poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 63



                                    ********Perspektywa Sary********

-Daleko jeszcze?- jęknął po raz kolejny Ross, przez co mnie obudził. Ziewnęłam i otworzyłam oczy.
-Daleko jeszcze?- zapytałam.
-Tak!- krzyknął Riker- Jeszcze 300 kilometrów, a my stoimy w korku, kiedy reszta jest od nas 50 kilometrów!
-Kochanie...- zaczęłam- Nie denerwuj się.
-Wiem, wiem- powiedział- Przepraszam.
-Spoko- odpowiedział Ross- Ale mi się nudzi!
-To w coś zagrajmy!- zaproponowałam.
-Tak, na przykład w... Kto się pierwszy odezwie wysiada z tego samochodu- przytaknął mój ukochany, a my zmierzyliśmy go wzrokiem.
-Riker!- skarciłam go.  Niespodziewanie chłopak ruszył i skręcił.
-Czekaj... Gdzie my jedziemy?- zapytał zdezorientowany Ross.
-Na stację benzynową. Mamy pół godziną przerwę. Muszę pogadać z Ellem i Rockym- odparł i zatrzymał się.
-Świetnie!- odpowiedziałam, gdy zobaczyłam aptekę- Ja idę do apteki, a ty Ross załatw jakieś energetyki, piwo i słodycze.
-Ok- mruknął.
-I kup mi jeszcze kawę- dodał starszy blondyn. Ross przewrócił jedynie oczami i poszedł w kierunku sklepu. Ja też chciałam iść, jednak zatrzymał mnie mój chłopak. Przyszpilił mnie do samochodu i pocałował namiętnie.
-Riker, muszę iść do apteki- odpowiedziałam.
-To kup mi tabletki na uspokojenie, bo przed nami jeszcze z 5 godzin jazdy, a ja z wami psychicznie nie wytrzymam- mruknął całując mnie w szyję. Zaśmiałam się i odsunęłam go od siebie.
-Zaraz wrócę- dodałam i poszłam w kierunek wybranego sklepu. Po chwili podeszłam do sprzedawczyni.
-Dzień dobry- przywitałam się- Chciałabym tabletki na ból głowy, na uspokojenie oraz bandaże i plasterki- kasjerka spojrzała na mnie zdziwiona.
-Chce Pani silne tabletki na uspokojenie?- zapytała stojąc przed półką z dużą ilością różnych opakowań.
-Tak- odparłam, a kobieta podała mi kilka opakowań. Zapłaciłam i wyszłam. Kiedy wróciłam Riker zawzięcie rozmawiał z kimś przez telefon.
-Stary, ale stoimy w kilkukilometrowym korku. Z tego co wiem był wypadek jakieś pół godziny temu. Stary, jest 4.00! Nie wiem kiedy będziemy, prawdopodobnie w nocy- powiedział lekko zdenerwowany- No, dobra. Stary, to wyślij mi SMSem tą trasę. No, siema- odparł i rozłączył się.
-I co?- zapytałam i schowałam leki do torby.
-Reszta jest już na miejscu. Udało im się ominąć ten korek. Ell zaraz mi wyśle trasę jakiegoś skrótu, ale nie wiem kiedy będziemy na miejscu- mruknął i pocałował mnie.
-Jestem!- krzyknął Ross, jednak nie zwróciliśmy na niego większej uwagi- Heloł??!!
-Co?- zapytał Riker patrząc w moje oczy.
-Jedziemy?- zapytał i podał starszemu bratu kawę.
-Już- mruknął i spojrzał na zegarek- Cholera...
-Co jest?- zapytałam wsiadając do samochodu.
-Jest 3.00. Musimy się sprężyć, bo o 7.00 jest ognisko.- odpowiedział chłopak i ruszył z piskiem opon. Natychmiast wbiło mnie i Rossa w fotel.
-Bracie... Chcesz nas zabić? -zapytał młodszy blondyn. Wzięłam rękę mojego chłopaka, on natomiast pocałował powierzchnię mojej dłoni.
-Bleee- jęknął Ross i położył się na fotelach- Ja nigdy nie będę miał dziewczyny!
-Rossy, tylko tak mówisz- odpowiedziałam- Kiedy spotkasz pewną dziewczynę, trafi cię jak grom z jasnego nieba- uśmiechnęłam się i rzuciłam w niego żelkiem.
-Ej!- krzyknął i zabrał mi opakowanie. Zaśmiałam się i wzięłam opakowanie z piankami. Zjadłam kawałek, a resztę podałam Rikerowi. Niespodziewanie w moje włosy wpadły żelki.
-Ross!- krzyknęłam oburzona i zaczęłam rzucać w niego jedzeniem.
-Ej!- krzyknął Riker- Nabrudzicie mi w samochodzie!- spojrzałam na Rossa i wymieniliśmy się spojrzeniami, po czym zaczęliśmy rzucać w kierowcę. Było przy tym mnóstwo śmiechu.


                    ********Kilka godzin później********

Dochodziła 7.00, a my zbliżaliśmy się do celu. Było już ciemno i jechaliśmy przez las. Byłam strasznie zmęczona po bitwie z chłopakami.
-Auć!- krzyknęłam i uderzyłam się w gołe ramię.
-Co jest?- zapytał Riker głaszcząc moje udo.
-Cholerny komar- mruknęłam, a blondyn się zaśmiał. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na chłopaka. Ross już usnął i wyglądał tak słodko. Dziecinnie i niewinnie.
-Masz- powiedział Riker i podał mi jego szarą bluzę. Założyłam ją szybko.
-Dzięki- odpowiedziałam i przytuliłam się do chłopaka- Kocham Cię- szepnęłam.
-Ja też Cię Kocham- usłyszałam po chwili.
-Jesteście tacy nudni- usłyszeliśmy.
-Ross?- zapytałam- A ty nie śpisz?
-Nie- odparł- Ale jesteście tacy nudni...
-Czemu?- zadał pytanie Riker.
-Bo... Jesteście tacy poważni. Nie robicie żadnych szalonych rzeczy. Tylko się całujecie i mówicie, że się kochacie. Jak stare małżeństwo- odparł.
-Co sugerujesz?- zapytałam.
-Hm...- zamyślił się- Przez te dwa tygodnie róbcie wszystkie szalone rzeczy. Nie przejmujcie się niczym. Mną też nie. Sam umiem sobie zrobić śniadanie.
-To nie jest głupi pomysł- przyznałam i nagle silnik zgasł.
-Riker?- zapytał Ross.
-Riker?- powtórzyłam po chłopaku.
-Yyy...- mruknął blondyn i przewrócił kluczyk w drugą stronę. Ponownie. I jeszcze raz.
-Riker!- krzyknęłam- Co się dzieje?
-Samochód nie chce zapalić- odpowiedział.
-Co?!- krzyknęliśmy na raz.
-Nie wiem co się stało- odpowiedział zdenerwowany i wysiadł. Podążyłam za nim.
-Zostań w samochodzie- rozkazał, jednak go nie posłuchałam.
-Nigdy- powiedziałam i przytuliłam się do jego ramienia. Chłopak natomiast otworzył maskę samochodu. Rozejrzałam się dookoła. Scena jak z horroru. Trójka ludzi w ciemnym lesie. Całkiem sami. Ciemność. Aż się wzdrygnęłam, jednak Riker źle to zinterpretował.
-W samochodzie jest cieplej- powiedział. Ja tylko przytuliłam się do niego mocniej.
-Boję się- szepnęłam.
-Nie ma czego. Zaraz jedziemy dalej. Akumulator padł, ale zaraz to naprawię- odparł i pocałował mnie w policzek. Zniknął w ciemnościach, jednak po chwili był z powrotem. W krzakach coś się poruszyło. Zadrżałam. Zobaczyłam duże ślepia.
-Ri...ker...- wyjęczałam i pokazałam mu tamten punkt.
-Co to jest?- zapytał. Schowałam się za niego, a to coś się do nas zbliżało...




Krótki rozdział, wiem. Ale... Mój  komputer ciągle zepsuty. Nowa notka będzie dopiero w sierpniu. 
~~Zmierzch :* <5

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 62




                                                ********Perspektywa Rikera********

Przewróciłem się na drugi bok w poszukiwaniu mojej ukochanej, jednak jej nie znalazłem. Wymacałem tylko jasnoniebieskie prześcieradło. Otworzyłem oczy i zmieniłem pozycję na siedzącą. Rozejrzałem się dookoła. Wczoraj wróciliśmy z trasy i mamy dwa tygodnie wolnego. Nareszcie! Tak strasznie tęskniłem za Sarą.
-Już wstałeś- usłyszałem głos blondynki.
-Gdzie byłaś?- zapytałem i położyłem się na poduszki. Kątem oka zauważyłem godzinę na zegarku. 6:47.
-Charlie płakała, musiałam ją uspokoić. Oczywiście Aria się nią nie zajmie, bo nie lubi dzieci- prychnęła, a ja zaśmiałem się. Położyła się obok mnie i pocałowała.
-Wyspałaś się?- zapytałam.
-Od roku nie spałam tak świetnie jak dzisiaj- uśmiechnęła się.
-Ciekawe dlaczego- zaśmiałem się ponownie.
-Ciekawe- przytaknęła- Co dzisiaj robimy?
-Wstawać!- nagle drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy Rockiego- Wstawać!
-Rocky?- krzyknęła- Co ty tu robisz?
-O 7.00 u nas w domu! Jest sprawa!- krzyknął i już go nie było.
-Pora wstawać- mruknęła dziewczyna, a ja złapałem ją w pasie.
-Nie musimy iść- powiedziała i pocałowałem ją namiętnie.
-Riker! Wstajemy!- krzyknęła i po kilku minutach zniknęła w łazience.
-Co ten młodszy braciszek wymyślił?- zapytałem sam siebie i założyłem T-shirt. Po chwili znalazłem też bokserki i spodnie. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Riker, możesz otworzyć?- zapytała Sara, a ja skierowałem się do drzwi. Otworzyłem je i ukazała mi się wysoka kobieta. Około. 25 lat.
-Dzień dobry- przywitała się uśmiechem.
-Dzień dobry- odparłem zdziwiony- W czym mogę pomóc?
-Emma!- krzyknęła Sara, która nagle znalazła się za mną. Rzuciła się na dziewczynę -Hej!
-Saro Liliano Larence! Jak ja cię dawno nie widziałam!- krzyknęła i przytuliła się do mojej dziewczyny.
-Riker, poznaj Emmę. Siostrę Lili- uśmiechnęła się Sara.
-Emma White- powiedziała i podała mi rękę.
-Riker Lynch- uśmiechnąłem się.
-Fiu, fiu!- zagwizdała brunetka- Niezła partia Saro.
-Wejdź- wskazała ręką wnętrze pokoju- Co cię do nas sprowadza?
-Aria do mnie zadzwoniła i kazała mi się opiekować Małą, bo...-  nagle zakryła usta ręką- Dalej nie mogę powiedzieć. To niespodzianka. - spojrzeliśmy na nią dziwnie.
-Ok...- odpowiedziała blondynka- To my już lecimy. Pa!- krzyknęła Sara i złapała mnie za rękę. Po chwili wyszliśmy.
-Co ten twój brat wymyślił?- zapytała Sara siadając w moim samochodzie.
-Ja nie wiem- westchnąłem i odpaliłem auto- Mieliśmy być o 7.00, a jest...
-7.30- odparła ze śmiechem- Riker, tak sobie ostatnio myślałam...
-Mów- zachęciłem ją i złapałem za rękę.
-Chcę sobie kupić samochód- wypaliła, a ja spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami- Głupie? Eh... Trudno- westchnęła.
-To nie jest głupie- powiedziałem od razu- Pomogę ci znaleźć samochód, który świetnie będzie do ciebie pasował.
-Dziękuję- powiedziała cicho.
-Dla ciebie wszystko- zaśmiałem się pod nosem i pocałowałem jej rękę. Kilka minut później wchodziliśmy do domu.
-Nareszcie!- krzyknął Ellington podniósł ręce  w geście dziękczynnym. Zaśmieliśmy się lekko.
-Właśnie!- krzyknęła Aria- Ile wy się ogarnialiście?
-Może robili coś jeszcze?- zapytał Ross i zabawnie poruszył brwiami. Sara przewróciła oczami. Usiedliśmy na kanapie zaciekawieni jakimiś wieściami.
-To... Po co nas tu ściągnęliście?- zapytałem i ziewnąłem. Rocky i Aria wstali trzymając się za ręce. Oni są tacy uroczy. Szczerze, to wątpiłem, że mój brat znajdzie sobie dziewczynę. Kto by go chciał?!
-Więc...- zaczął Rocky.
-Więc...- powtórzyła Aria i uśmiechnęła się- Wróciliście z trasy trwającej cały rok. Nie widzieliśmy się przez równo 400 dni. Ja i Rocky w nocy... Wymyśliliśmy pewien pomysł.
-A co się działo podczas tej nocy?- zapytał Ross z miną pedofila. Wybuchnęliśmy śmiechem.
-U nas nic, ale zapytaj się drugiego braciszka. Słysząc ich za ścianą i patrząc jak usypiają to chyba u nich się coś działo- powiedział brunet, a wszyscy od razu się na nas spojrzeli i wybuchnęli śmiechem.
-Ej! Odwalcie się!- krzyknąłem lekko rozbawiony.
-Cytuję- powiedział Rocky- "Sara...Ach..Ach...", cytuję ponownie" Ach....Riker! Kocham Cię i..."- chłopak nie dokończył, bo rzuciłem w niego poduszką.
-Zamknij się- wysyczałem przez zęby.
-Dobra, dobra. Koniec. Wracamy do pomysłu- powiedziała Aria kończąc wszystkie śmiechy.
-Mamy taki pomysł...- powiedział Rocky.
-...Że w ramach waszego powrotu wyjeżdżamy na dwa tygodnie nad jezior  na drugim końcu Kalifornii.- dokończyła z uśmiechem i po chwili dało się słyszeć wesołe komentarze i pomruki.
-Kiedy wyjeżdżamy?- zapytała Sara.
-Spakujcie się i punkt 9.00 wyjeżdżamy stąd. Jedziemy na trzy samochody. Ja i Aria, Ell i Delly i Sara z Rikerem. I pokoje też takie są, ale... Ktoś musi przygarnąć Rossa- spojrzała na każdego.
-My go bierzemy- powiedziała blondynka, która opierała się o moje ramię.
-Co?!- jęknąłem.
-To- odpowiedziała- Bierzemy go i koniec.
-Nie- jęknąłem ponownie- Będzie nam tylko przeszkadzał w naszych...- szepnąłem na jej na ucho, a ona mimowolnie się uśmiechnęła.
-Bierzemy go- odpowiedziała szeptem.
- A co będę z tego miał?
-Wieczorem się dowiesz- powiedziała.
-Ok- powiedziałem zrezygnowany.
-Jej!- pisnął cieniutkim głosem- Sara jesteś kochana!
-No dobra, skoro wszystko ustalone, to możemy się pakować. A! I tu macie adres- brunetka podała mi i Ellowi małą karteczkę.
-Powinniśmy być wieczorem- dodał Rocky- Ja już jestem spakowany, więc was chętnie zawiozę, dziewczyny- Sara wstała i skierowała się do wyjścia. Ja natomiast poszedłem do pokoju i wyciągnąłem rozpakowaną wczoraj walizkę. I znowu pakowanie. Ponownie spojrzałem na karteczkę. Pamiętam to miejsce. Kiedyś pojechałem tam z wujkiem Shorem. Miałem wtedy 7 czy 8 lat. Takie małe, spokojne jezioro w lesie. Trzy domki, molo, woda. Magiczna miejscówka. Do walizki spakowałem kilka par krótkich spodni i dwie długie. Dwie bluzy na długi rękaw, kilka koszul i T-shirtów. Bokserki, kąpielówki. Buty, szampon do włosów i inne pierdoły. Z szafki wyjąłem ładowarkę do telefonu wraz z paczką prezerwatyw i schowałem do walizki.
-Ross!Gotowy?- zapytałem wchodząc do jego pokoju.
-Już.- odpowiedział i wziął swoją torbę. Po chwili pakowałem walizki do bagażnika.
-Młody, pakuj się do tyłu- powiedziałem zamykając bagażnik.
-Co?! Czemu?!- zapytał oburzony.
-Bo z przodu siedzi Sara- odparłem, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Naburmuszony chłopak wsiadł do samochodu. Ja również usiadłem za kierownicą- Zastanawiam się, po co cię Sara wzięła.
-Bo ona traktuje mnie poważnie!- krzyknął,a ja zaśmiałem się. No tak. Nagle wszystko sobie uświadomiłem.
-Masz rację- odpowiedziałem.
-Ja?!- zapytał- Dziwne. Niby czemu?
-Sara traktuje cię poważnie, jak brata. Wiesz czemu? Bo dzięki tobie się poznaliśmy- powiedziałem.
-Racja. Riker... Cieszę się, że masz taka dziewczynę. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
-Dzięki bracie. Dzięki, że ją przyprowadziłeś do domu tamtego dnia- odpowiedziałem.
-Zawsze do usług- zaśmieliśmy się i stanęliśmy przed mieszkaniem mojej dziewczyny. Blondynka siedziała na schodkach i powoli usypiała.
-Nareszcie!- krzyknęła, a ja zaśmiałem się kolejny raz tego dnia. Wziąłem jej walizkę i zapakowałem w bagażniku. W tym samym czasie Sara usiadła w samochodzie.
-Hej Rossy- przywitała się.
-Hej- odparł i westchnął.
-Coś się stało?- zapytała, a ja wyruszyłem w trasę.
-Tak- powiedział, a Sara odwróciła się w jego stronę- Jesteś lepszą siostrą od Rydel. Kocham Cię.
-Aww, Rossy. Ja też cię kocham ty mój mały braciszku- zaśmiała się i potrzepała go po włosach- A teraz przepraszam, ale idę spać. - jak na zawołanie moja ukochana ziewnęła. Wziąłem jej rękę i pocałowałem, po czym splecione położyłem. Sara natomiast zmieniła pozycję fotelu na leżącą i po chwili usnęła. Ross oparł się o zagłówek od fotela Sary i również zapadł w sen. To tak śmiesznie wyglądało. Zrobiłem zdjęcie i wysłałem do reszty. Zapowiada się ciekawy wyjazd...




Siostry nie ma, więc szybko piszę!!!  Trochę długaśny, ale to rekompensata. Nie wiem kiedy będzie następny, bo ten ślub i zepsuty laptop dają mi trochę w kość :/ 
~~Zmierzchu :* <5

Załamka totalna :/





Muszę wam coś powiedzieć. Otóż... Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział. Ładowarka mojego laptopa się zepsuła, a laptop się rozładował. Moja siostra ma go naprawić, ale za półtora tygodnia wychodzi za mąż i nie ma czasu. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Tą notkę piszę z jej kompa, ale rozdziałów nie mogę dać z jej, bo ona z niego ciągle używa, więc nie mam kiedy napisać. 
Przepraszam Was, ale pomysł na rozdział już jest :)

~~Zmierzchu :* <5

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 61- Prolog




                                            ********Perspektywa Sary********

Obudził mnie płacz dziecka. Jęknęłam. To był zły pomysł, żeby wysłać Alexa i Lili na tydzień na Hawaje. A Aria pojechała do Francji, do rodziny. I zostałam sama. Z Charlotte. Szybko wstałam i poszłam do pokoju dziecka. Wzięłam dziewczynkę na ręce i kołysałam. Kątem oka zauważyłam, że jest 3.00. O 10.00 muszę być na lotnisku. Dzisiaj wraca Riker. Jestem taka podekscytowana, nie widziałam do rok. Minął rok. Cały rok. Tak strasznie za nim tęskniłam. Pisałam z nim, rozmawiałam przez telefon, ale to nie to samo. Nie całować go przez 400 dni, to nie lada wyzwanie. Spędzić święta bez niego, moje urodziny, jego urodziny. To było straszne.
-Ciii, Charlie- szepnęłam i pocałowałam ją w czoło. Dziewczynka się uspokoiła i po chwili usnęła. Ziewnęłam i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i opatuliłam kołdrą. Jak na styczeń jest strasznie zimno. Na szczęście dzisiaj mam wolne w pracy, która bardzo rozkwitnęła. Na chwilę obecną mam 5 zleceń, a Aria 7. Więc... Jest moc! Dużo osób nas zna, ogólnie dzięki mnie i Rikerowi. On jest sławny, a ja jestem jego dziewczyną. Wiedziałam również, że Aria tęskni za Rockym. Są razem! Ona taka spokojna, a on szalony. Świetnie się razem dopasowują. Nie raz słyszałam ich rozmowy i śmiałam się jak wariatka. Brunetka dzisiaj wraca. I muszę być na lotnisku o 10.00, potem za 4 godziny przyjeżdża Riker. A Lili i Alex wracają dopiero w sobotę.
W głębokich rozmyślaniach usnęłam....


                                       ********Kilka godzin później********
Przewróciłam się na drugi bok. Poczułam czyjąś rękę oplatającą moje ciało. Uśmiechnęłam się do siebie, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. Jak oparzona usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Kiedy odwróciłam się na bok zaniemówiłam. Zmienił się. Schudł, ale nabrał mięśni. Lekko obciął grzywkę i rozjaśnił włosy. Jego czekoladowe oczy świeciły Radością. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Ubrany w czarne rurki, tego samego koloru T-shirt i koszulę w kratę leżał na łóżku.
-Riker!- krzyknęłam i przytuliłam go.
-Cześć kochanie- uśmiechnął się.
-Tęskniłam- szepnęłam i pocałowałam do czule. Tego mi brakowało. Pocałunków.
-Ja też- szepnął i pocałował mnie ponownie. Tym razem namiętniej.
-Kiedy wróciliście?- zapytałam.
-Godzinę temu- odparł spoglądając na zegarek.
-Ale..-zaczęłam, jednak nie było mi dane skończyć.
-Okłamałem cię. Chciałem ci zrobić niespodziankę- uśmiechnął się, a ja musnęłam jego usta.
-Kocham Cię- powiedział blondyn.
-Kocham Cię- odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
-Która godzina?- zapytałam.
-8.05- powiedział, a ja wstałam. Przeciągnęłam się i skierowałam do szafy. Wyjęłam dżinsy i bluzkę i poszłam się przebrać. Kiedy siedziałam przed toaletką do łazienki wszedł Riker.
-Co dzisiaj będziemy robić?- zapytał siadając obok mnie.
-Hm... Nie wiem. O 10.00 musimy iść na lotnisku. Aria wraca- odpowiedziałam używając pudru.
-A potem?- zadał ponownie pytanie.
-Hmm...- zamyśliłam się- Nie musimy jechać po Arię. Rocky się tym zajmie. Potem damy im w opiece Charlie, a sami... Pójdziemy do kina. A potem do naszej ulubionej knajpy. Zadowolony?- zapytałam.
-Jak najbierdziej- odparł. A Potem co będziemy robić?- zadał kolejne pytanie i zaczął całować mnie po szyi.
-Hm...Nie wiem- uśmiechnęłam się. Wyszłam z łazienki, a Riker skierował się za mną. Poszłam po Charlotte i skierowałam się do kuchni. Ja nakarmiłam 5-miesięczną dziewczynkę, a blondyn zrobił gofry.
Kiedy wróciła Aria zajęła się dzieckiem, a my spędziliśmy wspaniale dzień. I noc. Tego mi brakowało przez ten rok. Rikera.
Mojego ukochanego blondynka, który potrafi mnie zawsze rozśmieszyć.
Który zawsze mnie wesprze.
Który zawsze mnie pocieszy.
Który zawsze mi pomoże.
Który zawsze jest przy mnie.
Ten rok był bardzo trudny dla nas, ale udało się. Przetrwaliśmy to. Udało nam się, a to znaczy,  że nasz związek przetrwa wszystko. I zawsze.


Hej, zaskoczyliście mnie! Myślałam, że będę miała z tydzień przerwy, a w ciągu jednego dnia było 8 komentarzy!! Dlatego szybko go napisałam i czekałam na 2 komentarze. Jak wam się podoba prolog? On jest specjalnie taki krótki ;)
~~Zmierzchu :* <5 

czwartek, 16 lipca 2015

Epilog, czyli... 2 TEMPORADA!!!!!






Hej miśki!!! Chyba nie myśleliście, że zakończę bloga, co?! Nigdy! Kocham go i wasze komentarze!! Dlatego... Jeżeli chcecie 2 temporadę (2 sezon) pod tą notką musi znaleźć się 10 KOMENTARZY!! T nie lada wyczyn, ale wierzę w was! Ja już piszę Rozdział 1 2 temporady!!!!! 
Cieszycie się?!!
~~Zmierzchu :* <5
PS. Tajemnicza Dziewczyno skontaktuj się ze mną przez pośrednictwo Facebooka ;) Link do mojego profilu znajdziesz w zakładce Tu mnie spotkacie :)

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 60 - Epilog ;)



                               ********Perspektywa Sary********

Obudziłam się o dziwo wyspana. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 7.34. Czyjaś ręka oplatała moje ciało. Westchnęłam. Dobrze pamiętałam jego słowa sprzed kilku godzin. Wiem, że był pijany, ale to i tak go nie usprawiedliwa.
-Cześć kochanie- wymruczał chłopak obok. Pewnie nawet nie pamiętał tych słów, jednak one ciągle dźwięczały w mojej głowie.
-Cześć- odparłam oschle.
-Co jest?- zapytał całując mnie po szyi.
-Nie pamiętasz?- zapytałam i wyrwałam mu się. Poszłam do łazienki i przebrałam się w ubranie. Poprawiłam lekko makijaż, a kiedy wyszłam Riker był już ubrany.
-Czego nie pamiętam?- zapytał.
-Tego, że wolę Rossa od ciebie- prychnęłam i usiadłam na fotelu.
-Co?!- krzyknął zdezorientowany.
-Sam tak powiedziałeś- odpowiedziałam i weszłam na Facebooka. Yh... Nic ciekawego. Czekaj, czekaj. Zdjęcie Rockiego i Arii całujących się?! I to nie było podczas gry w butelkę?! Okej, muszę z nią natychmiast porozmawiać, ale dziewczyna pewnie teraz śpi.
-Kiedy ja tak powiedziałem?- zadał pytanie, a ja spojrzałam na niego.
-Kiedy zdjąłeś moją  bluzkę, a ja się odsunęłam i powiedziałam, że jesteś pijany odparłam.
-Coś mi się kojarzy. Ale kochanie to nie tak. Ja byłem po prostu zazdrosny, że całowałaś Rossa i pijany. Wiesz, że to nie wróży nic dobrego. Przepraszam cię. Wybaczysz mi?- zapytał i uklęknął przed moim fotelem.
-Tak- odpowiedziałam po chwili i pocałowałam go.
-Kocham Cię- powiedział.
-Kocham Cię- powiedziałam.
-A teraz.... Idę spać- jęknął, a ja zaśmiałam się. Kiedy blondyn poszedł spać, ja poszłam do kuchni i napiłam się wody. Założyłam moje trampki i ruszyłam w stronę domu. Na piechotę, spacerkiem. Założyłam moje poniszczone słuchawki na uszy i włączyłam moją ulubioną piosenkę. Muszę iść dzisiaj na zakupy. Kiedy weszłam do domu skierowałam się do kuchni i wzięłam leki. Potem zrobiłam sobie śniadanie. Przydałoby się zrobić zakupy spożywcze. Ehh.... Lili zrobi. Wykonałam wszystkie poranne czynności i na zegarze w salonie wybiła 9.00. Co by tu teraz porobić? Poszłam do swojego pokoju, jednak w wspólnej łazience usłyszałam cichy szloch. Ktoś tu jest?! I był przez cały ten czas?! Nie... A rzeczywiście, kiedy myłam zęby wydawało mi się, że ktoś przyszedł. Nieogarnięta ja. Zapukałam. Nic. Zapukałam ponownie. Nic. Walnęłam w drzwi. Nic. Otworzyłam drzwi. Nic. Czekaj! Lili, cała zapłakana.
-Co się stało?!- zapytałam przerażona i uklękłam obok niej. Ona się do mnie przytuliła i wybuchnęła głośniejszym płaczem.
-Ja...Jestem..Ja-aa... - mówiła przez łzy. Co ona?
-Lili! Co się stało?!- krzyknęłam. Ona jedynie podała mi mały przedmiot z umywalki. Spojrzałam na niego i zamurowało mnie. Otworzyłam szerzej oczy. Nie wierzę. Nie, nie, nie, nie! To nie może być prawda!
-Lili!- krzyknęłam zdenerwowana. Zaczęłam szybciej oddychać. O mój Boże! Przytuliłam ją mocniej.
-Cii...-  szepnęłam- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się. Ale robiłaś badania?
-Tak...A.. Co jak Alex mnie zostawi?- zapytała. Podałam jej chusteczki.
-Nie zostawi. On cię kocha do szaleństwa- odpowiedziałam i pogłaskałam ją po ramieniu- A teraz...Ja idę po Alexa i Arię. A ty tu się ogarnij. Pamiętaj. Zawsze masz mnie i Arię- pocałowałam ją w czoło i wyszłam. Szybkim krokiem skierowałam się na przystanek tramwajowy. Tak będzie najszybciej. Po kilku minutach stałam przed domem Lynchów i weszłam bez pukania. Wszyscy siedzieli w salonie na kanapie i mieli zmartwione miny. Co się stało?!
-Hej Sara- powiedziała Rydel. Zapewne chciała mi się podlizać. Usiadłam obok Rikera i pocałowała,m go w policzek.
-Alex, Aria idziecie do domu- zarządziłam, a oni spojrzeli na nas.
-Nie ma takiej opcji!- krzyknęła Aria- Zostaję z moim chłopakiem!
-Ale twoja przyjaciółka chce ci coś powiedzieć. Tobie Alex też. I to jest bardzo ważne, więc marsz do domu!- krzyknęłam zdenerwowana. Jeszcze będą mi tu pyskować?! Zorientowali się, że jestem bardzo zdenerwowana, więc się mnie posłuchali.
-Co się stało?- zapytał Riker po chwili.
-Ach... Szkoda gadać- mruknęłam i oparłam się o jego ramię.
- A co się tutaj stało? Czemu wszyscy jesteście zgaszeni?- zapytałam po kilku minutach ciszy.m
-Jedziemy w trasę koncertową...- zaczął Ratliff.
-To fajnie- przerwałam mu.
-...Na rok- dokończył Rocky. Zamurowało mnie. Ponownie dzisiejszego dnia. Lili jest w ciąży, a Riker wyjeżdża!
-Właśnie dostaliśmy telefon od naszego menedżera. Trasa na jednym kontynencie trwa 2 miesiące, a my zwiedzimy wszystkie kontynenty. Europa, Azja, Afryka, Ameryka Północna i Południowa. Wrócimy około stycznia. Przyszłego roku- wyjaśnił chłopak, a w moich oczach pojawiły się łzy. Przytuliłam się mocniej do chłopaka, a on objął mnie ramieniem.
-Kiedy wyjeżdżacie?- zapytałam.
-Dzisiaj wieczorem- odpowiedział Ross.
-Menedżer powiedział, że taka oferta nigdy się nie zdarza- dodała blondynka.
-Chodźmy się spakować- powiedział Riker i pociągnął mnie za rękę. Posłusznie poszłam za nim. Kiedy zamknęłam drzwi położyłam się na łóżku i zalałam się łzami. Chłopak od razu do mnie podszedł i położył się obok.
-Kochanie... Nie płacz... To tylko rok- powiedział i pocałował mnie w czoło.
-I jak my się będziemy kontaktować?- zapytałam.
-Telefon, Facebook, Skype. To tylko rok- odpowiedział. Pocałowałam go. W tym pocałunku pokazałam mu wszystkie moje uczucia.
-Pomożesz mi się spakować?- zapytał, a ja przytaknęłam. Nie wiem czy nasz związek przetrwa, ale... Warto spróbować. Przez cały ten czas praktycznie płakałam. A o 3.00, kiedy skończyliśmy siedzieliśmy na łóżku i całowaliśmy się.
Jednak... 9.00 nastąpiła bardzo szybko. Wyjazd. Westchnęłam. Nie chcę tego, ale nie ma innego wyjścia.
-Kocham Cię- szepnął Riker, który stał centralne przede mną. Pojawił się tu ni stąd, ni zowąd.
-Kocham Cię- szepnęłam i ponownie pocałowaliśmy się tego dnia. W tym pocałunku oddałam mu serce.
-Riker!- usłyszeliśmy głos Delly, przez co byliśmy zmuszeni przerwać pocałunek.
-Będę tęsknił- usłyszałam tylko i chłopak pobiegł do autobusu. Upadłam na chodnik, a po policzkach poczułam  słone łzy. To tylko rok. Nie wiem czy dam radę, ale nie mam innego wyjścia.




Czy rozumiecie dlaczego ten rozdział jest taki ważny?!! Krótki, ale to nie ważne. Jutro wyjdzie notka specjalna, więc wchodźcie na bloga!!!!!!!!! To ostatni rozdział... Tej temporady!!! Jutro dowiecie się więcej na ten temat. Najpierw chcę, żeby wszyscy przeczytali rozdziały i byli na bieżąco!
~~Zmierzchu :* <5




Rozdział 59

 


                                      ********Perspektywa Sary********

Nagle w moich uszach rozbrzmiała mega głośna muzyka. Natychmiast się obudziłam. Wyjęłam słuchawki i odebrałam telefon.
-Halo?- zapytałam śpiącym głosem.
-Hej kochanie- usłyszałam głos po drugiej stronie.
-Hej. Przerwałeś mi spanie, więc mów co chcesz, byleby szybko- odpowiedziałam, a chłopak się zaśmiał.
-Wczoraj ja nocowałem u ciebie, więc dzisiaj ty u mnie. Zgarnij dziewczyny i Alexa i przychodźcie- zaproponował blondyn.
-Yh..- westchnęłam- Poczekaj chwilę.
-Dobra- odparł lekko zdziwiony chłopak.
-Lili!- krzyknęłam głośno, że dzieci z placu zabaw się na mnie spojrzały. A mogłam siedzieć w pokoju, nie na balkonie.
-Co?!- usłyszałam po chwili.
-Bierz Alexa i najpotrzebniejsze rzeczy, bo nocujemy u Lynchów!- krzyknęłam ponownie.
-Już się rozpędziłam!- krzyknęła blondynka. Czasem działa mi na nerwy.
-To się cieszę! Przekaż Arii i za pół godziny w salonie!- krzyknęłam i ponownie  przyłożyłam telefon do ucha.
-Już- zachichotałam.
-Właśnie słyszałem- zaśmiał się Riker.
-Ale...-mruknęłam przypominając sobie o jednym, ważnym szczególe.
-Co skarbie?- zapytał zatroskany chłopak słysząc zmianę tonu w moim głosie.
-Co z Delly?
-O nią się nie martw- powiedział i obstawiam, że machnął ręką- Porozmawiałem z nią i Rydel powiedziała, że z tobą porozmawia i cię przeprosi. Nie wiem co jej odwaliło.
-Mam nadzieję- prychnęłam- W takim razie ja kończę. Muszę się jeszcze ogarnąć. Będziemy za jakąś godzinę.
-A nie za pół? Lili mówiłaś co innego- przypomniał sobie blondyn.
-Za pół godziny to mamy być w salonie, ale znając życie, zanim się ogarniemy to trochę czasu minie- zaśmiałam się ponownie, A Riker wraz ze mną.
-Dobra misiaczku to ja kończę. Do zobaczenia za godzinę- powiedział Riker i rozłączył się. Ziewnęłam i wstałam leniwie. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. 7.00 Hmm... Mam tylko pół godziny. Nie wyrobię się. Wolnym krokiem skierowałam się do łazienki i weszłam pod prysznic. Starałam się ogarnąć jak najszybciej, ale mój kac nie przeszedł do końca. Muszę wziąć jeszcze jedną tabletkę na kaca. Ostatnio kupiłam je w aptece i działają! Czego to teraz ludzie nie wymyślą??! Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki i, owinięta w ręcznik, stałam przed szafą. W co by się ubrać? Coś wygodnego.... Po głębokich przemyśleniach postanowiłam wziąć czarne legginsy i szary, długi T-shirt. Ponownie spojrzałam na zegarek. 7.20. Dziesięć minut. W sumie to nawet więcej, bo zanim dziewczyny się ogarną, to trochę minie. Do małej torebki spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zrobiłam sobie lekki makijaż. Punkt 7.30 zjawiłam się w salonie. Ku mojemu zaskoczeniu był tam Alex i oglądał telewizję.
-Jak zawsze spóźnione- mruknęłam i usiadłam obok niego.
-Kiedy będą dziewczyny?- zapytałam głośniej, przez co brunet spojrzał na mnie. Chyba wcześniej nie zwrócił na mnie uwagi. Chłopaki i telewizja.
-Ja nie wiem- odpowiedział-  15 minut temu Lili powiedziała, że już kończy i zaraz będzie. Jednak... Do tej pory się nie zjawiła.
-Co za...- powiedziałam i mimowolnie przewróciłam oczami. Po chwili usłyszałam otwierane drzwi i zobaczyłam brunetkę z małą torebką.
-Gotowi?- zapytała Aria. Kiedy zobaczyła kogo brakuje westchnęła i usiadła obok nas na kanapie.
-Z nią to nigdzie nie można iść- powiedziałam i zachichotałam.
-Po co my w ogóle idziemy do Lynchów?- westchnęła Aria.
-Ja idę, bo stęskniłam się za moim chłopakiem, Alex bo stęsknił się kumplami, Lili bo chce poplotkować z Rydel, a ty bo potrzebujesz chłopaka- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-Właśnie. O ile się nie mylę, jest jeszcze Rocky i Ross- zachichotała osoba za nami.
-Lili!- odetchnęłam z ulgą- Nareszcie jesteś!
-Wiem, wiem. Spóźniłam się- westchnęła- Ale zgubiłam moją piżamę.
-Jak można zgubić piżamę- zapytała retorycznie Aria- Przecież śpisz w niej codziennie!- Lili spojrzała na Alexa, a ten wybuchnął śmiechem. Ok, czyli wszystko jasne. Po chwili i Aria zrozumiała o co chodzi.
-Boże- wyjęczała i poszła na korytarz założyć buty. Ja postąpiłam jak ona. Kilku minut później byliśmy w autobusie, ponieważ stwierdziliśmy, że nie będziemy iść piechotą. Było zadziwiająco pusto, nie licząc kilku menelów śpiących na podłodze.
-Bleeee...- jęknęła Lili- Tu jest ohydnie.
-Nie przesadzaj. To tylko 2 przystanki- odpowiedziała Aria, a ja wywróciłam oczami. Księżniczka się znalazła. Po niecałym kwadransie staliśmy przed drzwiami Lynchów i pukaliśmy.
-Czy tutaj nikt nie otwiera?- zapytała Aria.
-Nie- odpowiedziałam z Alexem i wybuchnęliśmy śmiechem. W tym samym czasie Riker otworzył drzwi.
-No nareszcie ktoś otworzył- jęknęła Lili, a my zaśmialiśmy się.
-Tak bywa- powiedział chłopak, a my weszliśmy do środka. W salonie siedziała reszta rodziny. Nawet Ryland był. Usiadłyśmy do kręgu, który został stworzony na podłodze.
-Co robimy?- zapytałam.
-Będziemy grać w butelkę!- krzyknął Rocky i pokazał butelkę szampana. O nie! Znowu?! Brunet podał mi kieliszek, jednak go nie przyjęłam.
-Czemu nie?- zapytał zdziwiony chłopak.
-Wczoraj, dzisiaj to się źle skończyło, nie Lili?- zapytałam, a ona skrzywiła się.
-Tak- odpowiedziała i postąpiła jak ja. Kiedy każdy wypił dwa kieliszki,  butelka była pusta, więc zaczęliśmy grać. Rocky zakręcił pierwszy. Wypadło na Rylanda.
-Pytanie- powiedział szybko, a Rocky się zamyślił.
-Co się działo w sobotę miedzy tobą a twoją koleżanką?- zapytał, a młodszy się lekko zaczerwienił.
-Nic- powiedział próbując zachować tęgą minę.
-Właśnie widziałem, że nic. Bo to normalne kiedy się leży na jakiejś dziewczynie bez koszulki, nie?- zaśmiał się  Riker, a ja go lekko uderzyłam.
-Ty robisz to samo, ale nikt do ciebie pretensji nie ma- rzucił.
-Bo ja to co innego- odparł- Dobra młody. Kręć- wypadło na mnie.
-Wyzwanie- powiedziałam i uśmiechnęłam się zadziornie.
-Przepraszam cię, ale muszę się zemścić. Pocałuj... Hm... Rossa- krzyknął, a ja pisnęłam.
-Nie ma nawet takiej opcji!- warknął Riker, a ja zaniemówiłam.
-Stary, coś za coś. Dawaj Sara- odpowiedział chłopak, a ja przygryzłam wargę. Trzymając Riker za rękę przybliżyłam się do Rossa, a on zrobił to samo. Po chwili zatopiliśmy się w pocałunku. Całkiem nieźle całuje. Jednak nic nie poczułam. Trwało to raptem kilka sekund, kiedy szybko się oderwałam i przytuliłam do Rikera. On nie zareagował. Widziałam tylko złość w jego oczach.
-Kręć, Sara- powiedział Alex. Zrobiłam jak powiedział. Butelka kręciła się i kręciła. W Końcu wypadło na Arię.
-Wyzwanie- powiedziała od razu. Uśmiechnęłam się zadziornie- O nie- mruknęła.
-O tak- powiedziałam- Pocałuj Rockiego- dodałam i zaśmiałam się szatańsko. Ona, bez większych marudzeń zrobiła to. Minęła minuta, aż w końcu przestali. Od razu wiedziałam, że między nimi będzie coś.
 Aria zakręciła butelką i wypadło na Ratliffa. Oczywiście, kazała mu biegać w staniku Rydel po całej przecznicy. Niezły ubaw. Kiedy graliśmy reszta ciągle piła i piła. Riker też. Jego nastrój trochę się poprawił Widziałam jak rozmawiał z Rossem. A ja strzeliłam focha na Rylanda. Głupek.
-Riker. Nareszcie!- krzyknęła trzeźwa Lili. Tylko my nie piłyśmy, a reszta nie trzymała się najlepiej.
-Wyzwanie- rzucił od niechcenia i wypił kolejny łyk piwa. Wino się skończyło, a na podłodze było już chyba ze 20 pustych butelek piwa. Nie wiem co będzie jutro i wolę nie wiedzieć.
-Pocałuj Sarę. Namiętnie. Z języczkiem- odpowiedziała i uśmiechnęła  się.
-Uuuuuu..- powiedzieli na raz Rockliff i Ross.  Po kilkunastu sekundach zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Zanurzyłam ręce w jego włosach, a chłopak swoimi dłoniami krążył po moich plecach. Nie wiem ile to trwało, ale szybko się skończyło.
-Stop!- krzyknęła Lili, a my skończyliśmy i uśmiechnęliśmy się.
O około 2 w nocy rozeszliśmy się. Dziewczyny zachęcały mnie, żebym poszła z nimi. Nie zgodziłam się. Nie chciałam widzieć Rydel. Przeprosiła mnie, jednak sytuacja między nami będzie napięta przez jakiś czas. Poszłam do Rikera, jakżeby inaczej. Kiedy chłopak ściągał ze mnie bluzkę podczas pocałunku odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jesteś pijany- rzuciłam i położyłam się obok niego na łóżku.
-Na pewno. Nie chcesz, bo wolisz Rossa- powiedział i odsunął się ode mnie. Po chwili usłyszałam jak spał. W moich oczach pojawiły się łzy, jednak nie pozwoliłam im spłynąć...


Jutro będzie 60 rozdział!!! Już nie mogę się doczekać!!! Aaaaaa!!!!!!
~~Zmierzchu :* <5

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 58




                                       ********Perspektywa Sary********

-Albo jak uciekłyśmy na dach szkoły!- krzyknęłam i wszyscy wybuchnęliśmy ponownie śmiechem. Godzina 11.00 w nocy, a my, współlokatorzy siedzimy i gramy w butelkę. Niestety jest ona pusta. Wino się skończyło, ale mamy jeszcze dwa. Co za ulga. Ja wypiłam troszeczkę. Tylko troszeczkę. No dobra, troszeczkę więcej niż troszeczkę, ale to nie jest ważne.
-To czyja teraz kolej?- wybełkotała Aria. To  ona się nachlała w cztery dupy, nie ja!
-Sary!- krzyknął Alex i podał mi butelkę. Zakręciłam ją i wypadło na Lili.
-Pytanie czy wyzwanie?- zapytałam.
-Pytanie- odparła od razu. Blondi dobrze wiedziała, że moje wyzwania nie są normalne.
-Czy Alex wiedział, że spotykałaś się z Garrettem, kiedy byliście już razem, w waszym potajemnym związku, o którym nawet najlepsze przyjaciółki nie wiedziały?- zapytałam ponownie.
-Tak- powiedziała i zaczęła namiętnie całować swojego chłopaka, który siedział tuż obok.
-Ok, gołąbki! Idźcie do siebie- krzyknęła Aria trzymając w dłoni butelkę białego wina. Zakochana para od razu jej posłucha i, nie odrywając się od siebie, skierowali się do sypialni. Zaśmiałam się, a brunetka wywróciła oczami.
-Kogoś poznasz. Nie martw się!- krzyknęłam i poklepałam ją po ramieniu.
-Wiem, wiem. Nie szukam chłopaka. Tylko... Przeszkadza mi, jak się całują się gołąbeczki tak przy mnie. To jest denerwujące!- odparła. Aaa... To o to chodzi! Tu jest jej  punkt Achillesa.
-Pijemy?- zapytałam zmieniając temat.
-Jasne!- krzyknęła i podbiegła do wieży stereo. Po chwili usłyszałam dosyć głośną muzykę. Oby sąsiedzi nie przyszli. Ja natomiast zapaliłam kolorowe światła i powstała nasza, prywatna imprezka alkoholowa. Tańczyłyśmy i piłyśmy bez przerwy. Byłyśmy nieźle nachlane. Po dwóch godzinach wzięłam jeszcze szampana, którego wypiłyśmy w ciągu trzech kwadransów. Jedyne co pamiętałam, to fakt, iż poleciałam na kanapę. I już tam zostałam...


                                          ********Ranek********
-Śniadanie!- usłyszałam krzyk, jednak nie zamierzałam wstawać. Jęknęłam tylko.
-Nie drzyjta się tak!- krzyknęła Aria i po chwili słyszałam śmiechy Lili i Alexa. Może jednak wstanę? Nie, ja tutaj spędzę resztę dnia. Tak mi wygodnie, na tej milutkiej kanapie. O, jak miło! Ktoś mnie przykrył kocem! Wtuliłam się mocniej w  poduszkę.
-Riker dzwonił- powiedział Alex. Otworzyłam jedno oko i jego kątem zauważyłam, że chłopak siedzi na fotelu obok i je kanapki. Niczym żmija zabrałam mu jedną- Ej!
-Głodna jestem- zaśmiałam się- A co chciał Riker?
-Nie odbierałaś telefonu. Powiedziałem, że nie mogłaś, bo śpisz. Mam ci przekazać, żebyś przyszła- odpowiedział.
-Yh,...- jęknęłam. I z moich planów nici- A która jest?
-11.00- powiedziała Lili, która zjawiła się tu ni stąd, ni zowąd. Powoli wstałam i okryta kocem powędrowałam do pokoju. Tam wypiłam małą butelkę wody i przebrałam się w rurki, bluzkę na ramiączka oraz długi sweter. Dzisiaj było zimno. Na pogoda nie jest normalna. Potem zrobiłam sobie lekki makijaż. Włosy związałam w... Nie wiem co, bo koka to to nie przypominało.  Wzięłam małą torebkę i wyszłam.
-Wychodzę- odparłam i nie słuchając komentarzy opuściłam mieszkanie. Niedziela... I teraz piętnaście minut piechotką. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam losową piosenkę. Shake it off!! Po kilku minutach napiłam się jeszcze wody. Kac, daje o sobie znać. Ostatnio strasznie dużo piję. A nie powinnam. Jeszcze wyjdę na alkoholiczkę. A tego nie chcę.
Nareszcie dotarłam do domu Lynchów! Jeszcze jakby ktoś był łaskawy i otworzył mi drzwi. Moje błagania zostały spełnione, ponieważ drzwi otworzyły się i zobaczyłam Ratliffa.
-Jak zwykle. Nikt w tym domu nie otworzy drzwi. To zawsze ja muszę robić, bo któż by inny?- mruczał chłopak, a ja zaśmiałam się.
-Hej Ratliff- przywitałam się.
-Cześć- odpowiedział i poszedł na kanapę. Ja natomiast weszłam i zdjęłam buty.
-Hej Rydel- uśmiechnęłam się do niej ciepło. Dziewczyna spojrzała na mnie nienawistnym spojrzeniem.
-Znowu przyszłaś?
-Tak, Riker mnie zaprosił. Masz coś przeciwko? Wcześniej to ci nie przeszkadzało- odpowiedziałam zdziwiona.
-Mam coś przeciwko- odpowiedziała i wstała.
-Co takiego?- zapytałam zdziwiona. Na schodach pojawił się Riker, jednak stanął na środku. Najwyraźniej nie chciał nam przeszkadzać.
-To, że przez ciebie Rikera nigdy nie ma w domu.
To, że przez ciebie Riker się spóźnia.
To, że przez ciebie Riker olewa zespół.
To, że przez ciebie Riker nie spędza z tobą czasu.
To, że przez ciebie Riker nie interesuje się nami, tylko tobą.
To, że przez ciebie Riker się zmienił!- krzyknęła ze łzami w oczach, po czym pobiegła do pokoju. Stałam jak wmurowana. Nie wiedziałam co powiedzieć. W moich oczach zebrały się łzy. Powolnym krokiem ruszyłam do drzwi, jednak poczułam ucisk na ręce.
-Poczekaj- powiedział Riker- Ja... Przepraszam. Nie wiem o co jej chodziło.
-Ale ja wiem- odpowiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie zdziwiony- Jest zazdrosna. Nie spędzasz z nią czasu, nie interesujesz się nią. Tylko mną.
-Bo cię kocham- powiedział.
-Ale Delly też kochasz. Ona jest twoją siostrą. Idź do niej i porozmawiaj. A ja idę do domu- Chłopak się mnie posłuchał. A ja idę do domu. Tylko co ja będę robić? Obejrzę sobie jakąś komedię i położę się na kanapie. Kiedy znalazłam się w domu zrobiłam tak, jak wcześniej planowałam. Zrobiłam sobie pop-corn i włączyłam film pt. "Pełna chata".  Bardzo fajny i zabawny film. Dopiero po zakończeniu go, zdałam sobie sprawę, że wszystkie pokoje są puste. Wszyscy zniknęli. Trudno. Jestem tylko ciekawa, gdzie wszyscy są. Wzięłam książkę z półki w mojej sypialni oraz mój  ulubiony koc. Usiadłam na leżaku, na moim balkonie i czytałam. Czytałam, czytałam, czytałam, czytałam. Kiedy książka się skończyła, słuchałam muzyki.  Lubię takie dni. Cisza, spokój, samotność. Nie rozumiem dlaczego Rydel tak na mnie naskoczyła. Mogła mi to powiedzieć normalnie, tym bardziej, że rozmawiałyśmy w piątek jak przyjaciółki. Moim zdaniem... Coś jeszcze jest na rzeczy. Tylko... Nie mam niebieskiego pojęcia co. To, że była zła i zazdrosna i tak jej nie usptrawiedliwia. Nie powinna się tak zachowywać.  Jakby miała 5 lat, a ma ponad 20. Jest już dorosłą kobietą i takie sprawy powinno się załatwiać inaczej. Spokojnie, bez kłótni, bez świadków wszystko sobie wyjaśnić. A nie drzeć się na mnie, jakbym nie wiadomo co zrobiła. Blondynka czasem zachowuje się jak mała dziewczynka, i... To chyba nie jest całkiem normalne. Ale cóż ja mogę poradzić? Nic, to nie jestem moja sprawa i nie powinnam się wtrącać. Ale... Ja i Delly jesteśmy, byłyśmy przyjaciółkami. Yh......... Skończ już o tym myśleć! Odpręż się.. Hm... Może poszukam jeszcze jednej pracy? Będę uczyła j. hiszpańskiego? Korepetycje. W końcu nie studiowałam tego bez przyczyny.
W głębokich zamyśleniach usnęłam...



Już jutro! Nareszcie będzie 59 rozdział!! Już nie mogę się doczekać!!
~~Zmierzchu :* <5



Rozdział 57





                                             ********Perspektywa Rikera********

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju. Leniwie otworzyłem jedno oko i rozejrzałem dookoła. No tak... Wspomnienia z wczorajszego dnia zalały całą moją głowę.  Spojrzałem na najważniejszą osobą w moim życiu. Leżała obok mnie. Podczas snu wyglądała tak niewinnie i delikatnie. Słońce delikatnie muskało jej twarz. Po chwili odwróciła się w moją stronę, a ja momentalnie wpiłem się w jej usta.
-Dzień dobry księżniczko- uśmiechnąłem się do niej. Sara otworzyła oczy i westchnęła.
-Hej- odparła- Chyba Aria robi śniadanie. Idziemy?
-Jasne. Tylko... Wydaje mi się, że musimy się ubrać- odpowiedziałem i zaśmiałem się.
-Hm...- zamyśliła się- Wydaje mi się, ale nie jestem pewna, że masz rację- dodała i wstała.Założyła moją koszulę leżącą na podłodze obok. Po chwili  zajrzała do swojej szafy i wzięła jakieś ubrania.
-Ciężko jest żyć bez garderoby? Gdybyś mieszkała ze mną, nie miałabyś takiego problemu- zaśmiałem się ponownie.
-Nie. Tak też jest dobrze- po chwili blondynka wzięła jakiś wieszak i zniknęła za drzwiami.
-Pora znaleźć spodnie- mruknąłem do siebie i wstałem. Chwilę potem znalazłem potrzebny przedmiot. W tym samym momencie Sara wyszła z łazienki, całkowicie ubrana. Nie powiem, troszkę się zawiodłem.
-Twoja koszula- powiedziała dziewczyna.
-Dzięki. Jesteś gotowa?
-Oczywiście, że nie! Jeszcze makijaż- odparła, a ja jęknąłem. Położyłem się na łóżku i wyciągnąłem telefon. 4 nieodebrane połączenia. Rocky, Ross, Ross, Rocky. Bez większego namysłu wybrałem numer do pierwszego.
-Siema stary. Dzwoniłeś- po 3 sygnałach chłopak odebrał.
-Siema- jęknął. Obstawiam, że spał- Co chcesz?
-Dzwoniłeś- przypomniałem mu, a on ponownie jęknął.
-Ale to było przed północą! A jest... 9.00!- krzyknął.
-Byłem... zajęty- odpowiedziałem.
-Zajęty? A czym?- zapytał Ross. Ross? Świetnie!
-Ym...- zamyśliłem się- Bardzo ważną czynnością.
-A czy przy tej czynności potrzebne jest łóżko?- zapytał blondyn, a ja mimowolnie przewróciłem oczami.
-Niekoniecznie- odpowiedziałem.
-A czy przy tej czynności krzyczy się i jęczy?- tym razem Rocky.
-Tak- odparłem ponownie.
-Aaaaaa... To rozumiemy- powiedzieli zgodnie.
-To co chcieliście?- zapytałem, gdyż zauważyłem, że Sara już skończyła. Jak chce, to potrafi szybko to zrobić. Usiadła na łóżku.
-Aaaaaa... To już nie jest ważne- odpowiedzieli zgonie. Znowu. Ok... Uznam, że to normalne.
-Dobra, chłopaki. Ja już kończę. Nie będzie mnie dzisiaj w domu.
-Musisz być! We wtorek jest koncert, a dzisiaj jest próba o 6.00. Rydel powiedziała, że jeżeli cię nie będzie, to nie występujesz. Była bardzo zła, wściekła nawet.
-Ok... Na pewno będę. A teraz kończę. Do szóstej- odpowiedziałem i rozłączyłem się.
-Idziemy?- zapytałem.
-Jasne. Z kim rozmawiałeś?- zapytała zaciekawiona.
- Z Rockym. I Rossem- powiedziałem- A o szóstej muszę być na próbie- dodałem.
-Ok. Chodźmy w takim razie- powiedziała i wstaliśmy. Kiedy wychodziliśmy usłyszeliśmy śmiechy dochodzące bodajże z kuchni.
-Hej- przywitała się Sara.
-Hej- odpowiedzieli zgodnie.
-Co na śniadanie?- krzyknął Alex idąc po korytarzu.
-Riker?! Siema stary!- dodał, kiedy się tu zjawił i przywitaliśmy się.
-Na śniadanie zrobiłam gofry. Specjalnie dla gołąbeczków- odparła Aria przewracając oczami.
-Nie martw się. Ty też kogoś znajdziesz- odpowiedziała Sara.
-Właśnie. Co z tym przystojnym recepcjonistą z hotelu?- zapytała Lili jedząc posiłek.
-Co dzisiaj robimy?- zapytał chłopak zmieniając temat. Aria posłała mu wdzięczne spojrzenie. Nagle rozdzwonił się telefon mojej dziewczyny.
-Halo?- zapytała.
-..........................
-Tak.
-...........................
-Tak, oczywiście. Zero problemu.
-.........................
-Dobrze. To proszę zadzwonić, kiedy będzie miała pani czas.
-.......................
-Dobrze. W takim razie proszę wracać do zdrowia.
-......................
-Do widzenia.
Blondynka westchnęła i odłożyła telefon na stół.
-Co jest?- zapytałem zatroskany.
-Moja pierwsza klientka nie może się ze mną dzisiaj spotkać, ponieważ jest w szpitalu. Na szczęście to nic poważnego- odpowiedziała- A wy co dzisiaj robicie?
-Ja zaczynam pracę w auto-komisie w poniedziałek, więc jestem wolny- powiedział Alex.
-Ja też nic dzisiaj nie robię- dodała Liliana.
-I ja też-  dodała brunetka.
-To...- zacząłem- Skoro jest taka piękna pogoda, chodźmy na plażę- zaproponowałem, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
-Świetnie- krzyknęła Lili- W takim razie za pół godziny w salonie. Wszyscy wstali i skierowali się do swoich pokoi.
-Idę do domu. Do zobaczenia za 30 minut- szepnąłem Sarze na ucho.
-Już tęsknię- odpowiedziała. Wyszedłem i skierowałem się do samochodu. Po kilku minutach już wchodziłem do domu.
-Siema Riker!- krzyknęli zgodnie Ross i Rocky. Nie, to już nie jest normalne. Na dodatek mieli dziwne uśmieszki na twarzach. Spojrzałem na nich jak na wariatów i skierowałem się do schodów.
-Jak było w nocy? Przecież byłeś bardzo zajęty- zapytał Rocky, a ja mu posłałam wrogie spojrzenie.
-Odwalcie się- powiedziałem i ignorując ich komentarze poszedłem do pokoju. Przebrałam się i szybko wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy. Jeszcze tylko moje okulary przeciwsłoneczne. Gdzie one mogą być? Ryland. Znowu je wziął. Kupię mu nowe na święta. Jak na grudzień jest strasznie gorąco. Aż 20 stopni. Zazwyczaj jest 15 bądź 10. Bez pukania skierowałem się do jego pokoju. Kiedy otworzyłem drzwi stanąłem. Mój młodszy braciszek leżał bez koszuli na jakiejś brunetce bez stanika.
-Cześć Ryland!- krzyknąłem głośno, bo chłopak chyba nie usłyszał otwierania drzwi.
-Riker!- momentalnie przerwał całować dziewczynę- Wiesz, że się puka?
-To zrobiłem, jednak mój młodszy braciszek nie był tak łaskawy, żeby mi otworzyć- odparłem, a tamta dziewczyna okryła się kocem. Nie zwracałem na nią zbytnio uwagi.
-Więc... Co chcesz?- zapytał RyRy.
-Moje okulary przeciwsłoneczne- powiedziałem zniecierpliwiony.
-A tak!- powiedział po chwili- Są na biurku. Dzięki, że mi je pożyczyłem- poszedłem w wskazane przez niego miejsce i znalazłem potrzebną mi do szczęścia rzecz.
-Nie pożyczyłem. Zabrałeś mi je- odparłem.
-Dobra, dobra. Możesz już iść? Jestem zajęty- powiedział, a ja parsknąłem śmiechem.
-Jasne- mruknąłem i zszedłem na dół.
-Jest Riker!- krzyknął Ross.
-Może teraz opowiesz co robiłeś, że byłe taki zajęty?- zapytał Rocky, który ciągle leżał na kanapie i żarł chipsy. Wziąłem sobie kilka.
-Jakbyście nie wiedzieli, to wasz młodszy braciszek, Ryland, też jest bardzo zajęty. Teraz. W pokoju- odpowiedziałem, a oni spojrzeli na siebie z uśmiechem. Ok, zaczynam się ich bać. Po chwili pobiegli na górę, a ja wyszedłem. Niedługo potem spotkałem Sarę i jej przyjaciół na schodach.
-O! Jesteś- krzyknęła i pocałowała mnie w policzek.
-Jedziemy moim wozem?- zapytałem patrząc na resztę.
-Jasne- odpowiedzieli zgodnie. Po kwadransie siedzieliśmy na kocu, na plaży. Oprócz nas, nie było tam żywej duszy. Aż dziwne.



                                      ********Kilka godzin później********

Właśnie byłem w drodze do domu. Była 6.30. Jestem troszeczkę spóźniony, ale ten czas tak szybko minął na plaży. Gadaliśmy, graliśmy w butelkę, pływaliśmy. Po prostu wszystko co możliwe. Dowiedziałem się, że przyjaciółki Sary są naprawdę fajne. I miłe. I wcale nie zachowują się jak jakieś plastiki, ponieważ inaczej to sobie wyobrażałem.  Zaparkowałem w przestronnym garażu i po chwili byłem w naszej, domowej sali prób.
-Co tak późno?!- zapytała zniecierpliwiona blondynka.
-Korki były- odparłem i wziąłem gitarę.
-Pamiętaj, że zespół jest ważniejszy do twojej dziewczyny!- krzyknęła. Co ją dzisiaj napadło? Okres ma, czy co?
-Pamiętaj, że ty też się spóźniałaś tyle razy i nikt nie robił ci żadnych wyrzutów- powiedziałem spokojnie.
-Przejdźmy do próby- wtrącił Ratliff, a my się jego posłuchaliśmy.
-Przez następne dwie godziny ćwiczyliśmy piosenki, jednak w powietrzu każdy czuł napięcie...


Hej! Dzięki waszym komentarzom czuję się lepiej :) A dzisiejszy rozdział dedykuję T.D. czyli Tajemniczej Dziewczynie. Twój komentarz bardzo mnie zmotywował. Małymi kroczkami zbliżamy się do 60 rozdziału! Już nie mogę się doczekać!!! :D Długi rozdział, nie?
~~Zmierzchu :* <5



poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 56




KONIECZNIE PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM -------->


                               ********Perspektywa Sary********

Riker...Mój Riker... Wrócił do mnie...
-Kocham Cię- chłopak przerwał pocałunek.
-Ja też Cię kocham- odparłam i musnęłam jego usta swoimi.
-Skończyłaś pracę?- spytał.
-Prawie - odpowiedziałam i zadzwoniłam z telefonu biurowego do Arii.
-Hej. Co tam?- zapytała.
-Pilnie potrzebuję wazonu na kwiaty z wodą oczywiście. Tylko szybko- uśmiechnęłam się do blondyna, a on odwzajemnił gest. Wstałam z biurka i posprzątałam resztę papierów.  Riker usiadł na fotelu i rozsiadł się wygodnie, a po chwili zjawiła się Aria.
-Dzisiaj jesteś sama w domu. Lili, Alex i ja wychodzimy na maraton filmowy. Nie zmarnuj tego- szepnęła mi na ucho rozbawiona, a ja uderzyłam ją lekko w ramię
-Idź już!- odparłam.
-To była tylko rada!- odpowiedziała śmiejąc się i po chwili zniknęła za drzwiami.
-Chodźmy do mnie- powiedział chłopak.
-Dobrze, ale wieczorem idziemy do mnie- powiedziałam uśmiechając się.
-Jestem za- niespodziewanie Riker zjawił się obok mnie i pocałował w czoło. Wziął mnie za rękę i razem wyszliśmy z budynku. Blondyn, jak przystało na prawdziwego dżentelmena, otworzył mi drzwi w samochodzie i po chwili odpalił silnik. Podczas drogi blondyn złapał mnie za rękę.
-Tęskniłem za tobą- powiedział cicho.
-Ja za tobą też. I... Przepraszam, że ci nie uwierzyłam. Powinnam ci ufać- odpowiedziałam.
-Masz do tego pełne prawo. Ona omotała wszystkich. Przez tydzień nikt, oprócz Alexa, nie chciał ze mną rozmawiać. Zostałem sam- westchnął, a ja momentalnie pogłaskałam jego policzek.
-Nie wiedziałam. Ale teraz wszystko się wyjaśni. I wszystko będzie tak jak dawniej- dodałam, a on pocałował mnie w policzek. Po chwili chłopak zaparkował samochód w garażu i, trzymając się za ręce, weszliśmy do domu.
-Denerwujesz się?- szepnął mi na ucho.
-Trochę- odparłam tym samym tonem. Jak gdyby nigdy nic weszliśmy do salonu i skierowaliśmy się do pokoju Rikera.
-Hej- przywitałam się z chłopakami siedzącymi w salonie, którzy oglądali jakiś mecz.
-No siema- mruknęli chórkiem, co wywołało mój chichot.
-Jestem ciekaw, kiedy się zorientują- powiedział rozbawiony chłopak, gdy wchodziliśmy do jego pokoju. Nic się nie zmieniło.  Co prawda zniknęło kilka rzeczy, ale wszystko wyglądało znajomo.
-Sara?!!- usłyszeliśmy krzyk i po chwili stukanie do drzwi. Na szczęście chłopak zamknął je na klucz. Usiedliśmy na łóżku i zatopiliśmy się w czułym pocałunku. Pukanie do drzwi nie ustępowało.
-Riker! Każę ci otworzyć drzwi! Kiedy nie ma rodziców, ja tutaj rządzę!- krzyknęła Rydel, a my zaśmialiśmy się, jednak nie zwracaliśmy na nią uwagi.
Po kilkunastu minutach pukanie, stukanie i wszelkie inne odgłosy zza ścian ustały. Nareszcie.
-Przeprowadź się do mnie- szepnął Riker odrywając się ode mnie i spoglądając w moje oczy. Postąpiłam podobnie.
-Ni- odparłam, a on zaśmiał się.
-Przeprowadź się do mnie- powtórzył głośniej.
-Riker. Ja... Nie mogę. Mam nowe mieszkanie z dziewczynami. Nie mogę z tobą mieszkać, a ich nie mogę opuścić. Taka jest kolej rzeczy. Kiedy mieszkaliśmy razem było cudownie, ale tak jest lepiej. Wprowadzę się do ciebie...Po ślubie- powiedziałam to szybciej, niż przemyślałam i od razu ugryzłam się w język. Żeby o tym zapomnieć szybko go pocałowałam. Cholera... Jeszcze mi się oświadczy. A tego nie chcę. Jest za wcześnie. Nie przyjęłabym zaręczyn. Nie jestem na to jeszcze gotowa. Ok, dość myśli o tym. Po chwili położyliśmy się na łóżku i okręciliśmy się tak, że Riker leżał na mnie.
-Riker...- szepnęłam przerywając pocałunek. Poprawiłam jego blond grzywkę i wstałam. Chłopak był wyraźnie zdezorientowany.
-Chodźmy do mnie- powiedziałam stojąc przy drzwiach, a blondyn zaśmiał się.
-Masz rację- odparł i pocałował mnie w policzek. Trzymając się za ręce po cichu zeszliśmy po schodach. Kiedy byliśmy przy schodach usłyszeliśmy głos:
-Myśleliście, że tak po prostu uciekniecie?- Rydel stała przy drzwiach z kijem baseballowym, który odbijała w  rękach. Przerażona, a zarazem zdziwiona spojrzałam na chłopaka, on jednak miał taki sam wyraz twarzy.
-No, a teraz moja droga... Idziemy!- krzyknęła, pociągnęła mnie za rękę i skierowała się do jej pokoju. Rzuciłam spojrzenie Rikerowi, ale on nic nie zrobił. Prychnęłam zła. Foch. Forever. Gdy dziewczyna zamknęła drzwi, pokazała mi (kijem baseballowym) miejsce na łóżku, tuż obok niej i niebezpiecznego narzędzia. Ja jednak postanowiłam usiąść na małej sofie. Zanurzyłam się w puszystych poduszkach.
-Opowiadaj!- krzyknęła.
-Co?- zapytałam zdziwiona.
-Jak to co?! Co się działo przez ostatni tydzień?!- krzyknęła i rzuciła we mnie poduszką.
-Ała!- krzyknęłam i odrzuciłam poduszkę. Westchnęłam- No bo to było tak...- w dużym skrócie opowiedziałam co się działo, a dziewczyna słuchała jak zaklęta.
-To teraz ja ci muszę coś powiedzieć- rozpoczęła.
-Co takiego?- zadałam kolejne pytanie.
-Może mi nie przerywać?
-Ok, ok. Ale pamiętaj. To ja jestem starsza- przypomniałam jej grożąc palcem, a po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Dobra, już ci mówię. Ja i Ratliff... Zrobiliśmy to!- powiedziała podekscytowana.
-Co?! O ja cię... - skomentowałam- I jak?
-Pozwolisz, że zostawię to sobie- oparła z uśmiechem, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Ok, ja już idę do Rikera. Zabrałaś mi półtorej godziny.- powiedziałam poważnie- Kiedyś mi je oddasz- po chwili znowu wybuchnęłyśmy śmiechem. W szampańskim nastroju opuściłam pokój.
-Już jesteś. Tęskniłem- nagle poczułam pocałunki na mojej szyi- Możemy już iść?
-Jasne. Twoja siostra mnie długo przetrzymała- odparłam i skierowaliśmy się do mojego mieszkania. W sumie nie tylko mojego. Dobrze, że dzisiaj nie ma moich współlokatorów. Chociaż... Jestem pewna, że dziewczyny to zaplanowały. Te podstępne...intrygantki. Ale jestem im wdzięczna. Wolę robić niektóre czynności w moim mieszkaniu, gdzie są osoby, które się zbytnio nie wtrącają, niż w domu, gdzie w każdej chwili ktoś może wejść, a potem naśmiewać się. Rocky. Ratliff. A nawet Ross czy Ryland. Nim się obejrzałam, otwierałam drzwi od mieszkania. Od razu skierowałam się do kuchni, gdzie znalazłam krótki liścik.

Bawcie się dobrze ;) I pamiętaj: my nie chcemy być ciociami!! Na to jeszcze za wcześnie! A w lodówce jest szampan. Nie oszczędzaj sobie. Pora na wielki powrót!
Besos :**
Aria&Lili <3
Zgniotłam kartkę papieru i szybko wyrzuciłam ją do kosza. Nie chcą być ciociami! Pff... To nie zależy od nich, tylko ode mnie! I Rikera. Zajrzałam do lodówki i znalazłam butelkę mojego ulubionego alkoholu. Wyjęłam jeszcze dwa kieliszki i skierowałam się do salonu. Ku mojemu zaskoczeniu chłopaka tam nie było. Po chwili zauważyłam otwarte drzwi od mojej sypialni. I wszystko jasne. Po chwili tam byłam. Riker od razu ściągnął ze mnie bluzkę, jednak ja nie pozostałam mu dłużna. Nasze dzisiejsze zbliżenie różniło się od wcześniejszych. Było takie... Spragnione, niezwykłe i dojrzalsze. To dziwne, że tyle się zmieniło. Nie mieliśmy czego się krepować. Czułam, że nasze życie w końcu weszło na właściwy tor. Skoro przetrwaliśmy tyle, to resztę też przetrwamy...

Heej!!! Bardzo mnie zasmuciliście. Serio?! Nie mogę odpocząć na wakacjach?! Bo inne autorki piszą, a ja nie! Ale ja nie jestem jak inne autorki, jestem całkiem inna. Jestem sobą i mam dużo problemów. Na przykład fakt, że doprowadziłam brata mojej najlepszej przyjaciółki, przez co ich rodzina mnie nienawidzi. A jeżeli moi rodzice się o tym dowiedzą, to będę miała szlaban. Poza tym moja siostra wychodzi za mąż za dwa tygodnie i muszę trochę pomagać. I... Jestem zmęczona. Chcę się odprężyć. I... Zraniliście mnie. Nie powinnam dawać tego rozdziału, bo mnie naprawdę raniliście. I mam zamiar dojść do 60 rozdziału. A potem... Wydarzy się coś...
~~Zmierzchu :* <5 








środa, 8 lipca 2015

Rozdział 55


Nareszcie jestem!! XD :D


                                         ********Perspektywa Sary********

Obudziłam się sama. O dziwo. Spojrzałam na zegarek stojący na małej półce nocnej. 7.54. Za 6 minut powinnam wstać. Położyć się czy nie? Oto jest pytanie. Hm... No dobra. Wstanę. Nareszcie mogę to zrobić! Jest piątek, a ja już czuję się dobrze. To znaczy... Mam jeszcze kaszel oraz kicham co jakieś pół godziny, ale jestem zdolna do pracy. Poza tym dzisiaj mam spotkanie. Przez tyle dni leżałam w łóżku i codziennie przychodził do mnie Alex. W ten weekend wprowadza się do nas, to znaczy do Lili. Ale będzie mieszkał z nami. Wesołym krokiem weszłam do łazienki i zmyłam stary makijaż. Wskoczyłam pod prysznic i po chwili poczułam kawowy żel pod prysznic. Potem weszłam do garderoby i założyłam białą sukienkę przed kolano z fioletową wstążką w pasie. Założyłam jeszcze fioletową marynarkę oraz czarne baleriny. Zrobiłam nowy, lekki makijaż, a blond włosy spięłam w wysokiego kucyka. Po 40 minutach byłam gotowa, więc zeszłam na dół.
-Hej- przywitałam się. Przy stoliku siedzieli wszyscy domownicy i Alex. Przyszły domownik.
-Cześć- odpowiedzieli markotnie.
-Co jest?- zapytałam i usiadłam na krześle barowym.
-Jest problem- zaczęła Aria.
-Brakuje nam pieniędzy na czynsz- dokończyła Lili. Dopiero teraz zauważyłam zielone banknoty leżące na stole.
-A ile potrzebujemy?- zapytałam ponownie.
-Czynsz wynosi 1000 dolarów. My mamy tylko 630- powiedział Alex.
-Poczekajcie odparłam i pobiegłam na górę. Wzięłam portfel i moją świnkę skarbonkę, którą dostałam na osiemnaste urodziny od Lili. Kiedy wróciłam otworzyłam portfel, znalazłam jednak tylko 200 dolarów. Położyłam je na stół. Wszyscy, łącznie ze mną westchnęli.
-Ale... Mam dzisiaj spotkanie. Tamta para da mi 500 dolarów na początek- dodałam- Do kiedy musimy zapłacić?
-Do jutra- odpowiedziała brunetka.
-Damy radę. Niedługo wszyscy zaczniemy zarabiać i się uda nam zapłacić też na kolejny- pocieszyłam ich skutecznie.
-A teraz....- Alex spojrzał na zegarek-  Muszę lecieć. Mam rozmowę o pracę.
-Jaką?- zaciekawiła się blondynka.
-Dowiesz się potem- uśmiechnął się brunet i pocałował ją czule. - Pa!- krzyknął i wyszedł.
-No dobra. Ja też lecę. Muszę iść do sklepu. Pa!- krzyknęła Lili i już jej nie było.  Wstałam i nalałam sobie kawy do niedużej filiżanki.
-Co robisz?- zadałam pytanie.
-Szukam jakiejś dorywkowej pracy- odpowiedziała zamyślona Aria. W rękach trzymała kubek z gorącą cieczą.
-A jak idzie twoje zlecenie?
-Całkiem nieźle. Ale jest też dużo wydatków. Trzeba ciągle chodzić do wszystkich po kolei sklepów. Już mnie głowa od tego boli. A jeszcze trafiła mi się typowa lalka barbie i mąż- prawnik, który ją zdradza. Mają piecioletnią  córkę, która zachowuje się dokładnie jak matka. Co chwila zmienia zdanie...- marudziła brunetka, a ja wybuchnęłam śmiechem- A jak jest u ciebie?
-Hm... Ja dopiero dzisiaj mam pierwsze spotkanie. Ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle.- odparłam.
-Powodzenia- odpowiedziała dziewczyna i wyszła.
-Nie dziękuję- odpowiedziałam sama do siebie. Wróciłam do pokoju i do małej, podręcznej torebki na ramię spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Przejechałam jeszcze czerwoną szminką po ustach i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Wiatr dmuchnął w moją twarz. Nareszcie! Wolność! To ciągłe siedzenie w domu, w łóżku było bardzo nudne. I byłam pilnowana przez kogoś na okrągło. Mogłam chodzić tylko do łazienki.  Przejechałam dwa przystanki tramwajem i już po piętnastu minutach znalazłam się przed budynkiem, w którym pracowałam. Skierowałam się do mojego gabinetu i wyjęłam pliki kartek. Między innymi umowy.Na biurku położyłam zdjęcie moje i moich przyjaciółek, a na ścianie duży obraz przedstawiający Los Angeles o zachodzie słońca. Nim się obejrzałam, usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko i po cichu usiadłam na fotelu i odpowiedziałam:
-Proszę- drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich niską, drobną, ciężarną brunetkę oraz ciemnego blondyna.
-Dzień dobry- powiedziała kobieta uśmiechając się.
-Dzień dobry- odpowiedziałam i podałam jej rękę. Mężczyźnie również. Wyglądali na około 25 lat.
Gestem dłoni wskazałam miejsca siedzące i wszyscy usiedliśmy.
-Jestem Alice Cullen, a to mój chłopak Jasper Hale.
-Sara Larence. A więc... Co państwa interesuje?- zapytałam przechodząc do tematu.
-Mamy małe mieszkanie, które kupiliśmy tydzień temu. Chcemy, żeby Pani zaprojektowała nam całe mieszkanko- odpowiedziała kobieta.
-Dobrze. I proszę nie "Pani", bo to mnie bardzo postarza. Sara- uśmiechnęłam się i zapisałam początkowe informacje na kartce- Ile pomieszczeń ma mieszkanie?
-Jest kuchnia- zaczął Jasper- Łazienka, nasza sypialnia, pokój dla dziecka, salon i mały pokoik. Jeszcze nie wiemy do czego będzie służył.
-Ok... Teraz takie pytanie troszkę osobiste: Jak Państwo stoją z funduszami?- zapytałam ponownie odrywając głowę od papierów.
-Nie najlepiej. Zamierzamy pobrać się w styczniu i jest mnóstwo wydatków- odpowiedziała Alice.
-Więc... Nie chcą Państwa mieszkania wyposażonego w różne drogie przedmioty?
-Nie- odparł od razu mężczyzna.
-Chcemy, żeby było tak miło i przytulnie, ale była również przestrzeń. Mamy psa- przytaknęła brunetka.
-Dobrze... Na chwilę obecną te informacje mi wystarczą- powiedziałam zapisując kolejne informacje- Tutaj jest umowa. Pierwsza zaliczka do 250 dolarów. Druga część jest po wykończeniu wnętrza- podałam im kartki oraz długopis, a para podpisała w konkretnych miejscach- Świetnie- dodałam i schowałam umowę do biurka, wcześniej wkładając ją w folię ochronną- Zostało mi tylko jedno pytanie. Kiedy możemy się spotkać? Muszę obejrzeć mieszkanie, wtedy będę mogła działać. Najlepiej by było, gdybym obejrzała je jak najszybciej.
-Hmm...- zamyśliła się kobieta- Jutro. Ja będę w mieszkaniu i spróbuję ogarnąć ogromny ogród.
-W takim razie mogę prosić adres?- zadałam kolejne z rzędu pytanie, a Cullen zapisała na kartce adres, o który prosiłam- Dziękuję- uśmiechnęłam się - To wszystko na dzisiaj.
-No to teraz pora na spotkanie z teściową- westchnął Jasper wstając, a ja parsknęłam śmiechem. Jego narzeczona natomiast uderzyła go lekko w ramię.
-Chyba nie może być tak źle- powiedziałam.
-Uwierz mi, może- odparł, a ja odprowadziłam ich do drzwi.
-W takim razie do jutra- pożegnałam się i zasiadłam za biurkiem. Po chwili drzwi otworzyły się z impetem.
- I jak?!- zapytały dziewczyny z chórkiem.
-Kto jest na recepcji?- zapytałam podnosząc głowę znad papierków.
-Nieważne! Jak było?!- zapytała ponownie podekscytowana Lili.
-Świetnie! Bardzo miłe narzeczeństwo. - odparłam- 200 dolarów daję na czynsz. Ale...
-Jakie ale?- zadała pytanie Aria.
-Na następny czynsz płacę tylko 250 dolarów, jak reszta. Bo wyszło, że zapłaciłam 400!
-Ok, ok- zaśmiały się dziewczyny.
-Dobra, chickas, teraz zmykać, bo jestem strasznie zajęta- powiedziałam i dosłownie wyprowadziłam je za drzwi. Zajęłam się papierkową robotą, która nagła przybyła. Kątem oka zerknęłam na zegarek. 11.30, a ja jestem już wolna. Myślałam, że zajmie mi to dłużej. No, ale jeszcze papierki. Umowę włożyłam do małego sejfu, a z półki stojącej w rogu pomieszczenia wyjęłam foldery kolorów, materiałów, wzorów podłóg oraz ścian. Po zrobieniu tego wzięłam się za robotę, której mi już mało zostało. Siedząc za biurkiem usłyszałam pukanie.
-Proszę- krzyknęłam. Co one znowu chcą? Mówiłam im, że jestem zajęta.
-Cześć- usłyszałam głos, który był mi tak dobrze znany. Jego głos. Momentalnie znieruchomiałam i powoli spojrzałam na niego. W rekach trzymał bukiet niebieskich róż, które tak uwielbiałam. Jego grzywka opadała na jego czoło, a reszta włosów była ułożona w jego stylu. Porządny bałagan, jak on to zawsze mówił. Na nogach jak zawsze gościły niebieskie trampki oraz carne, podziurawione czerwone spodnie. Jego ulubiona koszulka opinała jego ciało.
-Cześć- odpowiedziałam niepewnie i wstałam- Co cię tu sprowadza?- chłopak uklęknął na kolanie przede mną i spojrzał w moje oczy.
-Wybacz mi, proszę- powiedział, a a zaniemówiłam.
-Co z Maggie?- zapytałam. Miałam taką cholerne Ochotę pocałować go.
- Nie jestem ojce. Chciała mnie wrobić- odpowiedział- Wybaczysz mi?
-Oczywiście, że tak!- krzyknęłam, a chłopak wstał i podał mi bukiet kwiatów, które położyłam na biurku. Zatopiliśmy usta w głębokim pocałunku. Riker... Mój Riker... Wrócił do mnie...




Nareszcie daję! Przepraszam was, ale musicie to zrozumieć. Są wakacje, a ja świetnie się bawię. Nie mam czasu na pisanie rozdziałów, a dzisiaj padał deszcz, więc postanowiłam to zrobić. Nawet nie wiecie jak ciężko było.
~~Zmierzchu :* <5

sobota, 4 lipca 2015

Wakacje.....





No hej miśki! Myślałam dzisiaj nad rozdziałem, ale nie dam rady. Nie wiem kiedy będzie rozdział, mam już jakiś plan, ale nie chce mi się go pisać. Mam nadzieję, że rozumiecie.  Wakacje, 38 stopni w cieniu, spalone na raczka plecy ;). Przesiaduję cały dzień na dworze. Poza tym mogę siedzieć przed komputerem pół godziny dziennie, z czego jest to nauka hiszpańskiego <55555555. Nie mogę więcej, bo muszę poprawić wzrok. Mam 13 lat i wadę wzroku -5,5, więc.... Wiecie, to nie jest normalne. Ok, nie zanudzam już. Kończę bye :*


SZALONYCH WAKACJI!!!!



~~Zmierzchu :* <5