sobota, 25 października 2014

Rozdział 20



                             *****Perspektywa Rikera*****

Obudził mnie dźwięk budzika. A więc już 3.00. Samolot został przeniesiony na godzinę 5.00. Sara jeszcze spała. Cicho wstałem z łóżka i wszedłem do garderoby. Wyjąłem moje ubrania i postanowiłem wziąć prysznic. Skoczyłem do kabiny i odkręciłem gorącą wodę. Dzisiaj poznam Martina i dziadków Sary. Błagam, byleby nie byli tacy jak jej rodzice, bo nie wytrzymam psychicznie tych kilka dni, ale Sara mówiła, ze są fajni. Zamyślony wyszedłem z prysznica i mokre ciało wytarłem ręcznikiem. Założyłem ubranie i wyszedłem. Sara jeszcze spała. Po cichu zszedłem po schodach i zacząłem przygotować śniadanie.
Po kilkunastu minutach posiłek był gotowy. Obudziłem Sarę i wspólnie zeszliśmy do kuchni.
-Mmm... Mówiłam już, że cię kocham?- zapytała Sara jedząc kanapki.
-Hm..Dzisiaj nie- odpowiedziałem z uśmiechem.
-W takim razie kocham cię- zaśmiała się popijając kawę.
-Ja ciebie też- dodałem.
-Która godzina?- zapytała kładąc talerze do zlewu.
-3.40- odpowiedziałem spoglądając na zegarek.
-To ja idę się wykąpać i ogarnąć, a ty... Rob co chcesz- uśmiechnęła się i pobiegła na górę. Jak ja ją kocham... Pozmywałem naczynia i poszedłem na górę. Pościeliłem łóżko i usadowiłem się na nim wygodnie wyciągając telefon. Postanowiłem dowiedzieć się co się dzieje u mojej rodzinki.

-Halo?- odezwał się znajomy głos w słuchawce.
-Cześć siostro. Co tam u was?- zapytałem.
-Rocky! Zostaw te babeczki!- krzyknęła, a mnie aż ucho zabolało. Rydel potrafi.
-Co się stało?- westchnąłem.
-Riker, jak ja sobie bez ciebie poradzę przez te kilka dni? Te małpy już teraz mnie denerwują!- powiedziała
-Ale co się dokładnie stało?- zapytałem. Kątem oka zauważyłem jak Sara wychodzi w samym ręczniku i wchodzi do garderoby.
-No bo... Dzisiaj  jest akcja charytatywna, gdzie sprzedają ciasta i inne słodkości, a pieniądze idą na schronisko dla zwierząt- odpowiedziała.
-W takim razie wszystko rozumiem. Oni ci te babeczki wyjadają, tak?- zapytałem, żeby się upewnić, a ona przytaknęła.- w takim razie daj im cztery babeczki i tyle. A jutro weź ich tam zabierz- zaproponowałem.
-Riker, bracie kocham cię!- krzyknęła uradowana, a ja się zaśmiałem.
-A tak z innej beczki, to czemu nie spicie o godzinie 4.00?- zapytałem zaciekawiony.
-Ja robię te babeczki, a wiesz jak to oni kiedy poczuli zapach to się obudzili- westchnęła- A ty?
-Ja.. Mamy samolot za godzinę, a Sara się jeszcze szykuje, więc nie miałem co robić- odpowiedziałem.
-Rocky!- krzyknęła- Żegnam bracie. Kłopoty.
-Zła siostra nadchodzi- zaśmiałem się i rozłączyłem.
-Kto dzwonił?- zapytała Sara kładąc się na łóżko.
-Gadałem z Rydel. Nie radzi sobie z chłopakami- odpowiedziałem obejmując ją.
-Gotowy?- zapytała.
-Na co?- zapytałem zdziwiony.
-Na przygodę twojego życia!- krzyknęła i wstała energicznie z łóżka. Blondynka wzięła swoją torbę i zeszła na dół po schodach. Z moim bagażem ruszyłem za nią. Założyłem buty i wyszedłem za Sarą. Było jeszcze ciemno. Otworzyłem blondynce drzwi do samochodu przejmując jej torbę i włożyłem je do bagażnika. Zasiadłem za kierownica i odpaliłem sixa. W ciszy dojechaliśmy na lotnisko. Jechaliśmy przez 30 minut, ponieważ lotnisko było na drugim końcu miasta. W połowie drogi zorientowałem się, że Sara śpi. Uśmiechnąłem się do siebie.
Wreszcie dojechaliśmy. Zaparkowałem.
-Sara... Kochanie... Skarbie...- zacząłem lekko szturchać jej ramię.
-Mm...- mruknęła otwierając oczy.
-Jesteśmy już na lotnisku- powiedziałem całując ją w czoło i wysiadłem. Wyjąłem nasze torby i zamknąłem za sobą samochód. Złapałem rękę dziewczyny i pocałowałem ją.
-Ile będziemy lecieć?- spytałem,
-Około 5godzin- odpowiedziała po chwili zastanowienia.
- I co my będziemy robić przez tle czasu?- zapytałem ponownie.
-Ja mam zamiar spać, a ty... Możesz napisać jakieś piosenki!- powiedziała uradowana.
-Hm... Świetny pomysł- powiedziałem po chwili myślenia. W tym samym czasie doszliśmy do kasy (nigdy nie byłam na lotnisku, więc I"m sorry :/ ~~Zmierzchu ). Sara dostała bilety, więc ruszyliśmy w odpowiednie miejsce i czekaliśmy na samolot. Po 15minutach opóźnienie wreszcie wsiedliśmy i usiedliśmy na wygodnych fotelach. Blondynka podała mi zeszyt i długopis, a sama wzięła poduszkę i ułożyła się wygodnie. Zamknęła powieki i już po chwili usłyszałem jej równomierny oddech. Otworzyłem zeszyt i zacząłem myśleć, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Po jakimś czasie wymyśliłem jakiś tekst:


Kocha mnie, to takie nieprawdopodobne jest,
Cieszmy się tym szczęście, 
Bo wieczne ono nie będzie,
ważne jest tu i teraz,
Żyjmy to chwilą, 
Kochajmy się i bądźmy razem
Już na zawsze...

Idźmy swoją drogą,
Nie słuchajmy się innych.
Bądźmy sobą, nie udajmy nikogo
(słabe, wiem, ale sama wymyśliłam :3 ~~Zmierzchu)

Hm... Takie sobie, ale w ten tekst przelałem moje uczucia. Jeszcze ogarnę nuty i tekst sam wypłynie. Sprawdziłem godzinę. 5.30. Lecimy dopiero pół godziny, a ja już nie mam co robić. Postanowiłem się przespać. Ułożyłem się wygodnie i po chwili przeniosłem się w inny świat.


Obudził mnie głos stewardessy.
-Proszę zapiąć pasy, awaryjnie lądujemy na wyspie. Silnik przestał działać- powiedziała, a wszyscy byli przerażeni. Łącznie ze mną. Spojrzałem na Sarę. Spała. Zacząłem ją lekko szturchać.
-Hm...- mruknęła otwierając swoje śliczne oczy.
-Sara... Lądujemy awaryjnie na jakiejś wyspie. Zapnij pasy- powiedziałam starając się, aby w moim głosie nie było czuć strachu.
-Umrzemy?- zapytała przerażona, a łzy napłynęły jej do oczu. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
-Nie- odpowiedziałem- Mam nadzieję- dodałem cicho. Poczułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. Samolot zaczął wywracać się w powietrzu i niektóre części od niego odpadały. W pewnym momencie po prostu zaczął spadać. Na szczęśliwe na ląd. Przycisnąłem blondynkę mocniej do siebie.
-Nie bój się. Przeżyjemy- szepnąłem jej na ucho. Na pokładzie był straszny chaos. Prawie wszyscy żegnali się ze sobą. Pocałowałem Sarę namiętnie w usta. Ostatni raz. Chyba...

Obudziłem się. Czułem ból w każdej części ciała. Po chwili uświadomiłem sobie co się stało. Przeżyłem. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie leżały ludzkie zwłoki w strasznym stanie. Nigdzie nie widziałem Sary. Przełamałem ból i ledwo wstałem. Moje nogi strasznie się trzęsły i leciała z nich krew. Moje ubranie było w strzępach. Byłem cały we krwi. Obróciłem się dookoła i spostrzegłem Sarę. Leżała w kałuży krwi jakieś 200 metrów ode mnie. Chciałem do niej podbiec, ale upadłem. Zacząłem się czołgać w jej stronę. Po chwili złapałem ją za rękę. Była zimna. Zacząłem nią szturchać, ale się nie ruszyła. Sprawdziłem jej puls. Brak. Nie, nie, nie, nie. Sara żyje. Sara musi  żyć. Jak ja sobie bez niej poradzę?
-Sara! Ty żyjesz! Otwórz oczy! Sara!- zacząłem krzyczeć, a łzy napłynęły mi do oczu.
SARA NIE ŻYJE!!!!




No heloł :3 Nie zabijajcie mnie za ten rozdział proszę. Jeżeli chcecie do mnie napisać, piszcie w sprawie bloga i nie tylko:
https://www.facebook.com/natalia.z.karaszkiewicz

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czy ty żeś oszalała ? Sra ma żyć !!! Zrozumiano ? To nie może być koniec :( Błagam niech ona żyje, bo sama chyba umrę <3

Unknown pisze...

błagam powiedz, że to tylko sen!!!
bo to jest niemożliwe...Sara nie może umrzeć :'(
rozdział był świetny, czekam na nexta :)
*chlip*

Anonimowy pisze...

Nie usmiercaj Sary!!!! Bo serio zrobię ci coś niech będzie w śpiączce cokolwiek tylko niech żyje!!!!!! Proszę