam zakaz wchodzenia!
Zaśmialiśmy się cicho, po czym z powrotem zajęliśmy sobą...






Hej, hej heloł!  Właśnie zauważyłam, że mój blog strasznie spoważniał :( Nie chcę tracić przez to czytelników, ale ja już tak po prostu mam. Nie przedłużam, więc...
~~Zmierzchu :* <5

środa, 6 maja 2015

Rozdział 39




                                        ********Perspektywa Sary********

Obudziłam się w miękkim łóżku, a czyjaś dłoń oplatała moje ciało. Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem zobaczyłam, że jest ciemność za oknem. To... Która jest godzina? Na półce wymacałam telefon. 5.03. Byłam już wyspana, lecz postanowiłam iść dalej spać. Nie myślałam wtedy logicznie.

Po dwóch godzinach obudziłam się w tej samej pozycji, jednak za oknem zauważyłam wschód słońca. Była równo 7.00. Postanowiłam, że nie będę dłużej spać. Wyplotłam się z objęć mojego chłopaka i zeszłam na dół. Na kanapie spała Tajga. Pogłaskałam ją, a ta się otworzyła swoje czarne oczka. Kurdę... Spałam jakieś... 15 godzin. Ale to zapewne po przebywaniu w szpitalu. Aż dziwne, że mój organizm tak szybko doszedł do ładu i składu. Weszłam do kuchni, a Tajga podreptała za mną. Połknęłam leki i zaczęłam robić śniadanie. Do jednej miski wsypałam płatki i dolałam mleka, a do drugiej wrzuciłam mięsko wieprzowe z puszki. Podałam ją szczeniakowi i sama zaczęłam jeść posiłek. Przy okazji wstawiłam wodę na herbatę i zaparzyłam ją. Kiedy wracałam na górę zorientowałam się, że pies nie idzie za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Tajga nie jest w stanie wejść za schodki. Zaśmiałam się cicho i wzięłam ją na ręce. Kiedy dotarłyśmy do pokoju, herbatę położyłam na szafce, a Tajgę na łóżku, obok Rikera. Widząc ten widok bardzo się ucieszyłam. Moje życie jest normalnie jak z bajki. Jakby się zastanowić to... Tajga jest takim, naszym dzieckiem.  Poszłam do łazienki i odkręciłam wodę do wanny. Po tym szpitalu muszę z siebie zmyć to wszystko. Dodałam kilka olejków i weszłam. Zanurzyłam się w wodzie po szyję i wzięłam moją książkę z półeczki obok wanny. Pretty Little Liars. Niewiarygodne, to normalnie świetna książka! Mam już 4 z tej serii i one strasznie mi się podobają. Po około 40 minutach wyszłam z wanny i umyłam zęby, a potem twarz. W ręczniku wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że blondyn śpi, a czarno-biały szczeniak gryzie swoją zabawkę. Skąd ona ją w ogóle wzięła? No tak! Zgarnęła ją z salonu, zanim ją wzięłam na ręce. Weszłam do ogromnej garderoby i założyłam miętową koszulkę oraz dżinsowe, krótkie spodenki. Usiadłam przed toaletką i zrobiłam sobie lekki makijaż. Kiedy byłam gotowa, wzięłam kluczyki od samochodu Rikera i stamtąd zgarnęłam wszystkie rzeczy Tajguni. Wróciłam do pokoju i jej posłanko położyłam obok łóżka razem z kilkoma zabawkami. Potem zaczęło mi się nudzić. Jutro jest ta trasa koncertowa, a ja muszę spakować siebie, Tajgę i Rikera prawdopodobnie. Postanowiłam nie czekać, tylko zrobić to od razu. Nie chciałam budzić chłopaka, więc zachowywałam się w miarę cicho.  Postanowiłam od pakowania szczeniaka. Najpierw jej łóżko, teraz jej zabawki i karma. Wzięłam tylko 2 kilogramy, potem będę kupywała więcej. Jeszcze jej dwie miseczki na wodę i karmę. Hm... To chyba wszystko. Jeszcze jej szelki i smycz i książeczka zdrowia. Okej, gotowe. Jej torbę położyłam obok drzwi. Przyszła pora na mnie.  Z garderoby przytaskałam moją ogromną, białą walizkę w kwiatki i zaczęłam pakować mnóstwo ciuchów. W tej umieszczę spodnie. Okej, jedziemy na sześćdziesiąt dni, więc potrzebuję około 20 par. Dżinsy, legginsy, krótkie spodenki, czarne rurki, legginsy.... I tak dalej i tak dalej... Po 20 minutach wszystkie spodnie były spakowane. Zajęły one połowę walizki. Dodałam jeszcze 5 spódniczek. Czas na koszulki. Było podobnie jak ze spodniami, jednak było ich o wiele więcej. Po kilkunastu minutach się zmęczyłam i postanowiłam zrobić przerwę. Przez ten cały czas  mówiłam do Tajgi. Była już 9.00! A mój chłopak śpi! Trzeba coś z tym zrobić. Wzięłam skrawek kołdry, którą przykryty był Riker i podał Tajguni. Mimo, że był to 6-tygodniowy szczeniak jest bardzo silna. Dorosły husky jest w stanie ciągnąć 2 tony, więc taki mały około kilkunastu kilogramów.  Po chwili Riker powoli przesuwał się w sttronę brzegu łóżka. Okej, bądźmy szczerzy. Ja trochę pomagałam, żeby po chwili usłyszeć huk.
-Co do cholery?!- krzyknął blondyn wstając.
-Riker, jest 9.00, więc postanowiłyśmy cię obudzić- zaśmiałam się odpowiadając, a on westchnął. Usiadł na łóżku patrząc na mnie.
-Co robisz?- zapytał.
-Pakuję się. Jutro jest trasa, więc chcę to mieć za sobą- odpowiedziałam.
-O cholera! Zapomniałem!- krzyknął i zniknął w garderobie. Wzruszyłam ramionami patrząc na szczeniaka.
-Nie martw się, Pancio już taki jest- mruknęłam tylko i wróciłam do pakowania się. Walizka była już pełna, więc położyłam ją obok torby.
-Sara, słuchaj. Wyjazd jest jutro o 3.00 rano. My musimy lecieć i ustalić szczegóły trasy. Będę około 5.00. Nigdzie nie wychodź, nie przemęczaj się, najlepiej posiedź sobie w ogródku z Tajgą. Jest ładna pogoda. I spakuj mnie, proszę. A i rodzice z wracają za kilka dni. RyRy też- mówił szybko, a na końcu pocałował mnie w policzek i wyszedł. Kilka minut później usłyszałam trzask drzwiami.
Normalnie deja vu. Ale tym razem się nic nie stanie. Nie będę się przemęczać. Dopakowałam siebie do drugiej walizki, gdzie włożyłam koszulki, sukienki i bieliznę. Do torby podręcznej wpakowałam dwie książki, słuchawki, telefon, ładowarkę, kosmetyki i kilka innych pierdół.  Potem spakowałam Riker, ale z nim poszło najłatwiej. Skończyłam o 11.30. W całym domu pootwierałam okna i zeszłam na dół. Tam zjadłam dwie kanapki. Potem wyszłam na dwór i bawiłam się z Tajgą. Kiedy już ogarnęła, że po złapaniu piłki ma mi ją przynieść, usiadłam na leżaku i tylko co jakiś czas rzucałam jej piłkę. Nawet nie zorientowałam się kiedy usnęłam...



-Sara!- krzyknął głos obok mnie po raz kolejny.
-Co?- odparłam otwierając oczy. Zobaczyłam Delly. Tajga leżała na moich nogach i spała.
-Jesteś spakowana?- zapytała.
-Tak- mruknęłam- Już wróciliście?
-Poszło nam szybko. Odwiedzimy aż 30 krajów!- pisnęła uradowana, na co Tajga podniosła głowę i uszy.
-Fajnie, gdzie jest Riker?
-Tutaj!- usłyszałyśmy głos blondyna, który po chwili położył się na leżaku stojącym obok- Pełny luz- zaśmialiśmy się.
-Ok, to ja spadam. Idę z Ellem na spacer, a chłopaki grają w bilarda, w piwnicy- powiedziała i wyszła.
-Co robiłaś ciekawego?- zapytał.
-Spakowałam nas, bawiłam się z Tajgą, trochę ją pouczyłam, a potem usnęłam- zaśmiałam się.
-Naszym pierwszym krajem jest... Hiszpania!- krzyknął, a ja aż zapiszczałam. Zawsze chciałam zwiedzić Hiszpanię. To było moje marzenie- Będziemy tam dwa dni...- Riker mówił o wszystkich państwach jakie zwiedzimy, a potem rozmawialiśmy na inne tematy. O 8.00 poszliśmy do pokoju, gdzie ogarnęliśmy się do snu i włączyliśmy jakąś komedię.
Jutro czeka nas podróż do Hiszpanii...



Kolejny rozdziałek!!! Mam taką wenę na tym blogu, że wy sobie nawet tego nie wyobrażacie!! No normalnie WOW!!
~~Zmierzchu :* <5









poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 38




                                            ********Perspektywa Sary********

Obudziło mnie smyranie noska na moim policzku. Leniwie otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Mały huski patrzył na mnie swoimi pięknymi hipnotyzującymi , czarnymi jak węgielki oczami i przekrzywił lekko głowę. Parsknęłam śmiechem, jednak skupiłam się na moim otoczeniu. Byłam w niedużej sali pomalowanej na jasnożółty kolor. Obok mojego łóżka siedział, a raczej spał Riker. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie jestem, ale zobaczyłam plakietkę szpitalu i po chwili przypomniałam sobie moje ostatnie wspomnienia. Zakupy i ból głowy. Potem widziałam ciemność i czułam okropny ból. Podniosłam moją rękę, która była podłączona do jednej rurki i ostrożnie pogłaskałam psiaka. Po umaszczeniu rozpoznałam, że to suczka. Znam się na huskich. Tylko... Co on tutaj robił?
-Już się obudziłaś- usłyszałam głos ii spojrzałam na Rikera. Uśmiechnął się do mnie, pochylił i pocałował. Pokazał mi nim, jak bardzo za mną tęsknił.
-To... Co się stało?- zapytałam, gdy skończyliśmy.
-Więc, byłaś nieprzytomna przez jakieś 12 godzin, a ja kupiłem ci psa. Poza tym w poniedziałek, czyli pojutrze, bo jest sobota jedziemy na dwumiesięczną trasę koncertową. Twój lekarz powiedział, że twoja nieokreślona choroba jest uleczalna i w listopadzie zaczynasz rehabilitację- powiedział spokojnie, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
-A... Mnie nie było przez około 12 godzin?- zapytałam nie wierząc.
-Dokładnie- przytaknął- A nasz koncert został odwołany z powodu trasy.
-Wow- dodałam tylko, a on się zaśmiał.
-A tak w ogóle... To jak nazwiesz twoją śliczną suczkę?
-Po pierwsze: Ona jest nasza- wskazałam na mnie i niego palce- a po drugie... To nie wiem... Tajga! To jest syberianka, a tajga to lasy na Syberii- wpadłam na świetny pomysł*.
-Hm... Całkiem nieźle- skomentował blondyn.
-Która godzina?- zapytałam głaszcząc Tajgę.
-7.23 Za 37 minut przyjdzie Rydel i będzie nawijała ile się da-  odpowiedział- poczekaj chwilę, idę po pielęgniarkę. Powiedziała, że jak się obudzisz to zawołać ją, bo musi sprawdzić czy możesz wyjść dzisiaj ze szpitala -przypomniał sobie nagle i wyszedł.
-Widzisz, Tajga? To jest twój Pancio, jest bardzo kochany, czuły, opiekuńczy, troskliwy i jest sławnym piosenkarzem. A ja... jestem jego dziewczyną i dam ci najlepszy dom na świecie. W domu jest jeszcze kilka osób, ale oni też cię pokochają. Mamy duży pokój, zadomowisz się w nim. Za domem jest ogromny ogród, więc będziemy codziennie biegać. Niedaleko jest park, cichy i spokojny- mówiłam suczce. Niespodziewanie otworzyły się drzwi i zjawiła się pielęgniarka.
-Dzień dobry. Jak się pani czuje?- zapytała podchodząc do mojego łóżka i sprawdzając coś na tych maszynach.
-Świetnie- odpowiedziałam uśmiechając się.
-Nie dziwię się. Mieć takiego chłopaka, to istny cud- powiedziała odwzajemniając uśmiech- Jeszcze psa kupił. Po prostu ideał. I do tego sławny piosenkarz.
-Tak, ideał- odparłam i razem się zaśmiałyśmy.
-Dobrze, wychodzi na to, że wszystko jest z Panią dobrze. Zaraz przyjdzie lekarz i będzie mogła Pani wyjść. Nie widzę niczego niepokojącego- dodała. Po chwili zjawił się lekarz. Usiadł obok mnie i wyjaśnił mi szczegóły na temat mojej choroby. Słuchałam wszystkiego uważnie i bardzo się cieszyłam. Moją chorobę zaczniemy leczyć na początku listopada. Lekarza powiedział, że jak będę do dwa dni przychodziła, to możliwe, że moja choroba zostanie wyleczona do końca roku. To jest nieprawdopodobne. Doktor Jacob przypisał mi potrzebne lekki i przygotował wypis. Kiedy wyszedł do pomieszczenia wparowała blondynka, a za nią mój chłopak.
-No nareszcie, raczyłaś się obudzić!- zaczęła histeryzować. Mimowolnie przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się, a Riker usiadł obok mnie i splótł nasze dłonie.
-Słuchaj, musimy iść dzisiaj na zakupy. Ja wiem, że byłaś ostatnio i widziałam ciuchy. Nawet fajne. Ale słuchaj, ja muszę sobie koniecznie kupić nowe ciuchy na koncerty! Nie mogę wystąpić w tym samy, co sobie fani pomyślą?- mówiła jak najęta.
-Ja odpadam- przerwałam  jej, a ona spojrzała na mnie wielkimi z zszokowania oczami.
-Jak to?
-Delly zemdlałam. Nie mogę się przemęczać. Dzisiaj mam zamiar leżeć na kanapie w salonie wraz z Tajgą, moim chłopakiem i Rockym i oglądać Pamiętniki wampirów- odpowiedziałam, a jej mina zrzedła.
-No ok! Wezmę moje inne przyjaciółki- powiedziała i wystukała coś w telefonie- To... Kiedy cię wypisują?
-Dzisiaj. Przyniosłaś jakieś ubrania?- zapytałam, a ona przytaknęła i podała mi ubrania. Powoli wstałam i poszłam do łazienki. Jak zobaczyłam się w lustrze, aż się przestraszyłam. Moje włosy były w nieładzie, zero makijażu, wory pod oczami. Założyłam zdarte dżinsy i luźną koszulkę, a włosy rozczesałam rękoma
-Delly, pożycz mi kosmetyki- powiedziałam wychylając się zza drzwi. Riker leżał na łóżku, a blondynka robiła coś w telefonie. Szybko spełniła moją prośbę.
-To łóżko jest całkiem wygodne- skomentował blondyn, a wszyscy zaśmialiśmy się. Delly podała mi całą torebkę, więc zaczęłam w niej grzebać i po chwili znalazłam tusz do rzęs i puder. Oczy lekko podkreśliłam eyelinerem i wyglądałam nie najgorzej. Uśmiechnęłam się do siebie. Włosy miałam przetłuszczone, więc związałam je w koka. Kiedy wyszłam Riker dalej leżał na łóżku, jednak w sali zjawiła się pielęgniarka.
-Ma pani wypis od lekarza?- zapytała, a ja przytaknęłam i podałam jej kartkę papieru.
-Dobrze, nie zatrzymujemy pani. Może pani iść i spędzić trochę czasu z chłopakiem- uśmiechnęła się do mnie, a ja zaśmiałam się. Podziękowałam jej i cała nasza trójka wyszła. Wsiedliśmy do samochodu blondyna i odjechaliśmy. Po kilku chwilach byliśmy przed domem. Chłopak otworzył drzwi...
-Sara!- usłyszała  krzyk chłopaków.
-Hej małpki- zaśmiałam się.
-Tobie to zawsze humor dopisuje- skomentował Ross i przytulił mnie mocno- Nawet nie wiesz, jak strasznie Riker się martwił- szepnął mi na ucho.
-Sara, muszę z tobą poważnie porozmawiać- następny był Rocky- po pierwsze Nina Dobre odejdzie i nie będzie jej w 7 sezonie, po drugie dzisiaj oglądamy cały dzień odcinki, musimy być na bieżąco, a po trzecie NIE BĘDĘ MIESZKAŁ Z TYM KUNDLEM POD JEDNYM DACHEM!- wykrzyczał ostatnie słowa, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
-Wyprowadź się- odpowiedziałam.
-Riker też mi to mówił- westchnął.
-Dobrze, że wróciłaś, bo Rydel przez ostatnie kilkanaście godzin gadała tylko o tobie- powiedział Ell i również mnie przytulił. Po tych wszystkich przywitaniach dowiedziałam się, że Stormie, Mark i Ryland pojechali do Nowego Jorku i wracają jutro. Oczywiście o wszystkim wiedzą, to znaczy o mojej chorobie i w ogóle. Po nowych plotkach i wszystkich informacjach Rydel poszła na zakupy, Ross pisał piosenki w domowym studiu, Ellington wyszedł zorganizować randkę z Delly, a ja, Tajga, Riker i Rocky oglądaliśmy Pamiętniki wampirów. Musieliśmy nadrobić aż 3 odcinki. A potem jeszcze The Originals... I to 4 odcinki! Mimo tego, że była dopiero 10.00 rano byłam zmęczona. To prawdopodobnie przez ciśnienie. Poza tym na dworze padał deszcz. Przytulana przez Rikera i trzymająca huskiego w rękach zapadłam w głęboki sen...


Wow!!!! Nigdy nie miałam takiej weny!! Mam takie mega fajne pomysły i wgl, ale nie przedłużam, więc. Rozdział nr 39 prawdopodobnie w... piątek? Teraz postaram się dawać rozdziały częściej :) 

~~Zmierzchu :* <5

*Nie wiem czy chcecie imię mojego haszczaka, czy jakieś inne PODAWAĆ W KOMENTARZACH!!

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 37



                                                ********Perspektywa Rikera********

-Gdzie jest Sara Larence?- zapytałem, a raczej krzyknąłem do recepcjonistki.
-Riker, spokojnie, spokojnie- powtarzała cicho za mną Delly. Nie zbyt jej słuchałem, ale postanowiłem spełnić jej prośbę. Zrobiłem głęboki wdech i wydech.
-Sara Larence.... Ach tak! Jest, przyjechała 10 minut temu. Sala 18, piętro 2- odpowiedziałą troszkę przestraszona pielęgniarka. Szybkim krokiem poszedłem tam wraz z blondynką, która ciągle trzymała psa. Weszliśmy do windy
-Riker?- zapytała cicho.
-Tak?- odparłem zdenerwowany.
-Będzie dobrze. Nie przejmuj się, Sara jest silna i da radę- powiedziała wspierając mnie.
-Wiem- westchnąłem.
-A tak w ogóle... To co ja mam zrobić z huskim?- zapytała uśmiechając się i wskazując na szczeniaka.
-Jak to co? Zaniesiemy go do sali Sary- zaśmiałem się sztywno.
-Ją- poprawiła mnie Delly.
-To suczka?- zapytałem zdziwiony.
-No ba! Przecież nie kupiłabym kolejnego chłopaka do naszego domu- powiedziała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. W sumie było. Dojechaliśmy. Na końcu korytarza zobaczyłem chłopaków, więc pociągnąłem Rydel za rękę i szybkim krokiem poszliśmy w ich stronę.
-Riker! Nareszcie jesteś- powiedział Ross widząc nas.
-Co się do cholery stało?!- zapytałem zły i usiadłem na krześle.
-No bo to było tak...- zaczął Ross- Po tym jak nas zostawiłeś pod domem, weszliśmy i od razu usiedliśmy przed telewizorem, bo był mecz. Przez chwilę byliśmy zdziwieni, że Sary nie ma, ale pomyśleliśmy, że pewnie poszła na kolejną część zakupów.  No i po tak około pół godzinie stwierdziłem, że przydałoby się piwko i jakieś chipsy, więc...
-...Więc Ross posłał mnie po nie- mówił Rocky- No to taki zamyślony wszedłem do kuchni, bo zastanawiałem się kto wygra. No i zobaczyłem gotującą się wodę, więc ją szybko zdjąłem z kuchenki, na szczęście nic się nie stało. I wtedy za blatem zobaczyłem Sarę. Leżała nieprzytomna, zawołałem szybko chłopaków i zadzwoniłem na karetkę. Potem zacząłem wydzwaniać do ciebie, ale nie odbierałeś, więc...
-...Więc ja wtedy przypomniałem sobie, że jest z tobą Delly, a ona jest zawsze pod telefonem. No i do niej zadzwoniłem i wszystko powiedziałem. W międzyczasie przyjechało pogotowie i pojechaliśmy do szpitala. - dokończył Ell. Westchnąłem. Jasna cholera, przecież byłem z nią umówiony do lekarza! Odwołałem wizytę telefonicznie i oparłem dłonie o głowę.
-Był tu jakiś lekarz, mówił coś?- zapytała blondynka.
-Nie- odpowiedział cicho Ross. Teraz pozostaje tylko czekać na lekarza. Wydaje mi się, że to nie jest nic poważnego, Sara chyba mówiłaby mi gdyby się źle czuła. No właśnie. Chyba.
-Riker, z tego co wiem, a raczej co obstawiam to nie jest nic poważnego. To znaczy przysłuchiwałem się lekarzom rozmawiającym o Sarze i trochę słyszałem- dodał po kilku minutach Ratliff.
-A tak w ogóle... Co to za kundel?- zapytał Rocky wskazując na czworonożnego zwierzaka.
-To nie jest kundel!- powiedziała od razu Rydel- To husky z rodowodem. Riker kupił go dla Sary- dodała.
-I on będzie mieszał w naszym domu?- zapytał Rocky robiąc dziwną minę.
-Po pierwsze: to ona, a po drugie tak- uśmiechnęła się blondynka.
-Bracie, tobie to już całkiem odbiło. Ja nie będę mieszkał z tym kundlem pod jednym dachem- powiedział brunet.
-To się wyprowadź- stwierdziłem, a wszyscy zaśmiali się.
-Niech to coś się wyprowadzi. Ja byłem pierwszy!
-O nie, nie braciszku. To ja byłem pierwszy, a Sara jest moją dziewczyną, a haszczak jej naszym pupilkiem- odpowiedziałem.
-Kurde- mruknął i zamilkł.  Po kilkunastu minutach z sali Sary wyszedł lekarz.
-Rodzina Sary Larence?- zapytał.
-Ja- zerwałem się z miejsca- Jestem jej... narzeczonym- dodałem szybko. Małe kłamstewko nie zaszkodzi. Inaczej nawet by mi nie powiedział co z nią.
-Zapraszam do gabinetu- powiedział, a ja za nim poszedłem. Rzuciłem ostatnie spojrzenie rodzeństwu. Weszliśmy do niedużego pomieszczenia, a lekarz usiadł przed biurkiem i wskazał drugie miejsce siedzące po przeciwnej stronie.
-Więc- zaczął lekarz- Stan Sary nie jest bardzo poważny, ale też nie jest najlepszy. Sara ma  bardzo rzadką chorobę. Na chwilę obecną, na świecie jest około 50 osób z taką chorobą. Większość lekarzy w ogóle jest nie zna, nie ma ona też określonej nazwy. Mówi się na nią rodzaj nieokreślony. Wiedział Pan o tym, że Sara jest chora?
-Tak, wiedziałem- odpowiedziałem- Kupowałem jej leki, Sara chodziła do specjalnego lekarza, który się tą chorobą zajmuje. Była nawet umówiona na przyszły tydzień i około półtora miesiąca temu też była. Nazywa się on...Joy Paweleski- przypomniałem sobie nagle.
-Tak znam go. Ale... Nie chodźcie tam. Facet wcale się na tym nie zna, a bierze bardzo dużo pieniędzy. Zajmę się chorobą pana narzeczonej.  Podczas studiów odwiedził mnie bardzo stary i mądry profesor. Opowiedział mi trochę o tej chorobie, więc wiem coś na ten temat. Między innymi jak ją wyleczyć.
-Ją można wyleczyć?!- zapytałem zdziwiony- Doktor Joy mówił, że jest nieuleczalna. Sara żyłą przez kilka lat bez nadziei wyleczenia jej!
-Można, można. Co prawda jest to bardzo trudne, ale da się to zrobić. Z dużym szczęściem do końca roku Pańska narzeczona będzie zdrowa. Ta choroba maa trzy stopnie. Pierwszy nie jest poważny. Z resztą myślę, że Pan o tym wie, ponieważ Sara na pewno przez niego wychodziła. Potrzeba konkretnych witamin i tak dalej. Drugi jest już trochę poważniejszy, czyli na chwilę obecną Sara przez niego przechodzi. Bóle głowy, omdlenia i uwaga! Jeżeli osoba z tą chorobą zemdlała i jest zemdlała przez bardzo długi czas, np. nawet cały dzień to podchodzi pod stan trzeci, który jest bardzo poważny i prawdopodobnie nawet nie wyleczalny. Taka osoba jest pod narkozą przez bardzo długi czas. Jak się wybudzi jest sparaliżowana. Nie jest w stanie się ruszać, mówić, jeść, pić. Kompletnie nic. W przypadku Sary, która prawdopodbnie leżała 2 godziny wybudzi się raczej rano. Ja wiem, że to co mówię jest bardzo skomplikowane, ale muszę wytłumaczyć Panu o co chodzi w tej chorobie. Posiadam pewną wiedzę na ten temat- tłumaczył, a ja przytakiwałem co jakiś czas.
-Czyli... Jak wygląda stan Sary?- upewniłem się.
-Jak na osobę z taką chorobą, całkiem dobrze. Bardzo chętnie przeprowadzę rehabilitację z tej choroby, oczywiście, jeżeli Pana narzeczona się zgodzi- dodał.
-Może być Pan pewny, że się zgodzi. Ta choroba tylko jej ciążyła- odpowiedziałem.
-Dobrze, w takim razie możemy zacząć leczenie już niedługo. Na chwilę obecną muszę wyjechać, na około dwa miesiące. Inne osoby z podobnymi chorobami też mnie potrzebuję. Tu jest moja wizytówka. Zgłoście się na początku listopada- powiedział i podał mi kartkę papieru. Podałem mu dłoń i wyszedłem z pokoju z lekkim uśmiechem na twarzy. Wizytówkę schowałem do kieszeni spodni. Chorobę Sary można wyleczyć!
-I co?- zapytali wszyscy razem w tym samym czasie. Usiadłem na krześle.
-Świetnie- stwierdziłem.  Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Jakieś szczegóły?- zasugerował blondyn.
-Sara ma nieokreśloną chorobę drugiego stopnia, którą na początku listopada będzie zwalczała- uśmiechnąłem się, tak jak inni.
-Czyli... Jest wszystko ok?- zapytał dla upewnienia Rocky.
-Tak - odpowiedziałem. Z gabinetu wyszedł lekarz.
-Może pan wejść do narzeczonej- dodał i odszedł.
--Jesteście zaręczeni?- zapytał zdziwiony Ell, a ja wybuchnąłem śmiechem.
-Nie, przecież nie podałby mi informacje o stanie Sary, gdybym był tylko jej chłopakiem- powiedziałam i wstałem- Idę do Sary- dodałem, wziąłem szczeniaka i wszedłem. Zobaczyłem moją dziewczynę leżącą na łóżku i podłączoną do kilku urządzeń, których nazwy nie znam. Usiadłem na krześle obok i odpiąłem psa ze smyczy. Przy okazji napisałem smsa do Delly, żeby przyniosła rzeczy psa. Na razie zostanie z Sarą. Jestem pewien, że pielęgniarki się zgodzą.  Po chwili drzwi otworzyła się i zobaczyłem blondynkę z dużą ilością akcesorii dla psa.
-Ok, jestem. Rozmawiałam z bardzo miłą pielęgniarką i powiedziała, że pies może tu być- odpowiedziała i wszystkie przedmioty poukładała. Po chwili stanęła obok mnie i spojrzała na Sarę.
-Będzie dobrze, bracie- powiedziała tylko i wyszła. Wziąłem psiaka na ręce i patrzyłem na moją dziewczynę.





Heejj!!! WOW, takie rozdziały to ja mogę codziennie pisać. Ostatnio nastała mnie wena tutaj, ale na moim drugim odeszła :(. Nie rozpisuję się. Wiem, że rozdział był może nudny, ale na pewno skomplikowane. W dużym skrócie Sara ma szansę wyjść z choroby