sobota, 27 grudnia 2014
Rozdział 26
********Perspektywa Rikera********
Sara rozmawiała z Rydel przez telefon i nie była zbytnio zadowolona. Wręcz przeciwnie była lekko poddenerwowana. Ciekawe co się stało? Po kilku minutach rozłączyła się i westchnęła.
-Co jest misiu?- zapytałem obejmując ją ramieniem.
-Jutro wyjeżdżamy- odpowiedziała smutna.
-Czemu?- zadałem kolejne pytanie zdziwiony.
-W piątek macie koncert, a musicie jeszcze poćwiczyć- odpowiedziała, a ja westchnąłem.
-Trudno- powiedziałem, a kelner przyszedł z naszym zamówieniem.
-Z drugiej strony to fajnie, bo nareszcie zobaczę Rydel!- pisnęła, a ja pokręciłem głową chichocząc.
-To jak wygląda nasz dzisiejszy plan?- zapytał Martin. Sara wyjęła swój telefon i zamówiła nam bilety powrotne.
-Ok, bilety mamy na 10.00 rano, więc jakby się zastanowić plan się nie zmienia oprócz tego, że po pizzy musimy się spakować. I tyle- powiedziała zamyślona gryząc kawałek pizzy.
Reszta obiadu minęła w miłej atmosferze. Ciągle opowiadaliśmy sobie historie z życia wzięte, dzięki czemu dużo się o sobie dowiedzieliśmy.
Teraz wracamy do domu w ciszy. Rozglądam się po mieście. Wszędzie są budynki typowe dla młodzieży typu: pizzeria, bar. Obstawiam, że w tym mieście jest bardzo dużo ludzi w moim wieku. Po kilku minutach doszliśmy do wielkiej willi. Zauważyłem, że tych cholernych bliźniaków nie ma w domu. Odetchnąłem z ulgą.
-Nie ma ich- powiedziałem. Rozdzieliliśmy się na górze, na korytarzu, tak jak ostatnio. Rzuciłem się na łóżko.
-Fajnie, że wracamy- westchnąłem i zamknąłem oczy.
-Racja. Już nie mogę się doczekać spotkania z Rydel- usłyszałem głos blondynki.
-Co robisz?- zapytałem.
-Pakuję się. Ty też być mógł- przypomniała mi.
-Misiu... Zrobiłabyś to za mnie?- zrobiłem słodkie oczka, a ona zaśmiała się.
-Nawet nie ma takiej opcji!- krzyknęła.
-Misiaczku... Proszę...- błagałem. Uklęknąłem przed nią i złożyłem ręce jak do modlitwy. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem i złożyła lekki pocałunek na moim czole.
-Niech ci będzie- rzekła z aprobatą.
-Kocham Cię!- krzyknąłem i pocałowałem ją mocno. Zaraz potem z powrotem rzuciłem się na łóżko. Zamknąłem oczy i nawet nie zorientowałem się kiedy usnąłem.
-Gotowi na imprę życia!- krzyknął Martin i z wielkim hukiem trzasnął drzwiami. Momentalnie otworzyłem oczy- Co wy?! Jeszcze nie gotowi?! Ja cie! Z wami to naprawdę!- jęknął i rzucił się na fotel stojący w kącie pokoju.
-O Esu....- jęknęła Sara przewracając się na drugi bok i wstając z łóżka.
-Która godzina?- zapytałem.
-18.00- odpowiedział chłopak, a Sara weszła do łazienki.
-Co wy robiliście tyle czasu?- zapytał zdziwiony.
-Przysnęliśmy- odpowiedziałem ziewając.
-Serio, musimy iść?- zapytała Sara wychodząc z łazienki.
-Tak- krzyknął.
-Ale ja się strasznie źle czuję- jęknęła rzuciła się na łóżko tuż obok mnie. Objąłem ją i pocałowałem w czoło.
-To zostań, ale ja i Riker idziemy, nie?- popatrzył na mnie z nadzieją.
-Sorry Stary, ale muszę się zaopiekować moją dziewczyną- odpowiedziałam, a on westchnął.
-Mam iść sam?- zapytał nieprzekonany.
-Idź. Przynajmniej ciebie ominie złość babci i głupiej ciotki- odpowiedziała dziewczyna, a ja przytaknąłem.
-Sara! Martin! Na dół, ale już!- usłyszeliśmy krzyk kobiety, zapewne cioci Alex.
-Zaczynają się kłopoty- westchnął chłopak i już chciał wychodzić, kiedy zatrzymała go Sara.
-Ja pójdę, nie ty. Powiem, że ciebie nie ma, bo wyszedłeś w ważnej sprawie z Rikerem. A ty skarbie mój jedyny zostań w pokoju i za nic w świecie nie wychodź ani nie wpuszczaj nikogo- powiedziała i wyszła.
-Najlepsza siostra ever forever- mruknął Martin i z powrotem usiadł na fotelu przy okazji biorąc jakąś książkę.
-Najlepsza dziewczyna ever forever- odpowiedziałem i rozmarzyłem się. Po kilku minutach usłyszałem krzyki z dołu.
-Oni nie mają 5 lat! Nie mam zamiaru się nimi opiekować!- krzyczała blondynka.
-Ucisz się gówniaro!- kiedy usłyszałem te słowa aż się we mnie zagotowało i prychnąłem.
-Daj se spokój stary. Tak już jest od dobry kilku lat- odpowiedział. Widać, że był przyzwyczajony do takich krzyków.
-Sara zawsze cię kryje?- zapytałem starając się nie myśląc o tym co czuje Sara.
-Nie, ale kiedy jest już źle to całą winę bierze zawsze na siebie- powiedział. Nastała cisza, na dole też już nic nie było słychać oprócz płaczu kogoś.
-Jak ja nienawidzę tych bliźniaków- krzyknął chłopak i rzucił książką. Wziął laptopa Sary.
-Co robisz?- zapytałem zaciekawiony.
-Szukam sobie biletu do mojego akademika, bo psychicznie tu nie wytrzymam- powiedział- Znalazłem! Jutro o 21.00.
-To świetnie- odpowiedziałem, a on uśmiechnął się.
-Bierz pigułki na głowę, bo skończysz w wariatkowie!- usłyszeliśmy krzyk blondynki, a zaraz otworzyła się drzwi i zamknęły z hukiem. Martin wybuchnął śmiechem.
-Nowy tekst? Do kogo?- zapytał między napadami śmiechu.
-Do tej głupiej ciotki!- fuknęła zła- Rikerku nie ma żadnych biletów powrotnych na bliższy termin?
Wziąłem telefon i wyszukałem najbliższe loty do Los Angeles.
-Jest... Jutro o 2.00- powiedziałem patrząc w ekran, potem na dziewczynę.
-Mi pasuje!- krzyknęła- Jest 19.00, więc idę się wykąpać.
Ja i Martin gadaliśmy długo o różnych bzdetach, gdy nagle zadzwonił telefon Sary. Spojrzałem na wyświetlacz.
Delly
Postanowiłem odebrać.
-Sara!Sara!Sara!Sara!Sara!Sara!- usłyszałem głos siostry- Nie uwierzysz co się stało! Masakra! Byłam w siódmym niebie! AAAAAAA!!! Musimy pogadać. To było takie romantyczne!! Kiedy wracacie?
-Jutro- odpowiedziałem i wybuchnąłem śmiechem
-Riker? To ty?! Daj mi Sarę do telefonu stało się coś suuper!
-Co takiego?- zapytał ciekawy co ma mi do powiedzenia siostrzyczka.
-Babskie sprawy. Co z Sarą?
-Jest w łazience
-Dasz jej telefon?! To sprawa mega pilna!
-Ok- westchnąłem i uchyliłem drzwi od łazienki. Sara leżała w wannie i miała zamknięte oczy.
-Misiu...- powiedziałem cicho. Momentalnie otworzyła oczy.
-Hm...?
-Rydel do ciebie. Mówiła, że to sprawa mega poważna i w ogóle- powiedziałem i pochyliłem się na dziewczyną. Musnąłem jej usta i podałem telefon.
-Halo?- usłyszałem jeszcze.
-Co jest?- zapytał Martin. Zauważyłem, że chłopak odłożył laptopa i teraz leży wygodnie w fotelu.
-Moja siostra dzwoniła. Babskie sprawy- westchnąłem i położyłem się na łóżku. Wyjąłem telefon i zauważyłem SMS od Ella.
Bracie nawet nie wiesz co się stało! Coś pięknego. Musimy pogadać
Zamyśliłem się. Co się mogło stać Ellowi? No nic. Pogadam z nim jutro.
Sara wyszła z łazienki z wielkim uśmiechem na twarzy, Położyła się na łóżku obok mnie.
-O co chodziło z Delly?- zapytałem.
-Babskie sprawy. Braciszku idziemy spać- powiedziała. Martin posłusznie wyszedł z pokoju i zostaliśmy sami.
-Dobra. Idę wziąć szybki prysznic- powiedziałem i pocałowałem w czoło dziewczynę. Ta tylko przytaknęła. Gorąca woda bardzo mnie zmęczyła. Dziwnie to brzmi, ale przez prysznic stałem się jeszcze bardziej zmęczony. Wyszedłem z łazienki i położyłem się na łóżku. Sara usnęła. Była bardzo zmęczona. Przytuliłem ją do siebie i po chwili sam usnąłem.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Obudziłem się zaspany.
-Pora się szykować- powiedziała szczęśliwa Sara i szybko wstała z łóżka.- Pościel łóżko- rzuciła jeszcze i zniknęła za drzwiami garderoby. Zrobiłem co kazała. Ubrałem się w strój leżący na krześle. Wszedłem do łazienki, gdzie siedziała już ubrana Sara i się malowała. Pocałowałem ją w czoło, a ona uśmiechnęła się. Szybko zaczesałam moją grzywkę i usiadłem obok dziewczyny.
-Co teraz robimy?- zapytałem całując ją w szyję.
-Ja się maluję, a ty idź do Martina powiedzieć, że ma nas odwieźć- powiedziała, a ja wyszedłem. Martin leżał rozciągnięty na łóżku i jadł pop-corn.
-Jaki tu syf- powiedziałam wchodząc w puszkę po piwie.
-O siema stary. Co jest?
-Zawieziesz nas na lotnisko?- zapytałem.
-Jasne.- odpowiedział i wstał z łóżka. Akurat weszła Sara z walizkami. Przejąłem je i wolnym krokiem zeszliśmy po schodach.
-No to rodzinka będzie miała zdziwienie kiedy was nie będzie- zaśmiał się Martin- Ja im nic nie mówię, ba ja się do nich nie odzywam!
-I słusznie- powiedziałem. Wsiedliśmy do auta. Sara co chwilę ziewała.
-Nie wyspałaś się?- zapytałem rozbawiony.
-Nie- odpowiedziała zmęczonym głosem.
Po 2 godzinach byliśmy w samolocie. Sara zaraz usnęła. Ja z resztą też.
O godzinie 7.00 samolot wylądował. Przejąłem nasze bagaże, a Sara ledwo się na nogach trzymała.
-Co piłaś?- zaśmiałem się.
-Wszystko co mi podałeś- odpowiedziała i zachichotała. Wsiedliśmy do taksówki i podjechaliśmy pod mój, niedługo może nasz dom.
-Gdzie masz klucze?- zapytała ziewając.
-Nie mam- odpowiedziałem skruszony.
-Super. Przecież ci idioci o tej godzinie śpią- westchnęła i zapukała.
-Nie tak- powiedziałem i z całej siły zacząłem walić pięścią w drzwi.
Po 15 minutach czekania drzwi otworzył nam Ross w samych bokserkach....
No heloł xD :3 Taki troszkę długaśny, ale to w ramach rekompensaty ;) Mam nadzieję, że się wam podoba. I... To tyle
KOCHAM WAS
~~Zmierzchu :* <5
środa, 24 grudnia 2014
Świąteczny bonus :)
********Perspektywa Sary********
Choinka ubrana, prezenty naszykowane, strój przygotowany. Nadszedł mój ulubiony dzień w roku. Wigilia! Tak się cieszę. Właśnie siedziałam w łazience, mojej i Rikera (tak, mieszkamy razem) i malowałam oczy cieniem do powiek.
-Misiu długo jeszcze będziesz tu siedzieć?- zapytał Riker wchodząc do łazienki.
-Masz wolną, przecież zajmuję tylko MOJĄ toaletkę- przypomniałam mu biorąc do ręki eyeliner.
-Wiem, ale chcę już z tobą posiedzieć na łóżku i pogadać- jęknął siadając na sedesie.
-Teraz też możemy pogadać- uśmiechnęłam się do lustra.
-Yh...- powiedział i wyszedł z łazienki.
-Riker?- zawołałam go, a chłopak przyszedł.
-Tak?
-Mógłbyś odłożyć prezenty pod choinkę do salonu?- zapytałam.
-Jasne- powiedział znużonym tonem.
-Jak wrócisz obiecuję, że będę gotowa- dodałam, a blondynowi od razu rozbłysły oczy. Prezentów było mnóstwo. Razem z Rikerem kupiliśmy po dwa dla każdego, co daje łącznie 14 oprócz nas oczywiście. Na spokojnie skończę robić makijaż.Użyłam jeszcze błyszczyka i wstałam. Przejrzałam się w lusterku. Miałam na sobie krótką białą sukienkę z trzema falbankami oraz fioletową wstążką przewiązaną w pasie. Włosy związałam w niezgrabnego koka i byłam gotowa. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i weszłam do pokoju. Usiadłam na fotelu i odpaliłam laptopa. Weszłam na Facebooka i złożyłam każdemu życzenia świąteczne. W międzyczasie widziałam jak Riker wynosi pudełka. Po 10 minutach przyszedł i ułożył się wygodnie na łóżku.
-Chodź do mnie misiaczku- powiedział patrząc na mnie.
-Nie mogę- odpowiedziałam.
-Dlaczego?- zapytał zdziwiony siadając na łóżku.
-Ponieważ zepsuję sobie fryzurę i wygniotę sukienkę- odpowiedziałam jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
-Dzieci schodźcie już na Wigilię!- usłyszałam głos Stormie. Wyłączyłam komputer i trzymając Rikera za rękę wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do jadalni. Oczywiście byliśmy pierwsi. Stormie krzątała się jeszcze tu i tam, a Rocky i Ratliff grali w GTA 5.
-Pomóc ci w czymś Stormie?- zapytałam.
-Nie, to już wszystko- odpowiedziała patrząc zamyślona na wszystkie danie na stole. Było ich mnóstwo.
-BIGOS!- krzyknął Ell widząc jego ulubioną potrawę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Sara!!! Najpiękniejsza sukienka na świecie!- usłyszałam głos Delly za moimi plecami, więc szybko odwróciłam się i zobaczyłam blondynkę ubraną w śliczną ciemno-fioletową sukienką za kolana. Włosy dziewczyna miała związane w śliczną fryzurkę. Nie potrafię określić jej nazwy. Po chwili zjawił się Ross, Ryland i Mark. Wzięliśmy opłatek i zaczęliśmy składać sobie życzenia.
-Misiu w tym oto dniu życzę ci spełnienia wszystkich, ale to wszystkich twoich marzeń. Życzę ci, żebyś się pogodziła z rodzicami, albo nie. Żeby oni przestali dla ciebie istnieć, żeby Martin przeprowadził się do L.A. i żeby był naszym sąsiadem. Żebyś z każdym dniem kochała mnie coraz mocniej i żeby w naszym związku nie było żadnych kłótni- powiedział Riker patrząc w moje oczy.
-A ja tobie kochanie życzę, żeby R5 zdobyło sławę na całym świecie, żebyście pojechali w kolejną trasę koncertową, żebyś był zdrowy i szczęśliwy i żeby twoja miłość do mnie rozkwitła do granic możliwości- odpowiedziałam patrząc w jego brązowe oczy.
-Kocham Cię- szepnął.
-Kocham Cię- odszepnęłam i złączyłam nasze usta w czułym pocałunku.
-Ej, co wy sobie przysięgę małżeńską składacie?- zaśmiał się Ell, a wraz z nim reszta. Stormie trzepnęła go lekko w ramię.
-Jeszcze się policzymy- powiedziałam mrużąc oczy.
Po złożeniu życzeń, przeszliśmy do jedzenia potraw. Oczywiście Ratliff prawie dosłownie rzucił się na bigos i zjadł cały. Cały Ellington Lee Ratliff. Sama nie dużo zjadłam, bo tylko rybę oraz sałatkę.
-Sara nie zjesz więcej?- zapytała zatroskana mama Lynchów.
-Nie. Nie jestem zbyt głodna. Miałam ochotę na bigos, ale ktoś go zjadł- odpowiedziałam patrząc się na bruneta. Po zjedzonym posiłku wszyscy razem usiedliśmy na kanapie, a Rocky rozdawał każdemu prezenty. Siedząc na kolanach Rikera rozpakowywałam prezent od Rydel. U Lynchów tradycją było to, że każdy po kolei otwiera swój jeden prezent. Tak się składało, że byłam pierwsza. W małym pudełeczku zobaczyłam śliczną bransoletkę. Ponieważ Delly wiedziała, że uwielbiam Igrzyska Śmierci kupiła mi złotą bransoletkę z broszką Kosogłosa.
-Delly, ona jest śliczna- powiedziałam szczęśliwa patrząc na prezent.- Dziękuję!- następny był Riker. Powoli rozpakowywał prezent od blondynki. Chłopak dostał niebieski okulary przeciw słoneczne z napisem "I <3 SARA" oraz "R5 LOUDER". Widziałam, że bardzo się ucieszył. Kolejka szła, była już ostatnia tura i nie wiem dlaczego Rocky i Ratliff błagali na kolanach, żeby Riker ostatni rozpakował prezent od nich. Stormie się zgodziła. Bardzo mnie to zaintrygowało. Zniecierpliwiona zastanawiałam się co chłopaki wymyślili. Ich miny jeszcze bardziej mnie zaciekawili. W końcu nadszedł ten czas. Riker wziął do rąk małe pudełko i spojrzał na mnie z przerażeniem i ciekawieniem w oczach. Powoli odwijał papier ozdobny. Ratliff i Rocky ciągle się uśmiechali i zauważyłam, że nie mogli się już powstrzymać od śmiechu. Wreszcie blondyn rozpakował prezent, a w jego rękach było opakowanie prezerwatyw. Ratliff i Rocky widząc nasze miny wybuchnęli śmiechem, wraz z nimi cała rodzinka. Ja i Riker zdumieni patrzyliśmy to na opakowanie, to na siebie i to na chłopaków.
-Ostatnio słyszałem różne dźwięki. Pomyśleliśmy, że może się wam przydać. Po chwili ja i Riker wybuchnęliśmy śmiechem.
-Idioci- powiedziałam. Po wspólnej rozmowie rozeszliśmy się do swoich pokoi. Riker dostał gitarę basową od rodziców i ciągle na niej grał.
My mind is Total blanck
I just can't forget about you
Forget about you
Śpiewał wszystkie piosenki po kolei. Wykąpałam się, a przez drzwi łazienki słyszałam jak chłopak ciągle gra. W sumie nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, bardzo odprężało.
-Riker może zamiast grać ogarnąłbyś nasz nowy telewizor?- zapytałam wychodząc z łazienki owinięta samym ręcznikiem. Blondyn spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam pożądanie.
-Może wypróbujemy prezent od Rockiego i Ella?- zapytał unosząc brwi.
-Jak zamontujesz czy coś tam nasz nowy telewizor- odpowiedziałam i przeszłam do garderoby. Założyłam na siebie przy dużą koszulę Rikera, a kiedy wróciłam do pokoju zobaczyłam, że chłopak montuje nasz nowy telewizor. Położyłam się wygodnie na łóżku i patrzyłam na poczynania Rikera. Po 40 minutach telewizor od Rossa i Rylanda stał na szafce.
-Pora na prezenty nasze- powiedział blondyn i wyjął z szafki małe pudełeczko. Ja również wyjęłam je spod łóżka.
-Ty pierwsza- rzekł rzucając się na łóżko z prezentem. Ostrożnie odwinęłam papier, a moim oczom ukazały się dwie bransoletki. Na jednej widniał napis Riker a, na drugiej Sara. Riker wziął z moim imieniem, a ja z imieniem jego. Pocałowałam go czule.
-Teraz prezent ode mnie- powiedziałam po chwili i przesunęłam do niego małą paczuszkę. Chłopak jednym gwałtownym ruchem zerwał papier i zobaczył coś, co bardzo pragnął od dawna. Dwa bilety na koncert 1D w L.A, na który Riker bardzo chciał iść.
-Kocham Cię- powiedział i zaczął mnie namiętnie całować...
Nareszcie!! Krótki, ale zabawny :3 Piszę go od godziny, a marzę, żeby iść już do łóżka. Piszę ten rozdział tylko i wyłąćznie dla was. Miał być on mega długi, a wyszedł krótki. Ale to tylko dlatego, że jestem meeeeega zmęczona. Dobranoc Misie
KOCHAM WAS
~~Zmierzchu :* <5
Zła wiadomość i Wesołych Świąt :)
Miśki, mam złą wiadomość :( Dzisiaj nie będzie rozdziału, ponieważ nie mam czasu. Robię prezent dla mamy już od dobrych 6 godzin -_-, a końca nie widać. Może jutro mi się uda, ale nie wiem.
Przepraszam :(
Wesołych Świąt miśki wy moje :3
A i jeszcze jedna sprawa:
Chcecie świąteczny rozdział? To znaczy taki, gdzie u Lynchów i Sary są już święta i wgl, wgl wgl? Co wy na to? Piszcie w komach
KOCHAM WAS!!
~~Zmierzchu :* <5
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Rozdział 25
********Perspektywa Sary********
Siedzieliśmy w kinie na jakimś durnym filmie wybranym przez bliźniaków. Przez cały czas Riker trzymał mnie za rękę. Czekając na wybicie 12.15 usnęłam. Obudził mnie głos Rikera:
-Misiu, idziemy- szepnął do mojego ucha. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam jego twarz.
-Co?A tak. Już- odpowiedziałam i dość mocno szturchnęłam rękę Maggie.
-Taaak?- usłyszałam jej głośny, piskliwy głos. Jakiś mężczyzna za nami uciszył nas gestem ręki.
-Ja i Riker idziemy po pop-corn, bo się skończył. Zostań tu z Austinem, my zaraz wrócimy- powiedziałam i łapiąc swoją torebkę ruszyłam do drzwi, a blondyn za mną. Wyszliśmy, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Nareszcie- powiedziałam uradowana. Podeszliśmy do sklepiku, a Riker zamówił pop-corn, Usiedliśmy na najbliższej ławeczce i zajadaliśmy słodkości. Za 15 minut miał się pojawić Martin.
-Nie boisz się, że będziesz miała problemy, z tego co zrobiłaś?- rozpoczął rozmowę blondyn, który objął mnie ramieniem. Ja natomiast opar,łam się o jego tors głową i przymknęłam oczy.
-Hm... Szczerze, to nie myślałam nad tym. Nie, raczej nie. Babcia lubi Maggie, Austina i ciocię Alex, ale bardziej lubi mnie i Martina. Tym bardziej rozumie mnie i wie, że nienawidzę bliźniaków. Nie ma mi za złe tego, co robię. Inaczej jest z ciotką Alex- westchnęłam i wtuliłam się mocniej w chłopaka.
-A właśnie... Kiedy poznam ciotkę Alex?- uśmiechnął się.
-No tak... Kiedy poznawałeś moją rodzinkę, ciotki nie było, ale był wujek. Wujek Micheal jest mega fajny. Z resztą pewnie to zauważyłeś- wytłumaczyłam, a on przytaknął- wracając do tematu. Obstawiam, że jutro, gdy babcia wróci z ciocią z gór- dodałam.Westchnęłam.
-Co jest misiu?- zmartwił się Riker.
-Z jednej strony chcę tu być, z tobą, już na zawsze, ale z drugiej chcę już wrócić do domu. Do Rydel i... No i tylko do Rydel- zaśmiałam się lekko.
-Hmm.. Ja też, jakby się zastanowić. Tęsknię za śpiewem- powiedział chłopak.
-Wiesz... Możesz mi wieczorami śpiewać do snu- zachichotałam, a blondyn mi zawtórował. Zapadła chwila ciszy.
-O czym myślisz?- zapytał całując mnie we włosy.
-O tym, że Martina dość długo nie ma- powiedziałam- A ty?
-Tak sobie myślę... I myślę... I myślę...
-I co wymyśliłeś?- przerwałam mu.
- Że mogłabyś ze mną zamieszkać- powiedział niepewnym tonem.
-Co?!- zamurowało mnie.
-Przepraszam, nie powinienem.- odpowiedział szybko.
-Nie, nie o to chodzi. W sumie to... Niezły pomysł. Ale nie uważasz, że to za krótko?- zaczęłam rozmyślać.
-Mam wrażenie, że znam cię od zawsze- szepnął.
-Czyli postanowione? Wprowadzam się do ciebie?- zapytałam retorycznie.
-Tak-odpowiedział z uśmiechem na twarzy, po czym dodał- Kocham Cię.
Odwróciłam się do niego tak, by widzieć jego pełną twarz i powiedziałam:
-Kocham Cię.
Złączyliśmy usta w delikatnym i czułym pocałunku, w którym oddawaliśmy wszystkie nasze emocje, uczucia. Oczywiście nie mogło być tak pięknie i coś, a raczej ktoś musiał nam przeszkodzić:
-Hej gołąbeczki! Bo mi się nie dobrze robi- powiedział Martin, a my odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni- Aż mi się niedobrze robi..- zaśmiał się, a my na niego spojrzeliśmy zabójczym wzrokiem- Idziemy?
Wstaliśmy i wyszliśmy z kina. Skierowaliśmy się na najbliższy przystanek tramwajowy.
-A tak w ogóle to czemu cię tak długo nie było? Mamy 15 minut spóźnienia- zapytałam zaciekawiona. I Riker spojrzał na Martina, którego twarz wyglądała na przerażoną.
-Bo... Te nienormalne bliźniaki mnie dosłownie zatrzymały. Austin trzymał mnie za prawą rękę, Maggie za lewą. Totalna masakra- jęknął i schował twarz w dłoniach. Zaśmiałam się, a Martin spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem.
-Przepraszam, ale to śmieszne- wytłumaczyłam.
-To nie śmieszne, tylko straszne-powiedział odwracając twarz.
-Autobus jedzie- powiedziała patrząc się na nadjeżdżający pojazd. Wsiedliśmy i usiedliśmy na jedynych wolnych miejscach. Kolejny minus francuskich autobusów: zawsze jest tłok. To takie irytujące. Siedzieliśmy w ciszy, oparłam głowę o ramię Rikera i przymknęłam oczy.
-Może wybierzemy się wieczorem do klubu? Odbudowali Party club- zaczął konwersację Martin.
-Serio? Super. To najlepszy klub w mieście. Możemy się wybrać. Riker co o tym myślisz?- zapytałam.
-Musimy się wyszaleć. Dawno nie imprezowałem- zaśmiał się całując mnie we włosy.
-Dzisiaj jest środa. Jeszcze 2 dni i wracamy- powiedziałam ze smutkiem- Ale spotkam Rydel, nareszcie- uśmiechnęłam się. Dawno nie rozmawiałam z dziewczyną. Ostatnio w poniedziałek rano, jednak była to krótka rozmowa. Resztę podróży spędziliśmy w ciszy. Nie była ona krępująca, wręcz przeciwnie: przyjemna.
Wysiedliśmy przed samym stadionem. Rozejrzałam się dookoła. Nic się tu nie zmieniło. Była duża kolejka, ale mnie i Martina każdy tu zna, więc normalnie wepchaliśmy. Każdy kto nas zobaczył robił wielkie oczy. Wróciliśmy na stare śmieci.
-To Sara i Martin Larence- szeptali po francusku. Usiedliśmy na naszych stałych miejscach i czekaliśmy na rozpoczęcie meczu.
Po 15 minutach "piłkarze" wyszli na boisko. Rozpoczęła się gra. Zauważyłam, że grają synowie piłkarzy, którzy grali w 96. Mieli wtedy 25 lat. Pamiętam to. Wtedy po raz pierwszy Martin zabrał mnie na mecz. Byłam taką małą dziewczynką i nikt mnie nie znał. Teraz to co innego. Wszyscy znają mnie i Martina. Jest to rocznik 00, więc chłopcy mają zaledwie 14 lat. Ściskając rękę Rikera patrzyłam jak młody Rulex strzela gola przeciwnej drużynie. W duchu się ucieszyłam, zawsze głosowałam na tą drużynę., Reszta meczu poszła sprawnie. Rulex ma dar po ojcu, strzelił raptem 3 gole. Jest świetni. Ostateczny wynik wynosił 3:0 dla Champions, czyli tam gdzie był Roy Rulex. Szczęśliwi wyszliśmy ze stadionu i oczywiście zaczęliśmy rozmawiać o Royu.
-Młody jest dobry. Ma dar- powiedział Martin.
-Racja. Tak samo jak jego ojciec i Luke- odpowiedziałam.
-O czym wy w ogóle gadacie?- zapytał zdezorientowany Riker.
-Młody, Roy to ten co strzelił 3 gole, a Luke to jego starszy brat, który jest świetny w piłce. Kiedyś miał stypendium w szkole piłkarskiej, ale teraz nie wiem jak tam jest- wytłumaczyłam.
-To co teraz robimy?- Martin zmienił temat.
-Jest 15.00, więc zjemy obiad, odpoczniemy i zaczniemy się szykować do klubu. A propos co jemy na obiad?- zarządziłam.
-Może pójdziemy do naszej ulubionej pizzerii?- zaproponował brunet.
-Tak! Świetny pomysł.- odpowiedziałam i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę budynku, który znajdował się dwie przecznice stąd.
-Ciekawe co u piekielnych bliźniaków?- zachichotałam.
-Boję się wejść do domu. Ciotka Alex napewno się zdenerwuje jak się dowie co zrobiliśmy - zaśmiał się brunet, a wraz z nim blondyn.
-Współczuje ci bracie- westchnęłam.
-Czemu?- zapytał zdziwiony.
-Ja wyjeżdżam w piątek razem z Rikerem, a ty zostajesz tu jeszcze przez tydzień z Austinem i Maggie- wybuchnęłam śmiechem, a on po chwili jęknął. Uświadomił to sobie. Mój biedny braciszek ma opóźniony zapłon.
-Stary, masz przechlapane- zaśmiał się mój chłopak i klepnął Martina w plecy.
Po 20 minutach doszliśmy na miejsce i usiedliśmy na wolnych ławkach. Wzięłam do ręki menu i zaczęłam przeglądać rodzaje pizz.
-Co wybierasz?- zapytałam Rikera patrzącego w kartę.
-Tu wszystko jest po francusku- mruknął zły, a ja i Martin wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
-Przepraszam- odpowiedziałam po kilku minutach- To może weźmiemy Hawajską i Cztery pory roku?
-Jestem za- odpowiedział Martin.
-Ja też- dodał Riker.
-Do tego biorę sobie frytki i pepsi. A wy co bierzecie?- zapytałam patrząc się na chłopaków.
-Jesteś dziwna- zauważył Martin, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana.- Zawsze bierzesz frytki do pizzy.
-Mam to w genach- zaśmiałam się wraz z blondynem i zawołałam kelnera. Złożyłam zamówienie po francusku. Rozmawialiśmy w swobodnej atmosferze, gdy rozległ się dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz.
Rydel
-Hej Delly, co jest?- zapytałam.
-Sara? Czemu Riker nie odbiera telefonu? Dobra, nieważne. Nie chcę wam psuć wypoczynku, ale musicie wrócić do domu- powiedziała, a mnie zamurowało.
Heloł babe :3 Daję nowy rozdział przed samymi świętami i biorę się za kolejny, żeby w Wigilię mieć spokój. Co tam u was? :) I.. Dlaczego Sara i Riker muszą wracać do domu? Co ważnego się stało? Może ktoś miał wypadek? Nieważne, nie naprowadzam i tak tego nie przeczytacie.
KOCHAM WAS!
~~Zmierzchu :* <5
środa, 17 grudnia 2014
Rozdział 24
Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem ;)
*****Perspektywa Rikera*****
Rano obudziłem się przez głośne, mega głośne pukanie do drzwi. Ziewając otworzyłem je.
-Cześć!- krzyknęła Maggie. Jęknąłem.
-Cześć, co chcesz?- zapytałem znużony.
-Co dzisiaj robimy?- zapytała swoim piskliwym głosikiem. Aż uszy bolą.
-Idź do babci i się zapytaj-odpowiedziałem i już chciał zamknąć drzwi, jednak to co powiedziała mnie zamurowało.
-Babcia i mama wyjechały- powiedziała. Popatrzyłem na nią wielkimi oczami- W liście babcia napisała, że razem z mamą jadą w Góry. To taka tradycja, i że musicie się nami zająć- uśmiechnęła się szeroko. Z wielkim hukiem trzasnąłem jej drzwiami przed nosem.
-Riker? Co ty odwalasz?- zapytała Sara, którą przez przypadek obudziłem.
-Przepraszam kochanie, ale mamy problem- westchnąłem.
-Jaki?- zapytała.
-Poczekaj- odpowiedziałem i wszedłem do pokoju Martina.Chłopak jeszcze spał.- Martin, narada- rzuciłem głośno i wróciłem do blondynki siadając na łóżku. Po chwili brunet wszedł do pokoju. Ja i Sara w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem. Martin miał rozczochrane włosy, był wpółprzytomny. Dwoma słowami to wyglądał jak zombie. Rzucił się na łóżko obok nas.
-Co jest?- mruknął w poduszkę.
-Przed chwilą Maggie zawiadomiła mnie, że babcia i ciocia Alex wyjechały w góry i musimy się nimi zająć- westchnąłem. Reakcja rodzeństwa nieco, ba bardzo mnie zdziwiła. Momentalnie usiedli po turecku na łóżku, zrobili wielkie oczy i zesztywnieli patrząc się na mnie,
-Nie, nie Riker powiedz, że żartujesz! Tylko nie to!- krzyknęła Sara.
-Nie no! Znowu...- jęknął Martin i przeklnął, bodajże po francusku.
-Ostatnio nie było tak źle- mruknęła blondynka.
-Było masakrycznie!- krzyknął chłopak.
-To co robimy?- zapytała dziewczyna. Po kilku minutach wpadłem na genialny plan.
-A, jakby tak iść z nimi do kina?- zaproponowałem, a oni spojrzeli a mnie jak na idiotę- Będziemy oglądać jakiś filom,a w połowie seansu powiemy, że idziemy do toalety. Oczywiście po kolei, co 15 minut- dodałem.
-Niezły pomysł- odpowiedziała zamyślona Sara.
-Świetny!- krzyknął Martin i przybiliśmy sobie piątki.
-W takim razie idę się ogarnąć, a potem pójdę do nich. Mam nadzieję, że nic nie zepsuli- mruknęła dziewczyna i poszła do łazienki.
-Stary, ty to masz łeb- powiedział chłopak.- Już jeden punkt testu zaliczyłeś- dodał.
-Jakiego testu?- zapytałem zainteresowany słowami bruneta.
-Testu na chłopaka mojej kochanej siostrzyczki. Nie oddam jej byle komu, ale ty wydajesz być się dla niej odpowiedni- zaśmiał się.
-A ile punktów ma ten test?- zapytałem ponownie.
-20- powiedział, a ja spojrzałem na niego wielkimi oczami.
-ile?!
-Stary, nie przejmuj się. to banalne test. Co prawda nikt jeszcze przez niego nie przeszedł, ale pomińmy to- odpowiedział, a ja jęknąłem. Martin poszedł do swojego pokoju, ale po chwili wrócił z kartką i długopisem- 10 pytań jest teoretycznych, reszta to istna praktyka- dodał.
-Pierwsze pytanie: Po ilu randkach jesteście?
-Oficjalnie po jednej, ale niedługo odbędzie się kolejna.
-Pytanie drugie: Od jak dawna jesteście razem?
-Od 4lipca- odpowiedziałem natychmiast. Tamten dzień zapamiętam na zawsze i na chwilę przeniosłem się do pocałunku w basenie.
-Okej. Pytanie trzecie: Jak Sara przyjęła twoją rodzinę?
-Świetnie. Stormie i Marka znała już wcześniej. To była wasza opiekunka.
-Stormie?!!!!Ale ja za nią tęskniłem!!Wracając do rzeczy: pytanie czwarte: Gdzie był wasz pierwszy pocałunek?
-W basenie- odpowiedziałem.
-Hmm.. Całkiem pomysłowo. Pytanie piąte: czy przespaliście się już ze sobą?Tak- zapytał i jednocześnie odpowiedział.
-Skąd ty wiesz takie rzeczy?- zapytałem zdziwiony. W tym samym momencie z łazienki wyszła Sara ubrana i wyszykowana.
-Dzisiaj słyszałem. Właśnie zachowujcie się trochę ciszej, bo spać się nie da- ja i Martin wybuchnęliśmy śmiechem, Sara natomiast rzuciła trafnie w brata poduszką.
-Jak ty przyprowadzałeś do domu lalunie na jedną noc i zachowywaliście się naprawdę głośno, to nic nie mówiłam- warknęła i wyszła z pokoju.
-Nadwrażliwa siostra- mruknął chłopak.
-Dobra ogarnijmy się trochę, bo zaraz wychodzimy do kina, na mecz- powiedziałem, a Martin wyszedł z pokoju. Wziąłem swoje ubrania i wszedłem do łazienki. Umyłem zęby, przebrałem się i ogólnie ogarnąłem. Kiedy wyszedłem z łazienki zauważyłem, że Sara leży na pościelonym łóżku i czyta książkę.
-Co czytasz?- zapytałem kładąc się obok niej, a ona przytuliła się do mnie.
-Książkę- uśmiechnęła się.
-A jak się ona nazywa?- zapytałem podnosząc brwi.
- "Zostań, jeśli kochasz"- odpowiedziała blondynka.
-O czym to?- skąd kojarzyłem ten tytuł, ale nie wiem skąd.
-O miłości- uśmiechnęła się szeroko. Pocałowałem ją w czoło i wróciłem myślami do dnia naszego pierwszego pocałunku. Uśmiechnąłem się mimo woli. Wspominałem wiele dni spędzonych razem. Fakt, jesteś ze sobą od miesiąca, ale czuję jakbym znał ją od zawsze. Wtem do pokoju wszedł Martin.
-Gotowi?- zapytał- Czeka na nas świetna misja!!- krzyknął uradowany i zniknął za drzwiami.
-Twój brat jest mega craaazy- mruknąłem, a blondynka się zaśmiała. Założyłem trampki oraz okulary przeciwsłoneczne, ponieważ świeciło słońce i obejmując Sarę ramieniem wyszliśmy z pokoju.
-Bliźniacy?! Gotowi?!- krzyknęła Sara, a Piekielne Bliźniacy wyszli z pokoi. Kiedy ich zobaczyłem zachciało mi się śmiać. Austin wyglądał jak tandetna podróbka Martina, a Maggie jak Sara, ale o wiele wiele wiele gorzej. Zeszliśmy na dół po schodach. Martin był już na dole i jadł kanapki. Wziąłem jedną z talerza i również zacząłem jeść posiłek.
-Ej!- krzyknął- To było moje!
-Misiu chcesz trochę?- zapytałem podchodząc do dziewczyny, która zawzięcie szukała czegoś w szafce.
k-A co masz?-zapytała odwracając się. Ugryzła awałek kanapki i wróciła do poprzedniego zajęcia.
-Mam!- krzyknęła i założyła swoje okulary przeciwsłoneczne. Zauważyłem, że Sara i Martin są do siebie strasznie podobni. Gdyby nie różnica wieku mógłbym tak stwierdzić. Całą piątką wyszliśmy z domu, a Sara zamknęła drzwi. Bliźniacy szli z przodu, natomiast ja, Sara i Martin cicho rozmawialiśmy.
-Która jest?- zapytała Sara.
-11.00- odpowiedziałem patrząc na wyświetlacz telefonu.
-To robimy tak: mecz jest o 14.00, więc o około 12.15 ja i Riker wychodzimy po pop-corn, a Martin o 12.30 idzie do łazienki. Spotkamy się przy wyjściu, ok?- zarządziła Sara, a my przytaknęliśmy. Po 15minutach cichej rozmowy doszliśmy do kina.
Martin miał rację. Czeka nas świetna misja. Wiem, że Sara i Martin będą mieli mega problemy, ale ci bliźniacy są nienormalni.
Heloł! xD Nie wiem jak wy, ale ja już odliczam do świąt :3 W Wigilię na sto pro pojawi się rozdział. Proszę, zostawiajcie komentarze. Wiecie jakie jest moje marzenie? Żeby ten blog był meeega popularny, tak jak blog Sylwii Łuczak ;)
Kocham Was ~~ Zmierzchu <5 :*
piątek, 12 grudnia 2014
Rozdział 23
*****Perspektywa Rikera*****
Sara i pokazała mi wiele różnych zabytków. Nawet nie wiedziałem, że ich tyle tu jest. Trochę opowiadał mi o nich, natomiast Martin gadał jakieś złośliwe komentarze. Na koniec poszliśmy do parku leśnego. Było tam pięknie! Staw na środku, drzewa, kwiaty, ławki. Wszędzie było czysto i schludnie. Był tam plac zabaw dla małych dzieci. Nie to co u nas w Los Angeles. Tam to wszędzie jakieś papierki i zanieczyszczenia. Francja to naprawdę piękny kraj.
Na chwilę obecną leżeliśmy na łóżku i odpoczywaliśmy. 15minut temu zjedliśmy kolację. Rozmawialiśmy o przyszłości.
-Nie- odpowiedziałem- Ja chcę mieć więcej dzieci. Może piątka? Czwórka chłopców i jedna dziewczynka- zaśmiałem się.
-Nawet nie ma takiej opcji!- krzyknęła- Ja wiem jak wyszło mieć piątkę chłopaków w domu. Małpy jak Rockliff z nich wyjdą!
-Skarbie... A jak powiem ci: bliźniacy?- zaproponowałem.
-Znam już taką jedną parę bliźniaków. Piekielnych bliźniaków- mruknęła zła, a ja pocałowałem ją lekko w usta. Wtem rozległo się pukanie do drzwi.
-Kto tam?- zawołała Sara, tym samym przerywając pocałunek.
-Babcia, otwórz proszę- odpowiedziała osoba. Sara wywróciła oczami i otworzyła drzwi.
-Coś się stało?- zapytała.
-Heej!- krzyknęła Maggie wchodząc do pokoju. Usiadłem na łóżku. Błagam... Nie...
-Przypilnuj jej i Austina. Ja i ciocia Alex wychodzimy na zajęcia - powiedziała staruszka i wyszła. Sara trzasnęła drzwiami.
-Super- mruknęła i usiadła mi na kolanach.
-Co robimy?- zapytała Maggie siadając na fotelu. Opadłem na łóżko, a Sara poleciała razem ze mną. Popatrzyłem w jej niebieskie oczy.
-Ale wy jesteście słodcy!- krzyknęła 17 latka. Sara wywróciła oczami
-POMOCY!- krzyknął Martin wpadając przez nasze tajne drzwi do pokoju i zamknął je za sobą.
-Maggie..- mruknął i padł na łóżko obok nas- Co powiecie na wypad do klubu?- zapytał
-Tak!- krzyknęła Maggie i klasnęła w dłonie. Do pokoju wszedł Austin.
-Ja nie idę- powiedziała Sara- Jestem zbyt zmęczona.
-Ty nie idziesz, to ja też nie. Idziemy zaraz spać, nie?- zapytałem całując ją we włosy, a ona przytaknęła.
-Yhh... Szkoda- mruknął brunet.
-Dobra jest 20.00- powiedziała Sara wstając- Więc Maggie i Austin wychodzą z mojego pokoju i róbcie co chcecie. Najlepiej idźcie spać- dodała.
-Czemu?- zapytali jednocześnie.
-Bo ja z Rikerem idziemy spać!- krzyknęła i wskazała im drzwi. Posłusznie wyszli. Chłopaki natomiast się zaśmiali.
-Siostra, ty to potrafisz- powiedział Martin.
*****Perspektywa Sary*****
-No co? Mają prawie 18 lat. Niech się zajmą sobą- powiedziałam i poszłam do łazienki. Rozebrałam się i skoczyłam pod prysznic (Sara miała i wannę i prysznic w łazience :3 ~~Zmierzchu). Ciepła woda oblała całe moje ciało. Po tej wyprawie po mieści jestem strasznie zmęczona. Po długiej kąpieli ubrałam się w moją piżamę i zmyłam makijaż. Wyszłam z łazienki.
-Ten film będzie spoko. Oglądałem wczoraj część pierwszą i super. A podobna II jest jeszcze straszniejsza- mówił podekscytowanym głosem. Zabrałam mu płytę i momentalnie ją rzuciłam.
-Nie, nie nie, nie, nie!- krzyknęłam, a Martin się zaśmiał- Nie ma nawet takiej opcji!
-Ej siostro to było 7 lat temu. Poza tym masz się do kogo teraz przytulić- zaśmiał się i wskazał Rikera.
Nie!- krzyknęłam.
-Szwagrze, tak się to robi- powiedział opanowanym głosem Riker wstając z łóżka- Skarbie... Obejrzyjmy ten film- powiedział podchodząc do mnie. Stał ode mnie jakieś 20cm.
-Nie chcę- jęknęłam.
-Czemu nie?- zapytał trzymając mnie za podbródek.
-Bo się boję. Nie chcę powtórki- zadrżałam na samo wspomnienie tamtego wieczoru.
-Nie bój się. Przecież będę przy tobie- powiedział i pocałował mnie namiętnie.
-A po filmie, jak Martin sobie pójdzie...- nie dokończył, a ja uśmiechnęłam się wbrew woli.
-Widzisz?- powiedział Riker do Martina.
-Ale jak? Przecież jej nikt nie potrafi przekonać. Nikt- powiedział zdziwiony, zdezorientowany brunet.
-Sztuka- zaśmiał się mój chłopak.
Położyliśmy się wygodnie na łóżku, a Martin włączył film. Już na samym początku przytuliłam się do Rikera. "Paranormal Activity" jest naprawdę strasznym filmem, a część II to już w ogóle jest najstraszniejsza. Czytałam recenzję kiedyś i wiem, że ten film nie jest na moje nerwy. Ogólnie nie mam nic do horrorów, ale ten mnie przeraża. W połowie filmu zdarzało mi się krzyknąć, gdy działo się coś nagle, np. te szafki (ten kto oglądał to wie ~~Zmierzchu).
Po długim czasie film się skończył. Byłam wstrząśnięta. Przez moje ciało przechodziły dreszcze. Blondyn widząc moje zdenerwowanie przytulił mnie mocno.
-Dobra to ja lecę, pa- powiedział Martin i wyszedł. Słyszałam, że zamknął drzwi na klucz.
Już dobrze- szepnął mój chłopak. Zawsze mam w nim oparcie- A tak w ogóle to o co chodziło Martinowi, gdy mówił: "To było 7 lat temu"?- zapytał.
-Bo... 7 lat temu część I wyszła na świat. Ja miałam wtedy 15 lat, natomiast Martin 17. W sklepie kupił tą płytę i postanowił obejrzeć. Pamiętam, że w tym czasie byliśmy u babci na całe wakacje i zrobiliśmy sobie tydzień filmowy. W każdy poniedziałek oglądaliśmy romanse, we wtorek kryminały, w środę komedie i tak dalej. W soboty oglądaliśmy horrory i to on zawsze je wybierał. Na początku film nie był taki straszny. Było słychać stukanie i drapanie. Ale w połowie to się zrobiło straszne. Rodziców nie było wtedy w domu, byliśmy sami. Strasznie się bałam, ten film mnie przerażał. Pod koniec film tak mnie przerażał, że pobiegłam tutaj. Potem bałam się zasnąć, a kiedy Martin do mnie przyszedł schowałam się pod łóżkiem- mówiłam, a Riker zaśmiał się- Skarbie to nie jest śmieszne. Potem przez dobre kilka miesięcy miałam paranoje i widziałam rzeczy paranornalne, których tak naprawdę nie było. Nigdy więcej nie obejrzałam tego filmu, ani innych części- zatrzęsłam się, a blondyn pocałował mnie w czoło. Po chwili swoje usta przeniósł na moje. Lekko położyłam się na łóżku, a Riker na mnie...
Ta noc była świetna...
Heloł xd Co tam? Przepraszam za tak krótki rozdział, ale nie mam wytłumaczenia
WEEKEND EVER FOREVER ;) :3
Kocham Was ~~ Zmierzchu <5 :*
czwartek, 4 grudnia 2014
Rozdział 22
*****Perspektywa Sary*****
Obudziło mnie stukanie do drzwi. Dosyć głośne i nachalne. Już wiedziałam kto to. Riker jeszcze spał, więc postanowiłam go nie budzić. Leniwie wstałam z łóżka i podreptałam do drzwi obok mebla. Otworzyłam je.Stał w nich Martin.
-Co jest?- zapytałam ziewając.
-Po pierwsze: już 10.00 i babcia zaprasza Was na śniadanie, po drugie: Austin zaraz tu przyjdzie, a ja nie mogę się zamknąć, bo babcia zabroniła, więc przychodzę do was- powiedział i w tym samym momencie drzwi od jego pokoju się uchyliły. Brat szybko zamknął drzwi ode naszych pokoi, tak, że Austin nas nie zauważył.
-Czemu nie możesz się zamykać?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Pamiętasz jak ostatnio się zatrzasnąłem, bo się upiłem?- zapytał, a ja przytaknęłam.- Właśnie. Od tamtego czasu babcia zakazała, a wiesz, że nie można się jej sprzeciwiać- dodał.
-To jak się ukrywałeś przed piekielnymi bliźniakami?- zapytałam ponownie kładąc się na łóżku i przytulając się do Rikera. Blondyn otworzył oczy i rozejrzał się dookoła.
-Cześć szwagrze- mruknął i z powrotem położył głowę na poduszce.
-Siema stary. A i wracając do tematu: Wiesz..... Chowałem się tutaj- odpowiedział.
-Dobra, my jeszcze śpimy, a ty rób co chcesz- odpowiedziałam i wtuliłam się w mojego chłopaka. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w głębokim śnie.
Jednak nie było mi dać się nacieszyć snem, ponieważ już po jakiejś pół godzinie poczułam szturchanie.
-Siostro, siostrzyczko, wstawaj- mówił Martin.
-Co?- zapytałam zła otwierając oczy.
-Wstawajcie już. Za 15 minut śniadanie- odpowiedział i ponownie usiadł przed komputerem.
-Riker wstajemy- powiedziałam i pocałowałam namiętnie chłopaka. Szybko odwzajemnił pocałunek.
-Yhm- kaszlnął Martin, a my odsunęliśmy się od siebie-Błagam, zaraz śniadanie, chodźmy już- jęknął.
-Nie możesz iść sam?- zapytałam wstając z łóżka i podchodząc do lusterka nad komodą.
-Nie, nie pójdę tam sam- powiedział przestraszony.
-To sobie jeszcze poczekasz, bo Sara długo siedzi w łazience- zaśmiał się blondyn, a ja rzuciłam w niego poduszką z fotela. Weszłam do łazienki i jeszcze raz przejrzałam się w lusterku i wyszłam. Z mojej torby wyjęłam ręcznik, podarte dżinsy i krótki top. Chłopaki gadali na temat piłki nożnej. Cieszę się, że tak dobrze się dogadują. Odkręciłam wodę w mojej wannie i rozebrałam się. Weszłam do wody i odprężyłam się. Te dni będą super, tylko troszkę się boję, że zepsują je piekielne bliźniaki i ciocia Alex. Ale nic nie zepsuje moich planów związanych ze mną, Rikerem i Martinem. Po 10 minutach wyszłam z wody i opatuliłam się puszystym ręcznikiem. Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Chłopaki zawzięcie rozmawiali na temat ostatniego meczu Polska-Niemcy. Wzięłam moją kosmetyczkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Postanowiłam ich nie suszyć, następnie zrobiłam sobie lekki makijaż. Wyszłam z łazienki.
-Riker, możesz iść- powiedziałam i zaczęłam się wypakowywać. Blondyn wziął swoje rzeczy i zniknął za drzwiami łazienki
-Riker jest fajny- powiedział Martin.
-Wiem- odpowiedziałam zamyślona.
-Co dzisiaj będziemy robić?- zapytał po kilku chwilach.
-Ja pokażę trochę miasta Rikerowi,a ty nie wiem- powiedziałam układając ubrania do komody.
-Mogę iść z wami? Błagam- zapytał.
-Po co?- zapytałam roześmiana.
-Nie chcę być z bliźniakami- szepnął.
-Czemu nie? Przecież oni są tacy fajni!- zaśmiałam się i zaczęłam rozpakowywać ubrania Rikera.
-Błagam, zgódź się- powiedział i uklęknął przede mną. Zaśmiałam się. W tym samym momencie Blondyn wyszedł z łazienki i spojrzał się na nas dziwnie.
-Okej udam, że to normalne- powiedział i położył się na łóżku wyciągając telefon.
-Riker, dopomóż szwagrowi- powiedział błagalnie odwracając się w jego stronę.
-Co się stało?- westchnął zapewne czytając wiadomości od swoich fanek.
-Bo... Sara nie chce mnie zabrać z wami na wycieczkę po mieście- powiedział płaczliwym tonem i udawał, że płacze.
-A po co ty nam tam do szczęścia?- zapytał Riker.
-Po prostu nie chcę zostawać z piekielnymi bliźniakami, a jeżeli mnie nie zabierzecie to one będą za mną łaziły- jęknął.
-Śniadanie!- rozległ się głos z dołu.
-Dobra, możesz iść, a teraz chodźmy na śniadanie- westchnęłam, a on przytulił mnie mocno.
-Dzięki siostro!- krzyknął i pobiegł do kuchni. Wolnym krokiem zeszliśmy na dół.
-Uwaga, mam dla was niespodziankę!- krzyknął Martin, a w tym samy czasie zeszliśmy do kuchni.
-Sara!!- krzyknęła piskliwym głosem Maggie i przytuliła się do mnie.
-Cześć- odpowiedziałam i spojrzałam na Rikera. Westchnął i pokiwał głową.
-A kto to?- zapytała patrząc się na mojego chłopaka.
-Riker Lynch. Chłopak Sary- uśmiechnął się blondyn.
-Riker Lynch, ten z R5. Aaaaaaa!!!!- krzyknęła Maggie i przytuliła go. Spojrzał na mnie błagalnie. Uśmiechnęłam się do niego.
Po długich przywitaniach i w ogóle zasiedliśmy do stołu. Nareszcie... Pod stołem Riker złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego z miłością w oczach. Na śniadanie były naleśniki. Widziałam, że mój chłopak bardzo się ucieszył.
-No to Saro jak ci idzie praca?- zapytała babcia. Yh... Zaczyna się... Help me!
-Ym... Nigdzie nie pracuję- westchnęłam.
-Toż to dramat!-krzyknęła babcia.- A gdzie masz zamiar pracować? Po rodzicach odziedziczysz firmę, prawda?- zapytała babcia.
-Tak, babciu- pokiwałam głową. Nie lubię okłamywać babci, ale nie chcę, żeby się denerwowała. Riker spojrzał na mnie dziwnie. Mrugnęłam do niego. Wszystko zrozumiał.
-Saraaaaaa, a co teraz będziecie robić?- zapytała Maggie. Niby ma te 17 lat, ale zachowuje się jak rozkapryszona 7 latka.
- Hm... Wychodzimy- uśmiechnęłam się do niej słodko.
-A gdzie?- zapytała zajadając naleśnika.
- Będziemy chodzić po mieście. Pokażę Rikerowi kilka fajnych miejsc- odpowiedziałam.
-Mogę iść z wami?- zapytała, a ja westchnęłam.
-Wiesz... Mogłabyś z nami iść, ale... Chcę spędzić z Rikerem trochę chwil sam na sam- odpowiedziałam na poczekaniu, a ona miała łzy w oczach. Serio?!
-Ale... Następnym razem na pewno- uśmiechnęłam się do niej promiennie.
-A ty Martin, co będziesz robił?- zapytał Austin.
-Ja.. - zamyślił się, a ja pokazałam mu, żeby nie mówił- wychodzę nieważne gdzie- odpowiedział szybko.
Po zjedzonym śniadaniu poszliśmy na górę. Zamknęłam drzwi na klucz.
-Nie rozumiem dwóch rzeczy- powiedział Riker.
-Jakich?- zapytałam zaciekawiona pakując portfel do torebki.
-Po pierwsze: czemu zawsze zamykasz drzwi na klucz?- zapytał.
-Bo nie chcę, żeby któryś z bliźniaków ty przyszedł, albo babcia, albo ciocia Alex- mruknęłam.- A drugie?
-Czemu w francuskim domu mówicie po angielsku?- zapytał zdezorientowany i ciekawski.
-Bo moja babcia jest Amerykanką i nie zna francuskiego. Przeprowadziła się tutaj z dziadkiem 20 lat temu, ale zna tylko niektóre słówka z francuskiego- wyjaśniłam, a on przytaknął. Spakowałam jeszcze telefon i byłam gotowa.
-Idziemy?- spytałam zakładając trampki i biorąc do ręki bluzę.
-Tak- powiedział i również założył buty. Zajrzałam jeszcze do pokoju brata.
-Martin, gotowy?- zapytałam. Brunet sprawdzał coś na telefonie.
-Ja? Tak- odpowiedział i wyszedł. Spotkaliśmy się na korytarzu. Po cichu zeszliśmy po schodach. W salonie siedziała ciocia Alex razem z Austinem. Wskazałam palcem na usta do chłopaków. Po cichu wyszliśmy przez drzwi frontowe. Na zewnątrz przybyliśmy sobie piątki. Blondyn objął mnie ramieniem i założył okulary przeciwsłoneczne.
-Po co ci te okulary?- zapytałam śmiejąc się.
-No co? W L.A.zawsze tak chodzę- odpowiedział poważnie.
-Miśku, ale tutaj nie ma słońca- przypomniałam mu.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że wyglądam w nich...- powiedział patrząc się na mnie. Spojrzałam na niego jak na wariata.
-No dobra. Wygrałeś. Sexi- westchnęłam, a on uśmiechnął się.
-Wiecie co?- zapytał nagle Martin. Oboje spojrzeliśmy na niego- Uświadomiłem sobie, że we własnym domu czujemy się jak złodzieje. Tylko w pokojach czujemy się dobrze.- dodał.
-Rzeczywiście- odpowiedziałam zamyślona.
-A tak zmieniając temat. Dzisiaj rano bałem się, że będziecie głośne i nie dacie mi spać, ale byłem w błędzie- zaśmiał się, a ja walnęłam go w brzuch. Blondyn też się zaśmiał. Spojrzałam na niego wilkiem.
-Oj, skarbie nie denerwuj się- powiedział i pocałował mnie w czoło, po czym dodał cicho do bruneta- Dzisiaj będzie głośno.
-Słyszałam!- spojrzałam na niego Moim wzrokiem
-Patrzcie!- krzyknął podbiegając do tablicy ( taka tablica, gdzie są wywieszane różne informacje ~~Zmierzchu ). Poszliśmy za nim.
-Wow, to już jutro- krzyknęłam entuzjastycznie.
-Musimy być. To przecież tradycja!- dodał brunet.
-Ale o co chodzi?- zapytał zdezorientowany Riker.
-Przeczytaj- powiedziałam.
-Yhhhym- kaszlnął blondyn- To jest po francusku- dodał, a ja i Martin wybuchnęliśmy śmiechem- To nie jest śmieszne. Nie moja wina, że nie znam francuskiego.
-Masz rację. Przepraszam misiu- odpowiedziałam śmiejąc się.
-Foch forever- powiedział i udał Rockiego, który zawsze tak robił.
-Przepraszam- powiedziałam i czule pocałowałam chłopaka. Odwzajemnił pocałunek.
-Yhhy- kaszlnął Martin.
-Wróćmy do tematu. Co to jest?- zapytał mój chłopak.
-Mecz. Co jakiś czas organizowane są mecze, gdzie grają tutejsi nastolatkowie- wyjaśniłam.- To idziemy, nie? zapytał, żeby się upewnić.
-Jasne!- krzyknął mój brat- Przecież to tradycja! Jutro o 2.00- przeczytał.
-Super- dodałam- Idziemy?
-Idziemy- odpowiedział Riker i ponownie objął mnie ramieniem.
Heeeej, kolejny rozdział. Wiem, teraz rozdziały daje często, bo w weekend napisałam :)
DZISIAJ MOJE URODZINKI, WIĘC DAJĘ ROZDZIAŁ!! I... Koniec szlabanu! <5 :D
KOCHAM WAS!! ~~Zmierzchu
środa, 5 listopada 2014
Rozdział 21
Heloł :3 Już się wszystko wyjaśni :)
*****Perspektywa Rikera*****
I nagle... Się obudziłem. Oddychałem ciężko. To był tylko sen, a raczej koszmar... Wbrew woli się uśmiechnąłem. Sara żyje i już niedługo będziemy we Francji. Blondynka spala sobie obok smaczne. Pocałowałem ją lekko w czoło i sprawdziłem godzinę. 7.23 Czyli jeszcze jakieś 40 minut. Przy okazji zadzwoniłem do Rossa. Po 5 sygnałach odebrał.
-Halo?- odezwał się zaspanym głosem. No tak, jeszcze śpi. Jest przecież 7.23
-Ross, a ty nie poszedłeś na akcję charytatywną z Rydel?- zapytałem.
-Ja?? Nieee. Słyszałem tylko jak Ryland coś mówił, że wychodzi ze swoją dziewczyną. Potem przyszła mama i powiedziała, że wychodzą na chyba tą właśnie akcję charytatywną- odpowiedział.
-Dobrze wiedzieć. W takim razie wstawaj- rozkazałem mu.
-Czemu?- zapytałem piskliwym głosem.
-Co dzisiaj jest?- zapytałem.
-9 sierpnia, a co?- zapytał niczego nieświadomy.
-No nie mogę! Ja tu z tobą zwariuje!- westchnąłem- Urodziny twojej jedynej siostry głupku!
-A.... No to co ja mam zrobić?- zapytał trzeci już raz.
-To będzie tak. Idź na zakupy i kup jej jakiś prezent. Jak ja z Sarą wrócimy to robimy imprezkę, ok? Ale ta imprezka będzie niespodzianką. Ja już mam wszystko załatwione. Słuchaj mnie uważnie: w moim pokoju na biurku znajdują się bilety do pięciogwiazdkowego spa na weekend. Jutro dasz je rodzicom. Oni w piątek wyjadą, więc robimy melanż. Z Sarą wracamy w czwartek w nocy. Rozumiesz wszystko?- wytłumaczyłem.
-Wow bracie. Ty to wszystko potrafisz zrobić. Wszystko masz zaplanowane!- krzyknął.
-Ma się ten dar- zaśmiałem się.
-Ale... Co ja mam jej kupić?- zapytał ponownie.
-Hmm... Kup jej jakiś ładny naszyjnik i tyle.- odpowiedziałem po chwili.
-Dobra, ale mogą sobie jeszcze trochę pospać, nie? Rylanda nie ma, a on tak chrapie- mruknął.
-Możesz i wiem jak on chrapie- zaśmiałem się. W tym samym momencie zauważyłem, że Sara otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem go.
-Dzięki- odpowiedział.
-Wszystko pamiętasz?- upewniłem się.
-Tak jest szef!- odpowiedział.
-To kończę. Trzymaj się i nie śpij za długo. Pamiętaj kup ten naszyjnik i pozdrów ją ode mnie- powiedziałem i rozłączyłem się.
-Z kim gadałeś?- zapytała blondynka pisząc SMSa.
-Ross, w sprawie urodzin Delly. A ty do kogo piszesz?- zapytał.
-Do Rydel. Przecież ma dzisiaj urodziny- odpowiedziała. Po chwili odłożyła telefon do torby i oparła się o mój tors. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
-Wyspałaś się?- zapytałem.
-Tak- odpowiedziała- A ty co robiłeś?
-Hmm... Napisałem słaby tekst piosenki i spałem. Miałem straszny koszmar, że nie żyjesz- powiedziałem.
-Ale żyję- rozpromieniła się.
-Kto po nas wyjedzie na lotnisku?- zapytałem.
-O damn! Zapomniałam!- zerwała się nagle i wyciągnęła telefon. Wybrała numer do kogoś.
-Bracie! Śpisz?- zapytała.
-___________________________________
-No tak. Jak zwykle. Pamiętasz, że dzisiaj przyjeżdżam z moim chłopakiem?- ponownie zapytała.
-___________________________________
-To za pół godziny widzimy się na lotnisku tam gdzie zawsze. Kocham cię pa- odpowiedziała i szybko się rozłączyła.
-Będzie Martin- odpowiedziała i z powrotem się do mnie przytuliła.
-Proszę zapiąć pasy, zbliżamy się do lądowania- usłyszeliśmy miły głos stewardessy i posłusznie wykonaliśmy jej polecenie.
-A tak w ogóle to co będziemy robić we Francji?- zapytałem.
-Będziemy spać do 11.00, potem zwiedzać miasto. Trochę będziemy siedzieć z moją rodzinką, ale najwięcej z Martinem. A wieczorami.. Będziemy oglądać filmy w moim pokoju filmy- odpowiedziała. Hm.. Całkiem idealnie
-A jak wygląda twój nasz pokój?- zapytałem.
-Ach.. Świetnie. Jest piękny. Kiedy byłam mała, to mieszkaliśmy przez jakiś czas u babci. Ściany są różowo- jagodowe. Po środku stoi wielkie łóżku, a naprzeciw łóżka półka z filmami i wielki plazmowy telewizor. Jedne drzwi do garderoby, drugie go łazienki... W kącie stoi moja ukochana gitara, a obok pólka z książkami. I tak oto wygląda mój pokój- uśmiechnęła się promiennie.
-Hmm... Całkiem...- powiedziałem.
-Dziecięco i słodko?- zapytała, a ja przytaknąłem- tak wiem, mieszkałam u babci gdy miałam 8 lat- zaśmiała się, a ja razem z nią.
W końcu wyszliśmy z samolotu. Wziąłem Sarę za rękę, natomiast drugą dłonią wziąłem nasze bagaże.
-Gdzie twój brat będzie na nas czekał?- zapytałem lekko zmęczonym głosem i ziewnąłem.
-Tam gdzie zawsze. Widzę, że jesteś zmęczony. Jak dojedziemy to od razu pakujemy się do mojego łóżka, pasuje?- zapytała patrząc się na mnie.
-Łóżko, powiadasz?- uniosłem brwi do góry- Z tobą, zawsze i wszędzie- zaśmiałem się i pocałowałem dziewczynę we włosy.
-Tam-wskazała mi kierunek, gdzie stał wysoki brunet oparty o srebrnego nissana. Gdy byliśmy byliśmy od niego jakieś 20 metrów, blondynka podbiegła do niego i przytuliła mocno. Chłopak odwzajemnił gest i zakręcił ją sobie wokół osi. Podszedłem do nich i podałem rękę chłopakowi.
-Riker Lynch- uśmiechnąłem się.
-Martin Larence- odpowiedział ściskając moją dłoń.- Więc to ty jesteś "sławnym przystojnym blondynem"?- zapytał robiąc cudzysłów w powietrzu i patrząc się na Sarę. Zaśmiałem się.
-Tak, we własnej osobie i na żywo- odpowiedziałem i wsiedliśmy do auta.
-To co będziecie robić?- zapytał Martin.
-Spać- odpowiedziała Sara i ziewnęła.
-Wątpię- odpowiedział chłopak.
-Czemu?- zapytałem zdziwiony.
-Babcia nie da wam spokoju. Poza tym ciocia przyjechała- powiedział.
-Która?- zapytała dziewczyna, przytulając się do mnie mocniej i zamykając oczy.
-Ciocia Alex- mruknął.
-Ciocia Alex?!- krzyknęła Sara- Nieee... Błagam powiedz, że robisz sobie jaj- jęknęła.
-Niestety nie. Austin i Maggie też są- westchnął, a blondynka jęknęła ponownie.
-Kto to?- zapytałem zdezorientowany.
-Ciocia Alex jest okropna. Jest siostrą naszej mamy, więc już połowę to wyjaśnia- odpowiedziała i tym razem to ja jęknąłem- A Austin i Maggie to jej dzieci. Maggie ma 17 lat i chodzi za mną krok w krok, robi wszystko to co ja, nawet ubiera się jak ja. A... Austin za to robi to samo co Martin. Mówimy na nich piekielne bliźniaki.- wytłumaczyła Sara- Nikt ich nie lubi oprócz babci i naszych rodziców- dodała po chwili.- A tak w ogóle to Maggie wie, że przyjeżdżam?- zapytała z nadzieją w oczach.
-Tak- westchnął Martin i przeczesał dłonią włosy- Mówiłem babci, żeby nic nie mówiła, ale jak to ona wszystko wygada. Kiedy schodziłem na dół po was wyjechać, nawiedzona siedziała na krześle w salonie. Kiedy mnie zobaczyła mówiła: "Ja chce jechać po Sarę, ja chcę jechać po Sarę"- powiedział udając chyba jej głos.
-Ej, chyba nie może być tak źle- zaśmiałem się lekko.
-Uwierz mi, oni są gorsi od twoich braci razem wziętych- odpowiedziała Sara i westchnęła. Martin skręcił w drogę do wielkiego domu, ba willi. Brunet zaparkował i cała nasza trójka wysiadła z samochodu.
-Dobra to robimy tak: wchodzimy od tyłu i od razu na schody biegiem do swoich pokoi, jasne?- zapytał szeptem Martin.
-Jest aż tak źle?- zapytałem cicho.
-Uwierz- szepnęła Sara i cmoknęła mnie w usta. Weszliśmy do strony tarasu.
-A tak w ogóle... To jakim cudem drzwi od tarasu są otwarte?- zapytała zdziwiona blondynka.
-Otworzyłem je, zanim wyszliśmy, a teraz szybko- powiedział cicho i biegiem przemknęliśmy na gorę po schodach. Martin zniknął w pierwszych drzwiach.
-Dobranoc- uśmiechnął się- A i nie bądźcie za głośno- zaśmiał się, a Sara uderzyła go w bok. Wszedł szybko do swojego pokoju i zamknął drzwi. Blondynka podeszła do drzwi obok i otworzyła je. Wszedłem za nią. Zamknęła drzwi na klucz i rzuciła się na łóżko. Miała rację. Jej pokój był różowo-biały. Odłożyłem nasze torby i położyłem się obok niej.
-Sara?- zapytałem po chwili.
-Mmm..?- mruknęła.
-Od czego są te trzecie drzwi?- zapytałem wskazując białe drzwi obok łóżka, a ona otworzyła momentalnie oczy i wyskoczyła z łóżka. Podeszła do nich i przekręciła je na klucz.
-Od pokoju Martina- odpowiedziała i z powrotem położyła się na łóżku. Przytuliła się do mnie i zamknęła oczy.
Po chwili oboje popadliśmy w głęboki sen...
Jak widzicie nie uśmierciłam Sary i w ogóle nie miała takiego zamiaru :3
Jak wam się podoba rozdział?? :)
Napisałam go wczoraj, ale nie chciałam codziennie wstawiać rozdziałów, a potem przerwa.
Jak wam się podoba wygląd bloga? Zmieniłam informacje w zakładkach i wgl
Kocham Was <5 :* ~~Zmierzchu
Nie spodziewajcie się nowego rozdziału, bo mam szlaban. :/
*****Perspektywa Rikera*****
I nagle... Się obudziłem. Oddychałem ciężko. To był tylko sen, a raczej koszmar... Wbrew woli się uśmiechnąłem. Sara żyje i już niedługo będziemy we Francji. Blondynka spala sobie obok smaczne. Pocałowałem ją lekko w czoło i sprawdziłem godzinę. 7.23 Czyli jeszcze jakieś 40 minut. Przy okazji zadzwoniłem do Rossa. Po 5 sygnałach odebrał.
-Halo?- odezwał się zaspanym głosem. No tak, jeszcze śpi. Jest przecież 7.23
-Ross, a ty nie poszedłeś na akcję charytatywną z Rydel?- zapytałem.
-Ja?? Nieee. Słyszałem tylko jak Ryland coś mówił, że wychodzi ze swoją dziewczyną. Potem przyszła mama i powiedziała, że wychodzą na chyba tą właśnie akcję charytatywną- odpowiedział.
-Dobrze wiedzieć. W takim razie wstawaj- rozkazałem mu.
-Czemu?- zapytałem piskliwym głosem.
-Co dzisiaj jest?- zapytałem.
-9 sierpnia, a co?- zapytał niczego nieświadomy.
-No nie mogę! Ja tu z tobą zwariuje!- westchnąłem- Urodziny twojej jedynej siostry głupku!
-A.... No to co ja mam zrobić?- zapytał trzeci już raz.
-To będzie tak. Idź na zakupy i kup jej jakiś prezent. Jak ja z Sarą wrócimy to robimy imprezkę, ok? Ale ta imprezka będzie niespodzianką. Ja już mam wszystko załatwione. Słuchaj mnie uważnie: w moim pokoju na biurku znajdują się bilety do pięciogwiazdkowego spa na weekend. Jutro dasz je rodzicom. Oni w piątek wyjadą, więc robimy melanż. Z Sarą wracamy w czwartek w nocy. Rozumiesz wszystko?- wytłumaczyłem.
-Wow bracie. Ty to wszystko potrafisz zrobić. Wszystko masz zaplanowane!- krzyknął.
-Ma się ten dar- zaśmiałem się.
-Ale... Co ja mam jej kupić?- zapytał ponownie.
-Hmm... Kup jej jakiś ładny naszyjnik i tyle.- odpowiedziałem po chwili.
-Dobra, ale mogą sobie jeszcze trochę pospać, nie? Rylanda nie ma, a on tak chrapie- mruknął.
-Możesz i wiem jak on chrapie- zaśmiałem się. W tym samym momencie zauważyłem, że Sara otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem go.
-Dzięki- odpowiedział.
-Wszystko pamiętasz?- upewniłem się.
-Tak jest szef!- odpowiedział.
-To kończę. Trzymaj się i nie śpij za długo. Pamiętaj kup ten naszyjnik i pozdrów ją ode mnie- powiedziałem i rozłączyłem się.
-Z kim gadałeś?- zapytała blondynka pisząc SMSa.
-Ross, w sprawie urodzin Delly. A ty do kogo piszesz?- zapytał.
-Do Rydel. Przecież ma dzisiaj urodziny- odpowiedziała. Po chwili odłożyła telefon do torby i oparła się o mój tors. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
-Wyspałaś się?- zapytałem.
-Tak- odpowiedziała- A ty co robiłeś?
-Hmm... Napisałem słaby tekst piosenki i spałem. Miałem straszny koszmar, że nie żyjesz- powiedziałem.
-Ale żyję- rozpromieniła się.
-Kto po nas wyjedzie na lotnisku?- zapytałem.
-O damn! Zapomniałam!- zerwała się nagle i wyciągnęła telefon. Wybrała numer do kogoś.
-Bracie! Śpisz?- zapytała.
-___________________________________
-No tak. Jak zwykle. Pamiętasz, że dzisiaj przyjeżdżam z moim chłopakiem?- ponownie zapytała.
-___________________________________
-To za pół godziny widzimy się na lotnisku tam gdzie zawsze. Kocham cię pa- odpowiedziała i szybko się rozłączyła.
-Będzie Martin- odpowiedziała i z powrotem się do mnie przytuliła.
-Proszę zapiąć pasy, zbliżamy się do lądowania- usłyszeliśmy miły głos stewardessy i posłusznie wykonaliśmy jej polecenie.
-A tak w ogóle to co będziemy robić we Francji?- zapytałem.
-Będziemy spać do 11.00, potem zwiedzać miasto. Trochę będziemy siedzieć z moją rodzinką, ale najwięcej z Martinem. A wieczorami.. Będziemy oglądać filmy w moim pokoju filmy- odpowiedziała. Hm.. Całkiem idealnie
-A jak wygląda twój nasz pokój?- zapytałem.
-Ach.. Świetnie. Jest piękny. Kiedy byłam mała, to mieszkaliśmy przez jakiś czas u babci. Ściany są różowo- jagodowe. Po środku stoi wielkie łóżku, a naprzeciw łóżka półka z filmami i wielki plazmowy telewizor. Jedne drzwi do garderoby, drugie go łazienki... W kącie stoi moja ukochana gitara, a obok pólka z książkami. I tak oto wygląda mój pokój- uśmiechnęła się promiennie.
-Hmm... Całkiem...- powiedziałem.
-Dziecięco i słodko?- zapytała, a ja przytaknąłem- tak wiem, mieszkałam u babci gdy miałam 8 lat- zaśmiała się, a ja razem z nią.
W końcu wyszliśmy z samolotu. Wziąłem Sarę za rękę, natomiast drugą dłonią wziąłem nasze bagaże.
-Gdzie twój brat będzie na nas czekał?- zapytałem lekko zmęczonym głosem i ziewnąłem.
-Tam gdzie zawsze. Widzę, że jesteś zmęczony. Jak dojedziemy to od razu pakujemy się do mojego łóżka, pasuje?- zapytała patrząc się na mnie.
-Łóżko, powiadasz?- uniosłem brwi do góry- Z tobą, zawsze i wszędzie- zaśmiałem się i pocałowałem dziewczynę we włosy.
-Tam-wskazała mi kierunek, gdzie stał wysoki brunet oparty o srebrnego nissana. Gdy byliśmy byliśmy od niego jakieś 20 metrów, blondynka podbiegła do niego i przytuliła mocno. Chłopak odwzajemnił gest i zakręcił ją sobie wokół osi. Podszedłem do nich i podałem rękę chłopakowi.
-Riker Lynch- uśmiechnąłem się.
-Martin Larence- odpowiedział ściskając moją dłoń.- Więc to ty jesteś "sławnym przystojnym blondynem"?- zapytał robiąc cudzysłów w powietrzu i patrząc się na Sarę. Zaśmiałem się.
-Tak, we własnej osobie i na żywo- odpowiedziałem i wsiedliśmy do auta.
-To co będziecie robić?- zapytał Martin.
-Spać- odpowiedziała Sara i ziewnęła.
-Wątpię- odpowiedział chłopak.
-Czemu?- zapytałem zdziwiony.
-Babcia nie da wam spokoju. Poza tym ciocia przyjechała- powiedział.
-Która?- zapytała dziewczyna, przytulając się do mnie mocniej i zamykając oczy.
-Ciocia Alex- mruknął.
-Ciocia Alex?!- krzyknęła Sara- Nieee... Błagam powiedz, że robisz sobie jaj- jęknęła.
-Niestety nie. Austin i Maggie też są- westchnął, a blondynka jęknęła ponownie.
-Kto to?- zapytałem zdezorientowany.
-Ciocia Alex jest okropna. Jest siostrą naszej mamy, więc już połowę to wyjaśnia- odpowiedziała i tym razem to ja jęknąłem- A Austin i Maggie to jej dzieci. Maggie ma 17 lat i chodzi za mną krok w krok, robi wszystko to co ja, nawet ubiera się jak ja. A... Austin za to robi to samo co Martin. Mówimy na nich piekielne bliźniaki.- wytłumaczyła Sara- Nikt ich nie lubi oprócz babci i naszych rodziców- dodała po chwili.- A tak w ogóle to Maggie wie, że przyjeżdżam?- zapytała z nadzieją w oczach.
-Tak- westchnął Martin i przeczesał dłonią włosy- Mówiłem babci, żeby nic nie mówiła, ale jak to ona wszystko wygada. Kiedy schodziłem na dół po was wyjechać, nawiedzona siedziała na krześle w salonie. Kiedy mnie zobaczyła mówiła: "Ja chce jechać po Sarę, ja chcę jechać po Sarę"- powiedział udając chyba jej głos.
-Ej, chyba nie może być tak źle- zaśmiałem się lekko.
-Uwierz mi, oni są gorsi od twoich braci razem wziętych- odpowiedziała Sara i westchnęła. Martin skręcił w drogę do wielkiego domu, ba willi. Brunet zaparkował i cała nasza trójka wysiadła z samochodu.
-Dobra to robimy tak: wchodzimy od tyłu i od razu na schody biegiem do swoich pokoi, jasne?- zapytał szeptem Martin.
-Jest aż tak źle?- zapytałem cicho.
-Uwierz- szepnęła Sara i cmoknęła mnie w usta. Weszliśmy do strony tarasu.
-A tak w ogóle... To jakim cudem drzwi od tarasu są otwarte?- zapytała zdziwiona blondynka.
-Otworzyłem je, zanim wyszliśmy, a teraz szybko- powiedział cicho i biegiem przemknęliśmy na gorę po schodach. Martin zniknął w pierwszych drzwiach.
-Dobranoc- uśmiechnął się- A i nie bądźcie za głośno- zaśmiał się, a Sara uderzyła go w bok. Wszedł szybko do swojego pokoju i zamknął drzwi. Blondynka podeszła do drzwi obok i otworzyła je. Wszedłem za nią. Zamknęła drzwi na klucz i rzuciła się na łóżko. Miała rację. Jej pokój był różowo-biały. Odłożyłem nasze torby i położyłem się obok niej.
-Sara?- zapytałem po chwili.
-Mmm..?- mruknęła.
-Od czego są te trzecie drzwi?- zapytałem wskazując białe drzwi obok łóżka, a ona otworzyła momentalnie oczy i wyskoczyła z łóżka. Podeszła do nich i przekręciła je na klucz.
-Od pokoju Martina- odpowiedziała i z powrotem położyła się na łóżku. Przytuliła się do mnie i zamknęła oczy.
Po chwili oboje popadliśmy w głęboki sen...
Jak widzicie nie uśmierciłam Sary i w ogóle nie miała takiego zamiaru :3
Jak wam się podoba rozdział?? :)
Napisałam go wczoraj, ale nie chciałam codziennie wstawiać rozdziałów, a potem przerwa.
Jak wam się podoba wygląd bloga? Zmieniłam informacje w zakładkach i wgl
Kocham Was <5 :* ~~Zmierzchu
Nie spodziewajcie się nowego rozdziału, bo mam szlaban. :/
sobota, 25 października 2014
Rozdział 20
*****Perspektywa Rikera*****
Obudził mnie dźwięk budzika. A więc już 3.00. Samolot został przeniesiony na godzinę 5.00. Sara jeszcze spała. Cicho wstałem z łóżka i wszedłem do garderoby. Wyjąłem moje ubrania i postanowiłem wziąć prysznic. Skoczyłem do kabiny i odkręciłem gorącą wodę. Dzisiaj poznam Martina i dziadków Sary. Błagam, byleby nie byli tacy jak jej rodzice, bo nie wytrzymam psychicznie tych kilka dni, ale Sara mówiła, ze są fajni. Zamyślony wyszedłem z prysznica i mokre ciało wytarłem ręcznikiem. Założyłem ubranie i wyszedłem. Sara jeszcze spała. Po cichu zszedłem po schodach i zacząłem przygotować śniadanie.
Po kilkunastu minutach posiłek był gotowy. Obudziłem Sarę i wspólnie zeszliśmy do kuchni.
-Mmm... Mówiłam już, że cię kocham?- zapytała Sara jedząc kanapki.
-Hm..Dzisiaj nie- odpowiedziałem z uśmiechem.
-W takim razie kocham cię- zaśmiała się popijając kawę.
-Ja ciebie też- dodałem.
-Która godzina?- zapytała kładąc talerze do zlewu.
-3.40- odpowiedziałem spoglądając na zegarek.
-To ja idę się wykąpać i ogarnąć, a ty... Rob co chcesz- uśmiechnęła się i pobiegła na górę. Jak ja ją kocham... Pozmywałem naczynia i poszedłem na górę. Pościeliłem łóżko i usadowiłem się na nim wygodnie wyciągając telefon. Postanowiłem dowiedzieć się co się dzieje u mojej rodzinki.
-Halo?- odezwał się znajomy głos w słuchawce.
-Cześć siostro. Co tam u was?- zapytałem.
-Rocky! Zostaw te babeczki!- krzyknęła, a mnie aż ucho zabolało. Rydel potrafi.
-Co się stało?- westchnąłem.
-Riker, jak ja sobie bez ciebie poradzę przez te kilka dni? Te małpy już teraz mnie denerwują!- powiedziała
-Ale co się dokładnie stało?- zapytałem. Kątem oka zauważyłem jak Sara wychodzi w samym ręczniku i wchodzi do garderoby.
-No bo... Dzisiaj jest akcja charytatywna, gdzie sprzedają ciasta i inne słodkości, a pieniądze idą na schronisko dla zwierząt- odpowiedziała.
-W takim razie wszystko rozumiem. Oni ci te babeczki wyjadają, tak?- zapytałem, żeby się upewnić, a ona przytaknęła.- w takim razie daj im cztery babeczki i tyle. A jutro weź ich tam zabierz- zaproponowałem.
-Riker, bracie kocham cię!- krzyknęła uradowana, a ja się zaśmiałem.
-A tak z innej beczki, to czemu nie spicie o godzinie 4.00?- zapytałem zaciekawiony.
-Ja robię te babeczki, a wiesz jak to oni kiedy poczuli zapach to się obudzili- westchnęła- A ty?
-Ja.. Mamy samolot za godzinę, a Sara się jeszcze szykuje, więc nie miałem co robić- odpowiedziałem.
-Rocky!- krzyknęła- Żegnam bracie. Kłopoty.
-Zła siostra nadchodzi- zaśmiałem się i rozłączyłem.
-Kto dzwonił?- zapytała Sara kładąc się na łóżko.
-Gadałem z Rydel. Nie radzi sobie z chłopakami- odpowiedziałem obejmując ją.
-Gotowy?- zapytała.
-Na co?- zapytałem zdziwiony.
-Na przygodę twojego życia!- krzyknęła i wstała energicznie z łóżka. Blondynka wzięła swoją torbę i zeszła na dół po schodach. Z moim bagażem ruszyłem za nią. Założyłem buty i wyszedłem za Sarą. Było jeszcze ciemno. Otworzyłem blondynce drzwi do samochodu przejmując jej torbę i włożyłem je do bagażnika. Zasiadłem za kierownica i odpaliłem sixa. W ciszy dojechaliśmy na lotnisko. Jechaliśmy przez 30 minut, ponieważ lotnisko było na drugim końcu miasta. W połowie drogi zorientowałem się, że Sara śpi. Uśmiechnąłem się do siebie.
Wreszcie dojechaliśmy. Zaparkowałem.
-Sara... Kochanie... Skarbie...- zacząłem lekko szturchać jej ramię.
-Mm...- mruknęła otwierając oczy.
-Jesteśmy już na lotnisku- powiedziałem całując ją w czoło i wysiadłem. Wyjąłem nasze torby i zamknąłem za sobą samochód. Złapałem rękę dziewczyny i pocałowałem ją.
-Ile będziemy lecieć?- spytałem,
-Około 5godzin- odpowiedziała po chwili zastanowienia.
- I co my będziemy robić przez tle czasu?- zapytałem ponownie.
-Ja mam zamiar spać, a ty... Możesz napisać jakieś piosenki!- powiedziała uradowana.
-Hm... Świetny pomysł- powiedziałem po chwili myślenia. W tym samym czasie doszliśmy do kasy (nigdy nie byłam na lotnisku, więc I"m sorry :/ ~~Zmierzchu ). Sara dostała bilety, więc ruszyliśmy w odpowiednie miejsce i czekaliśmy na samolot. Po 15minutach opóźnienie wreszcie wsiedliśmy i usiedliśmy na wygodnych fotelach. Blondynka podała mi zeszyt i długopis, a sama wzięła poduszkę i ułożyła się wygodnie. Zamknęła powieki i już po chwili usłyszałem jej równomierny oddech. Otworzyłem zeszyt i zacząłem myśleć, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Po jakimś czasie wymyśliłem jakiś tekst:
Kocha mnie, to takie nieprawdopodobne jest,
Cieszmy się tym szczęście,
Bo wieczne ono nie będzie,
ważne jest tu i teraz,
Żyjmy to chwilą,
Kochajmy się i bądźmy razem
Już na zawsze...
Idźmy swoją drogą,
Nie słuchajmy się innych.
Bądźmy sobą, nie udajmy nikogo
(słabe, wiem, ale sama wymyśliłam :3 ~~Zmierzchu)
Hm... Takie sobie, ale w ten tekst przelałem moje uczucia. Jeszcze ogarnę nuty i tekst sam wypłynie. Sprawdziłem godzinę. 5.30. Lecimy dopiero pół godziny, a ja już nie mam co robić. Postanowiłem się przespać. Ułożyłem się wygodnie i po chwili przeniosłem się w inny świat.
Obudził mnie głos stewardessy.
-Proszę zapiąć pasy, awaryjnie lądujemy na wyspie. Silnik przestał działać- powiedziała, a wszyscy byli przerażeni. Łącznie ze mną. Spojrzałem na Sarę. Spała. Zacząłem ją lekko szturchać.
-Hm...- mruknęła otwierając swoje śliczne oczy.
-Sara... Lądujemy awaryjnie na jakiejś wyspie. Zapnij pasy- powiedziałam starając się, aby w moim głosie nie było czuć strachu.
-Umrzemy?- zapytała przerażona, a łzy napłynęły jej do oczu. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
-Nie- odpowiedziałem- Mam nadzieję- dodałem cicho. Poczułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. Samolot zaczął wywracać się w powietrzu i niektóre części od niego odpadały. W pewnym momencie po prostu zaczął spadać. Na szczęśliwe na ląd. Przycisnąłem blondynkę mocniej do siebie.
-Nie bój się. Przeżyjemy- szepnąłem jej na ucho. Na pokładzie był straszny chaos. Prawie wszyscy żegnali się ze sobą. Pocałowałem Sarę namiętnie w usta. Ostatni raz. Chyba...
Obudziłem się. Czułem ból w każdej części ciała. Po chwili uświadomiłem sobie co się stało. Przeżyłem. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie leżały ludzkie zwłoki w strasznym stanie. Nigdzie nie widziałem Sary. Przełamałem ból i ledwo wstałem. Moje nogi strasznie się trzęsły i leciała z nich krew. Moje ubranie było w strzępach. Byłem cały we krwi. Obróciłem się dookoła i spostrzegłem Sarę. Leżała w kałuży krwi jakieś 200 metrów ode mnie. Chciałem do niej podbiec, ale upadłem. Zacząłem się czołgać w jej stronę. Po chwili złapałem ją za rękę. Była zimna. Zacząłem nią szturchać, ale się nie ruszyła. Sprawdziłem jej puls. Brak. Nie, nie, nie, nie. Sara żyje. Sara musi żyć. Jak ja sobie bez niej poradzę?
-Sara! Ty żyjesz! Otwórz oczy! Sara!- zacząłem krzyczeć, a łzy napłynęły mi do oczu.
SARA NIE ŻYJE!!!!
No heloł :3 Nie zabijajcie mnie za ten rozdział proszę. Jeżeli chcecie do mnie napisać, piszcie w sprawie bloga i nie tylko:
https://www.facebook.com/natalia.z.karaszkiewicz
-Halo?- odezwał się znajomy głos w słuchawce.
-Cześć siostro. Co tam u was?- zapytałem.
-Rocky! Zostaw te babeczki!- krzyknęła, a mnie aż ucho zabolało. Rydel potrafi.
-Co się stało?- westchnąłem.
-Riker, jak ja sobie bez ciebie poradzę przez te kilka dni? Te małpy już teraz mnie denerwują!- powiedziała
-Ale co się dokładnie stało?- zapytałem. Kątem oka zauważyłem jak Sara wychodzi w samym ręczniku i wchodzi do garderoby.
-No bo... Dzisiaj jest akcja charytatywna, gdzie sprzedają ciasta i inne słodkości, a pieniądze idą na schronisko dla zwierząt- odpowiedziała.
-W takim razie wszystko rozumiem. Oni ci te babeczki wyjadają, tak?- zapytałem, żeby się upewnić, a ona przytaknęła.- w takim razie daj im cztery babeczki i tyle. A jutro weź ich tam zabierz- zaproponowałem.
-Riker, bracie kocham cię!- krzyknęła uradowana, a ja się zaśmiałem.
-A tak z innej beczki, to czemu nie spicie o godzinie 4.00?- zapytałem zaciekawiony.
-Ja robię te babeczki, a wiesz jak to oni kiedy poczuli zapach to się obudzili- westchnęła- A ty?
-Ja.. Mamy samolot za godzinę, a Sara się jeszcze szykuje, więc nie miałem co robić- odpowiedziałem.
-Rocky!- krzyknęła- Żegnam bracie. Kłopoty.
-Zła siostra nadchodzi- zaśmiałem się i rozłączyłem.
-Kto dzwonił?- zapytała Sara kładąc się na łóżko.
-Gadałem z Rydel. Nie radzi sobie z chłopakami- odpowiedziałem obejmując ją.
-Gotowy?- zapytała.
-Na co?- zapytałem zdziwiony.
-Na przygodę twojego życia!- krzyknęła i wstała energicznie z łóżka. Blondynka wzięła swoją torbę i zeszła na dół po schodach. Z moim bagażem ruszyłem za nią. Założyłem buty i wyszedłem za Sarą. Było jeszcze ciemno. Otworzyłem blondynce drzwi do samochodu przejmując jej torbę i włożyłem je do bagażnika. Zasiadłem za kierownica i odpaliłem sixa. W ciszy dojechaliśmy na lotnisko. Jechaliśmy przez 30 minut, ponieważ lotnisko było na drugim końcu miasta. W połowie drogi zorientowałem się, że Sara śpi. Uśmiechnąłem się do siebie.
Wreszcie dojechaliśmy. Zaparkowałem.
-Sara... Kochanie... Skarbie...- zacząłem lekko szturchać jej ramię.
-Mm...- mruknęła otwierając oczy.
-Jesteśmy już na lotnisku- powiedziałem całując ją w czoło i wysiadłem. Wyjąłem nasze torby i zamknąłem za sobą samochód. Złapałem rękę dziewczyny i pocałowałem ją.
-Ile będziemy lecieć?- spytałem,
-Około 5godzin- odpowiedziała po chwili zastanowienia.
- I co my będziemy robić przez tle czasu?- zapytałem ponownie.
-Ja mam zamiar spać, a ty... Możesz napisać jakieś piosenki!- powiedziała uradowana.
-Hm... Świetny pomysł- powiedziałem po chwili myślenia. W tym samym czasie doszliśmy do kasy (nigdy nie byłam na lotnisku, więc I"m sorry :/ ~~Zmierzchu ). Sara dostała bilety, więc ruszyliśmy w odpowiednie miejsce i czekaliśmy na samolot. Po 15minutach opóźnienie wreszcie wsiedliśmy i usiedliśmy na wygodnych fotelach. Blondynka podała mi zeszyt i długopis, a sama wzięła poduszkę i ułożyła się wygodnie. Zamknęła powieki i już po chwili usłyszałem jej równomierny oddech. Otworzyłem zeszyt i zacząłem myśleć, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Po jakimś czasie wymyśliłem jakiś tekst:
Kocha mnie, to takie nieprawdopodobne jest,
Cieszmy się tym szczęście,
Bo wieczne ono nie będzie,
ważne jest tu i teraz,
Żyjmy to chwilą,
Kochajmy się i bądźmy razem
Już na zawsze...
Idźmy swoją drogą,
Nie słuchajmy się innych.
Bądźmy sobą, nie udajmy nikogo
(słabe, wiem, ale sama wymyśliłam :3 ~~Zmierzchu)
Hm... Takie sobie, ale w ten tekst przelałem moje uczucia. Jeszcze ogarnę nuty i tekst sam wypłynie. Sprawdziłem godzinę. 5.30. Lecimy dopiero pół godziny, a ja już nie mam co robić. Postanowiłem się przespać. Ułożyłem się wygodnie i po chwili przeniosłem się w inny świat.
Obudził mnie głos stewardessy.
-Proszę zapiąć pasy, awaryjnie lądujemy na wyspie. Silnik przestał działać- powiedziała, a wszyscy byli przerażeni. Łącznie ze mną. Spojrzałem na Sarę. Spała. Zacząłem ją lekko szturchać.
-Hm...- mruknęła otwierając swoje śliczne oczy.
-Sara... Lądujemy awaryjnie na jakiejś wyspie. Zapnij pasy- powiedziałam starając się, aby w moim głosie nie było czuć strachu.
-Umrzemy?- zapytała przerażona, a łzy napłynęły jej do oczu. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
-Nie- odpowiedziałem- Mam nadzieję- dodałem cicho. Poczułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. Samolot zaczął wywracać się w powietrzu i niektóre części od niego odpadały. W pewnym momencie po prostu zaczął spadać. Na szczęśliwe na ląd. Przycisnąłem blondynkę mocniej do siebie.
-Nie bój się. Przeżyjemy- szepnąłem jej na ucho. Na pokładzie był straszny chaos. Prawie wszyscy żegnali się ze sobą. Pocałowałem Sarę namiętnie w usta. Ostatni raz. Chyba...
Obudziłem się. Czułem ból w każdej części ciała. Po chwili uświadomiłem sobie co się stało. Przeżyłem. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie leżały ludzkie zwłoki w strasznym stanie. Nigdzie nie widziałem Sary. Przełamałem ból i ledwo wstałem. Moje nogi strasznie się trzęsły i leciała z nich krew. Moje ubranie było w strzępach. Byłem cały we krwi. Obróciłem się dookoła i spostrzegłem Sarę. Leżała w kałuży krwi jakieś 200 metrów ode mnie. Chciałem do niej podbiec, ale upadłem. Zacząłem się czołgać w jej stronę. Po chwili złapałem ją za rękę. Była zimna. Zacząłem nią szturchać, ale się nie ruszyła. Sprawdziłem jej puls. Brak. Nie, nie, nie, nie. Sara żyje. Sara musi żyć. Jak ja sobie bez niej poradzę?
-Sara! Ty żyjesz! Otwórz oczy! Sara!- zacząłem krzyczeć, a łzy napłynęły mi do oczu.
SARA NIE ŻYJE!!!!
No heloł :3 Nie zabijajcie mnie za ten rozdział proszę. Jeżeli chcecie do mnie napisać, piszcie w sprawie bloga i nie tylko:
https://www.facebook.com/natalia.z.karaszkiewicz
sobota, 18 października 2014
Rozdział 19
*****Perspektywa Rikera*****
Gdy wracaliśmy do domu dostałem SMSa.
Stary, wracaj do domu. Musisz mi opowiedzieć co się tam działo :D Jestem najstarszy zaraz po tobie. Możesz mi zaufać, nikomu nie powiem ;)
Ratliff :)
-Ym... Sara?- zapytałem.
-Tak?- zapytała zamyślona.
-Ell ma problem. Muszę do niego iść. Nie będziesz na mnie zła?- popatrzyłem w jej piękne, niebieskie tęczówki.
-Jasne. Tylko przyjdź do mnie, dobrze?- upewniła się.
-Oczywiście.- odpowiedziałam bez wahania. Akurat stanęliśmy przed jej domem. Pocałowałem ją na pożegnanie i poszedłem do domu. Podczas drogi zastanawiałem się jak będzie u rodziny Sary. Ciekawe jaki jest jej brat... W głębokich rozmyślaniach dotarłem do domu i skierowałem się do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko oddychając ciężko, jednak po chwili usłyszałem otwieranie i zamykanie drzwi.
-No to Stary, jak było?- zapytał wścibski Ell siadając na fotelu.
-Jak to jak? Zaje*iście- mruknąłem zirytowany.
-No, ale opowiadaj dokładnie to było jakoś zaplanowane czy jakoś tak wyszło no! Chcę szczegółowych informacji.- powiedziałam wstając z fotela i siadając na łóżku.
-Szczerze, to trochę sobie tego zaplanowałem. Myślałem już o tym od dłuższego czasu i w samochodzie jak wracaliśmy wpadłem na ten genialny pomysł. Mówię ci Ell było po prostu idealnie- powiedziałem.
-Jak w tym nic takiego nie widzę- mruknął zamyślony.
-Bo jeszcze tego nie przeżyłeś. Mi też się tak z początku wydawało- odpowiedziałem, a on przytaknął- No to teraz pa- dodałem wstając z łóżka.
-Gdzie ty idziesz?- zapytał zdziwiony.
-Mama ci nie mówiła? Wyjeżdżam z Sarą do jej dziadków. Mam poznać jej brata- odpowiedziałem.
-Oo.. No to stary współczuję. I na jak długo?- zapytał ponownie, a mnie to zirytowało.
-Ellington! Jesteś strasznie wścibski! Jak wrócę to będę- odpowiedzialem zdenerwowany.
-Sorry Stary.- mruknął.
-Spoko, ale na serio idę już do mojej dziewczyny Na razie.- rzuciłem wychodząc. Wyszedłem i ruszyłem chodnikiem. Zza chmur wyszło słońce. Mama zawsze mówiła, że jak się zobaczy wychodzące zza chmur słońce będzie mieć szczęście. Ale ja już mam szczęście. Rodzina, Sara, koncerty, muzyka, fani. Czego tu jeszcze chcieć? Jestem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i tyle. Doszedłem do domu Sary i wcisnąłem klamkę. Myślałem, że będzie zamknięte, ale się pomyliłem. Zdjąłem buty i skierowałem się na górę. Wchodząc do pokoju Sary zauważyłem, że w pokoju panuje straszny bałagan. Ubrania leżały na podłodze, na fotelu, na łóżku nawet na biurku. Po środku ubrań, na łóżku leżała Sara. Oddychała równomiernie, więc spała.
-Sara, Sara- zacząłem nią lekko potrząsać, a ona otworzyła oczy.
-Hmm..?- mruknęła.
-Jest 6.00, a ty się jeszcze nie spakowałaś- uświadomiłem jej, a ona zerwała się z łózka.
-OMG!- krzyknęła i spod sterty ubrań wyciągnęła swoją walizkę.
-Pomogę ci- zaśmiałem się, kiedy dziewczyna zaczęła składać bluzki.
-Świetnie! W takim razie ja podaję ci ubrania, a ty je pakujesz. Tylko ich nie pognieć- rzuciła. Otworzyła szafę i zaczęła z niej wyjmować ubrania. Dziwne, że jeszcze jakieś ma. Rzuciła we mnie dwiema bluzkami, które szybko poskładałem.
*****Godzinę później*****
Siedzimy na korytarzu i czekamy. Sara już się spakowała. No... Prawie. Musimy jeszcze spakować buty i inne bzdety.
-Panna Sara Larence. Zapraszam- powiedziała miła pani młoda pielęgniarka, a Sara i ja wstaliśmy z miejsca. Weszliśmy do dużego gabinetu lekarskiego i usiedliśmy na krzesłach.
-Sara! Miło cię znowu widzieć- powiedział wesołym głosem lekarz.
-Cześć Marcelino.- odezwała się moja dziewczyna- To mój chłopak, Riker Lynch- dodała, a ja uścisnąłem z nim dłoń.
-Więc tak... Robimy podstawowe badania i zobaczymy co z tego wyniknie...- mruknął przeglądajac papiery. Gestem dłoni wskazał Sarze miejsce gdzie ma usiąść i rozpoczął badania.
-No, sytuacja nie wygląda najlepiej... Masz bardzo osłabiony organizm.Saro, przepiszę ci tabletki i antybiotyk. Antybiotyk, codziennie rano, po śniadaniu przez następne dwa tygodnie, a tabletki codziennie wieczorem- powiedział lekarz wypisując receptę. Sara podziękowała grzecznie i wyszliśmy.
-Co teraz robimy?- zapytałem zmęczony.
-Musimy jeszcze kupić leki i się spakować. Muszę tylko spakować buty i kosmetyki. A ty już masz prawie wolne- odpowiedziała całując mnie w policzek.
-To świetnie. Jestem strasznie zmęczony- odpowiedzialem obejmując dziewczynę ramieniem. Akurat weszliśmy do apteki. Sara kupiła leki i wyszliśmy.
-Ile masz zamiar par butów wziąć?- zapytałem.
-Nie wiem. Z kilka, a co?- zapytała zdziwiona.
-Nie wiem, jakim cudem zmieścisz je w walizce- zaśmiałem się, a blondynka dała mi sójkę w bok
-Skarbie, nie rozumiem po co ci tyle ubrań- dodałem.
-No bo... Muszę wyglądać dobrze i nie wiem jaka będzie tam pogoda- powiedziała, jakby to było oczywiste. Doszliśmy do domu Sary. Weszliśmy i od razu skierowaliśmy się do jej pokoju. Rozłożyłem się wygodnie na łóżku i i sprawdziłem godzinę. 20:34 Wszedłem na facebooka i zacząłem odpisywać na wiadomości fanek. Kątem oka widziałem jak Sara kręci się od walizki do garderoby.
-Dobra.. To mam czarne szpilki, na imprezę, czarne lakierowane baleriny, miętowe baleriny, trampki na koturnie, trampki... I to chyba wszystko- mruknęła- Teraz kosmetyki. Zaczniemy od kredki do oczu, błyszczyk, szampon do włosów, odzywka do włosów, szczotka do włosów, wsuwki, gumka do włosów, perfumy, puder, tusz do rzęs... Co jeszcze?- zapytała, a ja przewróciłem oczami.
Po 20 minutach Sara była gotowa i położyła się obok mnie. Objąłem ją ramieniem.
Nim się obejrzałem Sara spała. Pocałowałem ją w czoło, odłożyłem telefon i przytuliłem mocniej do siebie. Jutro będzie ciężki dzień...
Heeeej!! Przepraszam, że tak dawno nie dawałam nowego rozdziału, ale szkoła.. :/ Jakaś masakra. Codziennie tyle zakuwam, że to głowa mała. I jeszcze ostatnio nie mam weny. Wiem, wiem... Rozdział krótki, ale cóż poradzić.
POLECAJCIE MEGO BLOGA PLEASE!!!!
piątek, 26 września 2014
Rozdział 18
*****Perspektywa Sary*****
Obudziłam się w czyiś silnych ramionach splatających moje ciało. Leniwie uchyliłam powieki i zobaczyłam twarz mojego Rikera. Tak, tak teraz już mojego na zawsze. Przymknęłam powieki i mój umysł zalały wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Uśmiechnęłam się do moich pięknych wspomnień.
-Do kogo się tak uśmiechasz?- usłyszałam głos blondyna.
-Do ciebie- odpowiedziałam otwierając oczy i spojrzałam w jego brązowe tęczówki. Widziałam w nich szczęście, miłość, troskę.
-Kocham cię- szepnęłam.
-Kocham cię- szepnął i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Tsa... Bardzo czułym.
-Pora wstawać- krzyknęłam nagle głośno pocałunek i sprawdziłam godzinę na telefonie- Już... 10.30, więc wstajemy- dodałam i odwróciłam się w stronę chłopaka. Był chyba troszkę przygnębiony, że przerwałam pocałunek. Pochyliłam się nad łóżkiem i pocałowałam go. Natychmiastowo go odwzajemnił. Po kilku sekundach, być może minutach oderwaliśmy się od siebie. Założyłam świeżą bieliznę, a na to koszulę Rikera.
-Pożyczam- powiedziałam zakładając ją.
-Jasne- mruknął robiąc coś w swoim telefonie.
-Zawsze się zastanawiam co ty tam grzebiesz w tym telefonie- powiedziałam podchodząc do niego i spoglądając w ekran jego komórki.
-Och, to proste. Siedzę na Facebooku i opublikuję jakieś posty. Zazwyczaj to ja wchodzę na wspólne konto R5. I odpisuję moim fankom na wiadomości. Niech się cieszą. Jest też kilka fanów- powiedział.
-I co piszą ci fanowie?- zapytałam z zaciekawieniem.
-Że ma super dziewczynę i mi jej zazdroszczą- uśmiechnął się do mnie i cmoknął w usta.
-Idę na dół. Zrobię jakieś śniadanie. Ubierz się- dodałam ostatnie zdanie i rzuciłam w niego jego spodniami. Złapał je. Schodząc na dół usłyszałam coś w rodzaju włączonego telewizora. Może go nie wyłączyłam? No, ale kiedy? I będąc już na ostatnim schodku aż krzyknęłam z wrażenia.
-O, hej Sara- powiedział Ryland leżący na kanapie. Obok niego leżeli Ross, Ell i Rocky.
-Riker! Twoi nienormalni bracia są w moim domu!- krzyknęłam, a chłopak zaraz pojawił się tuż obok nie i pocałował mnie w policzek.
-Nie martw się. Zaraz ich wygonię i będziemy mieli cały dzień dla siebie- szepnął mi na ucho, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Dobra bracia. Idziemy do domu- powiedział Riker uśmiechając się szeroko.
-Ale dlaczego?- chłopakom miny zrzedły.
-Czekamy tu już od północy i chcemy poznać pikantne szczegóły, bo wiemy, że one były- powiedział Ross.
-Od północy?- z wrażenia moje oczy stały się jak pięciozłotówki.
-Won, bo nie ręczę za siebie!- krzyknął mój chłopak i ręką wskazał drzwi. Chłopaki musieli wiedzieć, że to już nie żarty, bo pospiesznie wyszli- Sara, dzwoń do Delly i opowiedz o wszystkim. Musi im wymyśleć jakąś karę- dodałam do mnie, a ja skoczyłam po komórkę do pokoju i wybrałam numer blondynki. Opowiedziałam jej wszystko, ale oczywiście bez tego co robiliśmy w nocy. Z dołu słyszałam jeszcze przytłumione błagania Rockiego, żeby nie dzwonić do jego siostry. Ale było już za późno. Zeszłam po schodach do kuchni. Chłopaki akurat wychodzili. Riker siedział na krześle patrząc z wrogą miną na swoich braci, więc usiadłam mu na kolana i pocałowałam go. Uspokoił się. Wiedziałam to. Usłyszałam zatrzaskiwanie drzwi, więc przerwałam pocałunek i poszłam zamknąć na klucz. Wróciłam do kuchni.
-Już ci mówiłam, że twoi bracia są nienormalni, prawda?- wypomniałam mu.
-Mówiłaś, mówiłaś.- westchnął- Ale teraz zajmie się nimi Rydel- dodał bardziej wesołym głosem.
-Co zjesz na śniadanie?- zapytałam podchodząc do lodówki.
-To co ty- zamruczał uwodzicielsko.
-W takim razie naleśniki. Pomożesz mi, prawda?- oznajmiłam.
-Jasne- odpowiedział podchodząc do mnie i całując w policzek.
-W takim razie twoim pierwszym zadaniem jest kupno biletów do Francji- uśmiechnęłam się i powiedziałam kiedy i o której wyjeżdżamy i dokąd. W tym samym czasie zajęłam się robieniem naleśników.
Po 20 minutach śniadanie było zrobione i bilety zamówione.
-Co dzisiaj będziemy robić?- zapytałam podczas posiłku.
-Hmm... Wczoraj ja wybierałem, więc dzisiaj ty- uśmiechnął się do mnie.
-W takim razie... Musimy się spakować, oznajmić twojej rodzince gdzie się wybieramy i musimy iść na zakupy- oznajmiłam, a chłopak jęknął. Wiem, że nie lubił zakupów.
-Musimy?- zapytał błagalnie.
-Wiesz... Zawsze mogę iść sama- powiedziałam udając smutną, chociaż wiedziałam, że Riker pójdzie ze mną. Zawsze tak robiłam i zawsze się nabierał.
-Oczywiście, że pójdę z tobą. Dzisiejszy dzień mieliśmy spędzić razem, więc dotrzymam słowa- powiedział Riker. Po skończonym posiłku pozmywałam naczynia, a Riker poszedł na górę. W MOJEJ łazience, którą mogę już nazwać NASZĄ miał szczoteczkę do zębów i inne bzdety, a w mojej garderobie kilka swoich ciuchów. Kiedy posprzątałam poszłam do swojego pokoju. Riker siedział na fotelu całkowicie ubrany (wcześniej był tylko w spodniach, więc dowoli mogłam podziwiać jego mięśnie ;) ), a w rękach trzymał moją gitarę. Nie zwracając na niego uwagi weszłam do łazienki i zaczęłam myć zęby. Po wykonaniu porannych czynności, mimo tego, że była 11.00, poszłam do garderoby. Nałożyłam krótkie spodenki dżinsowe i białą bluzkę z Wieżą Eiffla, ponieważ było bardzo gorąco. Zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Gdy wróciłam Riker leżał na pościelonym łóżku i znowu coś robił w telefonie.
-Gotowa?- zapytał.
-Tak- odpowiedziałam, a do kieszeni spodni spakowałam telefon. Na głowę włożyłam okulary przeciwsłoneczne i otworzyłam okno. Z blondynem zeszliśmy na dół. Z blatu wzięłam portfel i założyłam buty. Wyszliśmy. Naszym celem było dojście do domu chłopaka, spakowanie go i oznajmienie Lynchom gdzie się wybieramy. W domu była tylko Stormie, więc przywitaliśmy się, powiedzieliśmy o naszych planach i spakowaliśmy blondyna.
-Co teraz jest naszym celem?- zapytał gdy wyszliśmy z jego domu.
-Jest 12.00, więc idziemy na zakupy, które potrwają do... 17.00. Wrócimy do mnie, spakuję się i możemy ruszać do lekarza. To nie jest tak daleko. Doktor przeniósł się do innego szpitala, więc na spokojnie dojdziemy tam na piechotę.- oznajmiłam.
-A kiedy wracamy?- zapytał.
-Hmmm... Może w sobotę?- zaproponowałam.
-Jasne- odpowiedział po chwili namysłu. Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Po wejściu do mojego domu Riker zostawił swoją torbę.
-Ale dzisiaj się nachodzimy- jęknął obejmując mnie ramieniem. Właśnie wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się do centrum handlowego, gdzie zawsze chodzę z Delly.
-Nie narzekaj. Schudniesz- zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w brzuch.
-Czyżbyś śmiała uznać, że powinienem schudnąć?- zapytał nonszlanckim głosem.
-Żartowałam- odpowiedziałam, po czym dodałam: Ten wyjazd będzie świetny! Poznasz moją wspaniałą rodzinę!
- Jeżeli jest taka jak twoi rodzice, to sobie podziękuję. A tak w ogóle to gdzie oni są?- zapytał po raz kolejny.
-Szczerze? To nie wiem. I nie, reszta mojej rodzinki nie jest taka jak rodzice- westchnęłam zirytowana. W tym samym czasie weszliśmy do centrum i od razu skierowałam się do mojego ulubionego sklepu.
-Tak właściwie to co masz zamiar kupić?- zadał mi pytanie, gdy weszliśmy do sklepu. Skierowałam się do działu z sukienkami i spódniczkami.
-Jeszcze nie wiem. Coś napewno- odpowiedziałam przeszukując czegoś ładnego.
-Może to?- zapytałam chłopaka pokazując mu krótką, czarną spódniczkę.
-Może być- mruknął znudzony. Podałam mu ją i ruszyłam dalej. Zobaczyłam śliczną sukienkę w biało-granatowe paski przed kolano. Znalazłam swój rozmiar i podałam blondynowi. Po kilku minutach znalazłam brzoskwiniową, krótką sukienkę. Podałam ją Rikerowi. Teraz przeszłam do koszul. Dżinsowa koszula napewno się przyda na chłodne wieczory przy kominku.. I T-shirty na koniec. Znalazłam ich kilka. Szary z cytatem, czarny z motylem, biało- brzoskiwiniowy i kilka innych. Podeszłam do kasy i zapłaciłam. Całe 213$. Wyszliśmy z zakupami.
-Jak tak dalej pójdzie to przy drugim sklepie zabraknie ci kasy- zaśmiał się chłopak, a ja mu zawtórowałam.
-Nie martw się. Mam jeszcze 700$- zapewniłam go.
-Skąd ty masz tyle kasy?- zapytał zdziwiony.
-Wiesz... Od rodziców miesięcznie dostaję 500$, od dziadków 700$, a od trzecich dziadki 1000$. Już wiesz skąd mam tyle kasy- zaśmiałam się. Weszliśmy do sklepu ze spodniami. Na pierwszy rzut oka zauważyłam rurki z dziurami na kolanach. Wzięłam je. Chwilę potem zobaczyłam miętowe rurki. Kolejne. Na koniec wzięłam czarne legginsy i podeszłam do kasy. Zapłaciłam 90$. Podałam torby Rikerowi.
-Już 14.30. Jak ten czas szybko leci- zauważyłam.
-Widzisz? Już wiesz dlaczego ja i Delly tak długo jesteśmy na zakupach- zaśmialiśmy się.
-Do którego sklepu idziemy teraz?- zapytał widząc, że mijamy kolejny sklep.
-Teraz idziemy do sklepu z butami. Przed nami jeszcze jakieś 5 sklepów. Może mniej, może więcej- odpowiedziałam. Weszliśmy do sklepu.
-Cześć Sara! Ty to jak zwykle masz szczęście. Dzisiaj przyszła nowa kolekcja. Tym razem jesienna!- powiedział ekspedient Steven.
-Świetnie. Kolekcja jesienna mi się przyda- mruknęłam do siebie, ale chyba Riker to usłyszał.
-Czemu?
-Bo we Francji o tej porze jest chłodnawo. Tobie wystarczą trampki, a mi nie.- odpowiedziałam i sięgnęłam po brązowe botki. Całkiem ładne. Znalazłam swój numer buta i podałam mojemu chłopakowi. Podeszłam do kolekcji trampek. Zobaczyłam piękne, po prostu superowe trampki na koturnie. Śliczne! Gdy je zobaczyłam wiedziałam, że muszę je mieć. Wzięłam je. Przy okazji sięgnęłam po czerwone trampki i skierowałam się do kasy. Zapłaciłam 203$.
-Do jakich sklepów jeszcze będziemy szkli?- zapytał znudzony Riker.
-Oj, kochanie jeszcze tylko sklep z biżuterią.- odpowiedziałam i pocałowałam blondyna w policzek. W tym samym czasie zadzwonił jego telefon. Odebrał go.
-................................................
-No siema bracie. Co jest?
-...............................................
-Wyjeżdżam z Sarą do jej dziadków. Wracam w sobotę.
-.................................................
-Jesteś idiotą.
-................................................
-To nie jest twoja sprawa!
-...............................................
-Stary, to opowiem tobie, ale tylko tobie jak wrócę.
-................................................
-Dobrze, tak i odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie tak- powiedział lekko zdenerwowany, ale i zirytowany.
-.............................................
- Na razie.
-Kto dzwonił?- zapytałam ciekawa.
-Ell- mruknął.
-Co chciaaał?- zapytałam przeciągając samogłoskę.
-Nieważne- odpowiedział.
-Proszę powiedz.- poprosiłam.
-Nic takiego- uniknął odpowiedzi i pocałował mnie w czoło. Postanowiłam dać mu spokój. Na razie. Zapytam się Ratliffa. Znam sposób, żeby powiedział wszystko. Trzeba go tylko troszkę przycisnąć. Weszliśmy do sklepu z biżuterią. Zobaczyłam piękny naszyjnik z serduszkiem. Do środka można było włożyć zdjęcie, a na zamknięciu wygrawerować jakiś napis. Podeszłam do sprzedawcy i zakupiłam naszyjnik.
-Jakie zdjęcie ma być w środku?- zapytał sprzedawca, a ja sięgnęłam do portfela i wyjęłam zdjęcie Rikera.
-To- odpowiedziałam i podałam mu fotografię. A napis ma brzmieć: My forever love Riker - dodałam po chwili.
-Naszyjnik powinien być gotowy za góra godzinę. Na jakie nazwisko?- oznajmił sprzedawca.
-Świetnie, za godzinę się tu stawię. Sara Larence- odpowiedziałam. Razem z Rikerem wyszliśmy ze sklepu.
-Gdzie teraz idziemy?- zapytał znudzony blondyn.
-Oo... Teraz do kawiarni, ale jak chcesz to możemy się przejść do sklepu z bluzami na każdą okazję- zaćwierkotałam.
-Nie!- krzyknął.
-Skarnie, ale ja cię proszę- poprosiłam- We Francji na obecną chwilę jest około 10 stopni- powiedziałam, po czym dodałam- Chcesz, żebym była chora?
-No OK, idziemy- westchnął ciężko. Wjechaliśmy na II piętro i weszliśmy do ostatniego sklepu. W oczy rzuciła mi się szara bluza z mordką kota pokrytą puszkiem. Wzięłam ją do ręki. Była całkiem ciepła. Znalazłam swój rozmiar i podeszłam do kasy płacąc za nią.
-Tutaj było jakoś szybko, nieprawdaż?- zapytałam podając Rikerowi torbę.
-Gdzie teraz?- zapytał zirytowany.
-Kawiarnia- odpowiedziałam, a chłopak się ożywił. Razem z blondynem weszliśmy do mojej i Delly ulubionej kawiarenki.
-Co podać?- zapytał znajomy kelner.
-To co zawsze dwa razy- uśmiechnęłam się do niego, a chłopak odszedł.
-Co jeszcze mamy zrobić?- zapytał.
-Jeszcze musimy iść do tego sklepu z biżuterią- odpowiedziałam.
-Nareszcie- mruknął- Już 16.00
-To dobrze- odpowiedziałam- Świetnie nam się czas dopasował- zaśmiałam się i w tym samym momencie kelner podał nam dwie szarlotki i latte.
Reszta godziny minęła nam na miłej i zabawnej rozmowie. Wróciliśmy do sklepu z biżuterią. Jubiler podał mi go w pudełeczku, a ja mu zapłaciłam pakując pudełeczko do jednej z zakupowych toreb.
Ruszyliśmy do domu...
Taki długaśny rozdział daję Wam w prezencie :33
Słyszeliście, że Rydellington podobno są razem??? SUPER!!! <3
wtorek, 23 września 2014
Rozdział 17
Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy. Siedzieliśmy w ciszy. Akurat w radiu leciała moja ulubiona piosenka, więc zaczęłam wsłuchiwać się dokładniej w jej słowa i sens.
-Co robisz jutro?- zapytał blondyn.
-Hmm... Nie wiem. Chyba umówię się z twoją siostrą i pójdziemy na zakupy. A i pamiętaj, że w poniedziałek mamy lekarza- przypomniałam mu.
-Jasne- odpowiedział, po czym dodał: A tak w ogóle to jak się czujesz?- zapytał, a ja westchnęłam. Jak ja nie lubię takich pytań. Strasznie mnie denerwują.
-Dobrze- Tak się zastanawiam... Wyjeżdżasz gdzieś jakoś w tym tygodniu?- zapytałam.
-Nie- chłopak zmarszczył czoło- A co się stało?
-Po prostu chciałabym odpocząć- powiedziałam, a Riker spojrzał na mnie pytająco- Chciałabym odwiedzić babcię i dziadka we Francji. I chcę być sama- podkreśliłam ostatnie zdanie. Riker spojrzał na mnie smutnymi oczami. Westchnął i zapytał:
-Na ile?
-Hmm... Kilka dni, dawno nie odwiedzałam babci. Dzwoniłam do Martina. Może też przyjedzie. Chciałabym się już z nim spotkać.- powiedziałam przygryzając dolną wargę.
-Muszę poznać twojego brata- powiedział.
-Czemu?- zapytałam zaciekawiona.
-Bo muszę wiedzieć czy się zgadza na nasz związek. Jeszcze mnie pobije albo nie wiadomo co- zaśmialiśmy się oboje. W tym samym momencie blondyn zaparkował przed wyrafinowaną restauracją. Była ona najlepsza i najdroższa w całej Kalifornii.
Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do restauracji. Była przepiękna. Nigdy jeszcze w niej nie byłam. Stały tam dwuosobowe stoliki z czerwonymi obrusami i kwiatami. Ściany miały barwę beżową, a jedna ze ścian była pokryta kamieniami. Był tam również kominek, gdzie płonęło drewno.
-Lynch- powiedział chłopak do kelnera, a on poprowadził nas do stolika. Stał w rogu pokoju. Usiedliśmy. Wzięłam do ręki menu i zaczęłam przeglądać. Pizza, spaghetti, Nouvelle cuisine.
Wezmę Nouvelle cuisine. Powiedziałam co chcę kelnerowi i zaczęłam konwersację z moim chłopakiem:
-Już wiem!- powiedziałam szczęśliwa i wyjęłam komórkę.
-Co wiesz?- zapytał zaintrygowany chłopak.
-Poczekaj chwilę- odpowiedziałam i napisałam SMSa do Rydel.
Hej! Mam pytanko. Kiedy macie następny koncert?
Po chwili otrzymałam odpowiedź.
Następny? To... W następny piątek. Wiem, trochę późno... :/
W takim razie porywam Rikera na kilka dni. Wyjeżdżamy. Nie martw się. Opowiem ci jutro na zakupach ;)
W takim razie powiadomię innych i udanej randki ;) Ciekawe gdzie ją skończycie...
Rydel!
Buziaki :*
Cała Rydel....
-Wyjeżdżamy- powiadomiłam i schowałam komórkę.
-Co? Gdzie?- zapytał zdezorientowany. W tym samym czasie kelner podał nam nasze dania, więc wzięliśmy się do jedzenia.
-Do mojej babci. Przy okazji spotkamy się z Martinem.- odpowiedziałam.- No chyba, że nie chcesz- dodałam.
-Oczywiście, że chcę- powiedział blondyn. Resztę naszej kolacji spędziliśmy na miłej pogawędce.
-Może zostaniesz u mnie na noc?- zapytałam kiedy siedzieliśmy już w jego aucie.
-Hmm... Kusząca propozycja. Zgadzam się- zaśmialiśmy się oboje. W jego towarzystwie czułam się świetnie. Byłam sobą. Nie byłam spięta ani skrępowana.
-Tylko powiadomię rodzinkę- dodał i wyciągnął z kieszeni telefon.
-Ja to zrobię- dodałam pospiesznie i zabrałam mu komórkę. Wybrałam numer do Rockego.
Odezwał się po kilku minutach:
Siema bracie! I jak tam randeczka? Wziąłem na głośnomówiący, więc opowiadaj pikantne sceny mnie i reszcie. Dobrze, że nie ma Rydel, bo by dała nam popalić
Rocky, tutaj dziewczyna twojego brata. Chciałabym Was powiadomić w jego imieniu, że Riker dzisiaj nocuje u mnie
To napewno będą pikantne sceny- usłyszałam śmiech Rockiego, Rossa, Ratliffa i Rylanda. Nie czekając na ich resztę wypowiedzi rozłączyłam się i westchnęłam głośno. Blondyn spojrzał na mnie.
-Co jest?- zapytał stroskanym głosem.
-Nic- westchnęłam ponownie- Chciałabym cię powiadomić o dwóch rzeczach. Twoi bracia, a najbardziej Rocky są nienormalni, a po drugie mamy cały dom tylko dla nas. Co będziemy robić?
- oznajmiłam, a na końcu zapytałam.
-Hmmm... Ja już wiem co. Pokażę ci w twoim pokoju- odpowiedział w tym samym momencie, w którym zaparkował.
-Okej- mruknęłam bardziej do siebie niż do niego. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do drzwi mojego domu. Wyjęłam z torebki klucze i otworzyłam zamek. Weszliśmy. Rzuciłam pęk kluczy na blat, a przy okazji zamknęłam drzwi od środka. Skoro mieliśmy być w moim pokoju, to nie chcę żeby ktoś nas okradł. Zdjęłam moje szpilki i rzuciłam je na podłogę w korytarzu. Później je sprzątnę. Riker natomiast rozsiadł się na blacie w kuchni. Weszłam do pomieszczenia. Wyjęłam koktajl z owoców leśnych i usiadłam na stole naprzeciwko blondyna.
W ciszy wypiłam mój koktajlik, a przez ten czas chłopak przyglądał mi się z miłością, ale w jego oczach widziałam też cień pożądania.
-Idziemy- zapytał, kiedy pozmywałam po sobie szklankę.
-Jasne- odpowiedziałam i udałam się do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i zapytałam:
-To... Tak właściwie co robimy?- zapytałam.
-To- odpowiedział i wpił się w moje usta z pożądaniem.
Zaczął odsuwać suwak od mojej sukienki...
Reszta nocy była niezapomniana...
No hello!!! Wiem, że dawno nie pisałam, ale w wakacje byłam u babci. A teraz rozpoczęła się szkoła i wgl... Mam tyle nauki, że to głowa mała...
Resztę rozdziału możecie sobie dokończyć... ;)
KOCHAM WAS!! <5
Subskrybuj:
Posty (Atom)