niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 37



                                                ********Perspektywa Rikera********

-Gdzie jest Sara Larence?- zapytałem, a raczej krzyknąłem do recepcjonistki.
-Riker, spokojnie, spokojnie- powtarzała cicho za mną Delly. Nie zbyt jej słuchałem, ale postanowiłem spełnić jej prośbę. Zrobiłem głęboki wdech i wydech.
-Sara Larence.... Ach tak! Jest, przyjechała 10 minut temu. Sala 18, piętro 2- odpowiedziałą troszkę przestraszona pielęgniarka. Szybkim krokiem poszedłem tam wraz z blondynką, która ciągle trzymała psa. Weszliśmy do windy
-Riker?- zapytała cicho.
-Tak?- odparłem zdenerwowany.
-Będzie dobrze. Nie przejmuj się, Sara jest silna i da radę- powiedziała wspierając mnie.
-Wiem- westchnąłem.
-A tak w ogóle... To co ja mam zrobić z huskim?- zapytała uśmiechając się i wskazując na szczeniaka.
-Jak to co? Zaniesiemy go do sali Sary- zaśmiałem się sztywno.
-Ją- poprawiła mnie Delly.
-To suczka?- zapytałem zdziwiony.
-No ba! Przecież nie kupiłabym kolejnego chłopaka do naszego domu- powiedziała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. W sumie było. Dojechaliśmy. Na końcu korytarza zobaczyłem chłopaków, więc pociągnąłem Rydel za rękę i szybkim krokiem poszliśmy w ich stronę.
-Riker! Nareszcie jesteś- powiedział Ross widząc nas.
-Co się do cholery stało?!- zapytałem zły i usiadłem na krześle.
-No bo to było tak...- zaczął Ross- Po tym jak nas zostawiłeś pod domem, weszliśmy i od razu usiedliśmy przed telewizorem, bo był mecz. Przez chwilę byliśmy zdziwieni, że Sary nie ma, ale pomyśleliśmy, że pewnie poszła na kolejną część zakupów.  No i po tak około pół godzinie stwierdziłem, że przydałoby się piwko i jakieś chipsy, więc...
-...Więc Ross posłał mnie po nie- mówił Rocky- No to taki zamyślony wszedłem do kuchni, bo zastanawiałem się kto wygra. No i zobaczyłem gotującą się wodę, więc ją szybko zdjąłem z kuchenki, na szczęście nic się nie stało. I wtedy za blatem zobaczyłem Sarę. Leżała nieprzytomna, zawołałem szybko chłopaków i zadzwoniłem na karetkę. Potem zacząłem wydzwaniać do ciebie, ale nie odbierałeś, więc...
-...Więc ja wtedy przypomniałem sobie, że jest z tobą Delly, a ona jest zawsze pod telefonem. No i do niej zadzwoniłem i wszystko powiedziałem. W międzyczasie przyjechało pogotowie i pojechaliśmy do szpitala. - dokończył Ell. Westchnąłem. Jasna cholera, przecież byłem z nią umówiony do lekarza! Odwołałem wizytę telefonicznie i oparłem dłonie o głowę.
-Był tu jakiś lekarz, mówił coś?- zapytała blondynka.
-Nie- odpowiedział cicho Ross. Teraz pozostaje tylko czekać na lekarza. Wydaje mi się, że to nie jest nic poważnego, Sara chyba mówiłaby mi gdyby się źle czuła. No właśnie. Chyba.
-Riker, z tego co wiem, a raczej co obstawiam to nie jest nic poważnego. To znaczy przysłuchiwałem się lekarzom rozmawiającym o Sarze i trochę słyszałem- dodał po kilku minutach Ratliff.
-A tak w ogóle... Co to za kundel?- zapytał Rocky wskazując na czworonożnego zwierzaka.
-To nie jest kundel!- powiedziała od razu Rydel- To husky z rodowodem. Riker kupił go dla Sary- dodała.
-I on będzie mieszał w naszym domu?- zapytał Rocky robiąc dziwną minę.
-Po pierwsze: to ona, a po drugie tak- uśmiechnęła się blondynka.
-Bracie, tobie to już całkiem odbiło. Ja nie będę mieszkał z tym kundlem pod jednym dachem- powiedział brunet.
-To się wyprowadź- stwierdziłem, a wszyscy zaśmiali się.
-Niech to coś się wyprowadzi. Ja byłem pierwszy!
-O nie, nie braciszku. To ja byłem pierwszy, a Sara jest moją dziewczyną, a haszczak jej naszym pupilkiem- odpowiedziałem.
-Kurde- mruknął i zamilkł.  Po kilkunastu minutach z sali Sary wyszedł lekarz.
-Rodzina Sary Larence?- zapytał.
-Ja- zerwałem się z miejsca- Jestem jej... narzeczonym- dodałem szybko. Małe kłamstewko nie zaszkodzi. Inaczej nawet by mi nie powiedział co z nią.
-Zapraszam do gabinetu- powiedział, a ja za nim poszedłem. Rzuciłem ostatnie spojrzenie rodzeństwu. Weszliśmy do niedużego pomieszczenia, a lekarz usiadł przed biurkiem i wskazał drugie miejsce siedzące po przeciwnej stronie.
-Więc- zaczął lekarz- Stan Sary nie jest bardzo poważny, ale też nie jest najlepszy. Sara ma  bardzo rzadką chorobę. Na chwilę obecną, na świecie jest około 50 osób z taką chorobą. Większość lekarzy w ogóle jest nie zna, nie ma ona też określonej nazwy. Mówi się na nią rodzaj nieokreślony. Wiedział Pan o tym, że Sara jest chora?
-Tak, wiedziałem- odpowiedziałem- Kupowałem jej leki, Sara chodziła do specjalnego lekarza, który się tą chorobą zajmuje. Była nawet umówiona na przyszły tydzień i około półtora miesiąca temu też była. Nazywa się on...Joy Paweleski- przypomniałem sobie nagle.
-Tak znam go. Ale... Nie chodźcie tam. Facet wcale się na tym nie zna, a bierze bardzo dużo pieniędzy. Zajmę się chorobą pana narzeczonej.  Podczas studiów odwiedził mnie bardzo stary i mądry profesor. Opowiedział mi trochę o tej chorobie, więc wiem coś na ten temat. Między innymi jak ją wyleczyć.
-Ją można wyleczyć?!- zapytałem zdziwiony- Doktor Joy mówił, że jest nieuleczalna. Sara żyłą przez kilka lat bez nadziei wyleczenia jej!
-Można, można. Co prawda jest to bardzo trudne, ale da się to zrobić. Z dużym szczęściem do końca roku Pańska narzeczona będzie zdrowa. Ta choroba maa trzy stopnie. Pierwszy nie jest poważny. Z resztą myślę, że Pan o tym wie, ponieważ Sara na pewno przez niego wychodziła. Potrzeba konkretnych witamin i tak dalej. Drugi jest już trochę poważniejszy, czyli na chwilę obecną Sara przez niego przechodzi. Bóle głowy, omdlenia i uwaga! Jeżeli osoba z tą chorobą zemdlała i jest zemdlała przez bardzo długi czas, np. nawet cały dzień to podchodzi pod stan trzeci, który jest bardzo poważny i prawdopodobnie nawet nie wyleczalny. Taka osoba jest pod narkozą przez bardzo długi czas. Jak się wybudzi jest sparaliżowana. Nie jest w stanie się ruszać, mówić, jeść, pić. Kompletnie nic. W przypadku Sary, która prawdopodbnie leżała 2 godziny wybudzi się raczej rano. Ja wiem, że to co mówię jest bardzo skomplikowane, ale muszę wytłumaczyć Panu o co chodzi w tej chorobie. Posiadam pewną wiedzę na ten temat- tłumaczył, a ja przytakiwałem co jakiś czas.
-Czyli... Jak wygląda stan Sary?- upewniłem się.
-Jak na osobę z taką chorobą, całkiem dobrze. Bardzo chętnie przeprowadzę rehabilitację z tej choroby, oczywiście, jeżeli Pana narzeczona się zgodzi- dodał.
-Może być Pan pewny, że się zgodzi. Ta choroba tylko jej ciążyła- odpowiedziałem.
-Dobrze, w takim razie możemy zacząć leczenie już niedługo. Na chwilę obecną muszę wyjechać, na około dwa miesiące. Inne osoby z podobnymi chorobami też mnie potrzebuję. Tu jest moja wizytówka. Zgłoście się na początku listopada- powiedział i podał mi kartkę papieru. Podałem mu dłoń i wyszedłem z pokoju z lekkim uśmiechem na twarzy. Wizytówkę schowałem do kieszeni spodni. Chorobę Sary można wyleczyć!
-I co?- zapytali wszyscy razem w tym samym czasie. Usiadłem na krześle.
-Świetnie- stwierdziłem.  Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Jakieś szczegóły?- zasugerował blondyn.
-Sara ma nieokreśloną chorobę drugiego stopnia, którą na początku listopada będzie zwalczała- uśmiechnąłem się, tak jak inni.
-Czyli... Jest wszystko ok?- zapytał dla upewnienia Rocky.
-Tak - odpowiedziałem. Z gabinetu wyszedł lekarz.
-Może pan wejść do narzeczonej- dodał i odszedł.
--Jesteście zaręczeni?- zapytał zdziwiony Ell, a ja wybuchnąłem śmiechem.
-Nie, przecież nie podałby mi informacje o stanie Sary, gdybym był tylko jej chłopakiem- powiedziałam i wstałem- Idę do Sary- dodałem, wziąłem szczeniaka i wszedłem. Zobaczyłem moją dziewczynę leżącą na łóżku i podłączoną do kilku urządzeń, których nazwy nie znam. Usiadłem na krześle obok i odpiąłem psa ze smyczy. Przy okazji napisałem smsa do Delly, żeby przyniosła rzeczy psa. Na razie zostanie z Sarą. Jestem pewien, że pielęgniarki się zgodzą.  Po chwili drzwi otworzyła się i zobaczyłem blondynkę z dużą ilością akcesorii dla psa.
-Ok, jestem. Rozmawiałam z bardzo miłą pielęgniarką i powiedziała, że pies może tu być- odpowiedziała i wszystkie przedmioty poukładała. Po chwili stanęła obok mnie i spojrzała na Sarę.
-Będzie dobrze, bracie- powiedziała tylko i wyszła. Wziąłem psiaka na ręce i patrzyłem na moją dziewczynę.





Heejj!!! WOW, takie rozdziały to ja mogę codziennie pisać. Ostatnio nastała mnie wena tutaj, ale na moim drugim odeszła :(. Nie rozpisuję się. Wiem, że rozdział był może nudny, ale na pewno skomplikowane. W dużym skrócie Sara ma szansę wyjść z choroby

2 komentarze:

Lauren Coolness pisze...

Cudo <3
Weny życzę i pozdrawiam ;*

Unknown pisze...

Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡