czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 22





                                *****Perspektywa Sary*****
Obudziło mnie stukanie do drzwi. Dosyć głośne i nachalne. Już wiedziałam kto to. Riker jeszcze spał, więc postanowiłam go nie budzić. Leniwie wstałam z łóżka i podreptałam do drzwi obok mebla. Otworzyłam je.Stał w nich Martin.
-Co jest?- zapytałam ziewając.
-Po pierwsze: już 10.00 i babcia zaprasza Was na śniadanie, po drugie: Austin zaraz tu przyjdzie, a ja nie mogę się zamknąć, bo babcia zabroniła, więc przychodzę do was- powiedział i w tym samym momencie drzwi od jego pokoju się uchyliły. Brat szybko zamknął drzwi ode naszych pokoi, tak, że Austin nas nie zauważył.
-Czemu nie możesz się zamykać?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Pamiętasz jak ostatnio się zatrzasnąłem, bo się upiłem?- zapytał, a ja przytaknęłam.- Właśnie. Od tamtego czasu babcia zakazała, a wiesz, że nie można się jej sprzeciwiać- dodał.
-To jak się ukrywałeś przed piekielnymi bliźniakami?- zapytałam ponownie kładąc się na łóżku i przytulając się do Rikera. Blondyn otworzył oczy i rozejrzał się dookoła.
-Cześć szwagrze- mruknął i z powrotem położył głowę na poduszce.
-Siema stary. A i  wracając do tematu: Wiesz..... Chowałem się tutaj- odpowiedział.
-Dobra, my jeszcze śpimy, a ty rób co chcesz- odpowiedziałam i wtuliłam się w mojego chłopaka. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w głębokim śnie.

Jednak nie było mi dać się nacieszyć snem, ponieważ już po jakiejś pół godzinie poczułam szturchanie.
-Siostro, siostrzyczko, wstawaj- mówił Martin.
-Co?- zapytałam zła otwierając oczy.
-Wstawajcie już. Za 15 minut śniadanie- odpowiedział i ponownie usiadł przed komputerem.
-Riker wstajemy- powiedziałam i pocałowałam namiętnie chłopaka. Szybko odwzajemnił pocałunek.
-Yhm- kaszlnął Martin,  a my odsunęliśmy się od siebie-Błagam, zaraz śniadanie, chodźmy już-  jęknął.
-Nie możesz iść sam?- zapytałam wstając z łóżka i podchodząc do lusterka nad komodą.
-Nie, nie pójdę tam sam- powiedział przestraszony.
-To sobie jeszcze poczekasz, bo Sara długo siedzi w łazience- zaśmiał się blondyn, a ja rzuciłam w niego poduszką z fotela. Weszłam do łazienki i jeszcze raz przejrzałam się w lusterku i wyszłam. Z mojej torby wyjęłam ręcznik, podarte dżinsy i krótki top. Chłopaki gadali na temat piłki nożnej. Cieszę się, że tak dobrze się dogadują. Odkręciłam wodę w mojej wannie i rozebrałam się. Weszłam do wody i odprężyłam się. Te dni będą super, tylko troszkę się boję, że zepsują je piekielne bliźniaki i ciocia Alex. Ale nic nie zepsuje moich planów związanych ze mną, Rikerem i Martinem. Po 10 minutach wyszłam z wody i opatuliłam się puszystym ręcznikiem. Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Chłopaki zawzięcie rozmawiali na temat ostatniego meczu Polska-Niemcy. Wzięłam moją kosmetyczkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Postanowiłam ich nie suszyć, następnie zrobiłam sobie lekki makijaż. Wyszłam z łazienki.
-Riker, możesz iść- powiedziałam i zaczęłam się wypakowywać. Blondyn wziął swoje rzeczy i zniknął za drzwiami łazienki
-Riker jest fajny- powiedział Martin.
-Wiem- odpowiedziałam zamyślona.
-Co dzisiaj będziemy robić?- zapytał po kilku chwilach.
-Ja pokażę trochę miasta Rikerowi,a ty nie wiem- powiedziałam układając ubrania do komody.
-Mogę iść z wami? Błagam- zapytał.
-Po co?- zapytałam roześmiana.
-Nie chcę być z bliźniakami- szepnął.
-Czemu nie? Przecież oni są tacy fajni!- zaśmiałam się i zaczęłam rozpakowywać ubrania Rikera.
-Błagam, zgódź się- powiedział i uklęknął przede mną. Zaśmiałam się. W tym samym momencie Blondyn wyszedł z łazienki i spojrzał się na nas dziwnie.
-Okej udam, że to normalne- powiedział i położył się na łóżku wyciągając telefon.
-Riker, dopomóż szwagrowi- powiedział błagalnie odwracając się w jego stronę.
-Co się stało?- westchnął zapewne czytając wiadomości od swoich fanek.
-Bo... Sara nie chce mnie zabrać z wami na wycieczkę po mieście- powiedział płaczliwym tonem i udawał, że płacze.
-A po co ty nam tam do szczęścia?- zapytał Riker.
-Po prostu nie chcę zostawać z piekielnymi bliźniakami, a jeżeli mnie nie zabierzecie to one będą za mną łaziły- jęknął.
-Śniadanie!- rozległ się głos z dołu.
-Dobra, możesz iść, a teraz chodźmy na śniadanie- westchnęłam, a on przytulił mnie mocno.
-Dzięki siostro!- krzyknął i pobiegł do kuchni. Wolnym krokiem zeszliśmy na dół.
-Uwaga, mam dla was niespodziankę!- krzyknął Martin, a w tym samy czasie zeszliśmy do kuchni.
-Sara!!- krzyknęła piskliwym głosem Maggie i przytuliła się do mnie.
-Cześć- odpowiedziałam i spojrzałam na Rikera. Westchnął i pokiwał głową.
-A kto to?- zapytała patrząc się na mojego chłopaka.
-Riker Lynch. Chłopak Sary- uśmiechnął się blondyn.
-Riker Lynch, ten z R5. Aaaaaaa!!!!- krzyknęła Maggie i przytuliła go. Spojrzał na mnie błagalnie. Uśmiechnęłam się do niego.

Po długich przywitaniach i w ogóle zasiedliśmy do stołu. Nareszcie... Pod stołem Riker złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego z miłością w oczach. Na śniadanie były naleśniki. Widziałam, że mój chłopak bardzo się ucieszył.
-No to Saro jak ci idzie praca?- zapytała babcia. Yh... Zaczyna się... Help me!
-Ym... Nigdzie nie pracuję- westchnęłam.
-Toż to dramat!-krzyknęła babcia.- A gdzie masz zamiar pracować? Po rodzicach odziedziczysz firmę, prawda?- zapytała babcia.
-Tak, babciu- pokiwałam głową. Nie lubię okłamywać babci, ale nie chcę, żeby się denerwowała. Riker spojrzał na mnie dziwnie. Mrugnęłam do niego. Wszystko zrozumiał.
-Saraaaaaa, a co teraz będziecie robić?- zapytała Maggie. Niby ma te 17 lat, ale zachowuje się jak rozkapryszona 7 latka.
- Hm... Wychodzimy- uśmiechnęłam się do niej słodko.
-A gdzie?- zapytała zajadając naleśnika.
- Będziemy chodzić po mieście. Pokażę Rikerowi kilka fajnych miejsc- odpowiedziałam.
-Mogę iść z wami?- zapytała, a ja westchnęłam.
-Wiesz... Mogłabyś z nami iść, ale... Chcę spędzić z Rikerem trochę chwil sam na sam- odpowiedziałam na poczekaniu, a ona miała łzy w oczach. Serio?!
-Ale... Następnym razem na pewno- uśmiechnęłam się do niej promiennie.
-A ty Martin, co będziesz robił?- zapytał Austin.
-Ja.. - zamyślił się, a ja pokazałam mu, żeby nie mówił- wychodzę nieważne gdzie- odpowiedział szybko.
Po zjedzonym śniadaniu poszliśmy na górę. Zamknęłam drzwi na klucz.
-Nie rozumiem dwóch rzeczy- powiedział Riker.
-Jakich?- zapytałam zaciekawiona pakując portfel do torebki.
-Po pierwsze: czemu zawsze zamykasz drzwi na klucz?- zapytał.
-Bo nie chcę, żeby któryś z bliźniaków ty przyszedł, albo babcia, albo ciocia Alex- mruknęłam.- A drugie?
-Czemu w francuskim domu mówicie po angielsku?- zapytał zdezorientowany i ciekawski.
-Bo moja babcia jest Amerykanką i nie zna francuskiego. Przeprowadziła się tutaj z dziadkiem 20 lat temu, ale zna tylko niektóre słówka z francuskiego- wyjaśniłam, a on przytaknął. Spakowałam jeszcze telefon i byłam gotowa.
-Idziemy?- spytałam zakładając trampki i biorąc do ręki bluzę.
-Tak- powiedział i również założył buty. Zajrzałam jeszcze do pokoju  brata.
-Martin, gotowy?- zapytałam. Brunet sprawdzał coś na telefonie.
-Ja? Tak- odpowiedział i wyszedł. Spotkaliśmy się na korytarzu. Po cichu zeszliśmy po schodach. W salonie siedziała ciocia Alex razem z Austinem. Wskazałam palcem na usta do chłopaków. Po cichu wyszliśmy przez drzwi frontowe. Na zewnątrz przybyliśmy sobie piątki. Blondyn objął mnie ramieniem i założył okulary przeciwsłoneczne.
-Po co ci te okulary?- zapytałam śmiejąc się.
-No co? W L.A.zawsze tak chodzę- odpowiedział poważnie.
-Miśku, ale tutaj nie ma słońca- przypomniałam mu.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że wyglądam w nich...- powiedział patrząc się na mnie. Spojrzałam na niego jak na wariata.
-No dobra. Wygrałeś. Sexi- westchnęłam, a on uśmiechnął się.
-Wiecie co?- zapytał nagle Martin. Oboje spojrzeliśmy na niego- Uświadomiłem sobie, że we własnym domu czujemy się jak złodzieje. Tylko w pokojach czujemy się dobrze.- dodał.
-Rzeczywiście- odpowiedziałam zamyślona.
-A tak zmieniając temat. Dzisiaj rano bałem się, że będziecie głośne i nie dacie mi spać, ale byłem w błędzie- zaśmiał się, a ja walnęłam go w brzuch. Blondyn też się zaśmiał. Spojrzałam na niego wilkiem.
-Oj, skarbie nie denerwuj się- powiedział i pocałował mnie w czoło, po czym dodał cicho do bruneta- Dzisiaj będzie głośno.
-Słyszałam!- spojrzałam na niego Moim wzrokiem
-Patrzcie!- krzyknął podbiegając do tablicy ( taka tablica, gdzie są wywieszane różne informacje ~~Zmierzchu ). Poszliśmy za nim.
-Wow, to już jutro- krzyknęłam entuzjastycznie.
-Musimy być. To przecież tradycja!- dodał brunet.
-Ale o co chodzi?- zapytał zdezorientowany Riker.
-Przeczytaj- powiedziałam.
-Yhhhym- kaszlnął blondyn- To jest po francusku- dodał, a ja i Martin wybuchnęliśmy śmiechem- To nie jest śmieszne. Nie moja wina, że nie znam francuskiego.
-Masz rację. Przepraszam misiu- odpowiedziałam śmiejąc się.
-Foch forever- powiedział i udał Rockiego, który zawsze tak robił.
-Przepraszam-  powiedziałam i czule pocałowałam chłopaka. Odwzajemnił pocałunek.
-Yhhy- kaszlnął Martin.
-Wróćmy do tematu. Co to jest?- zapytał mój chłopak.
-Mecz. Co jakiś czas organizowane są mecze, gdzie grają tutejsi  nastolatkowie- wyjaśniłam.- To idziemy, nie? zapytał, żeby się upewnić.
-Jasne!- krzyknął mój brat- Przecież to tradycja! Jutro o 2.00- przeczytał.
-Super- dodałam- Idziemy?
-Idziemy- odpowiedział Riker i ponownie objął mnie ramieniem.



Heeeej, kolejny rozdział. Wiem, teraz rozdziały daje często, bo w weekend napisałam :)
DZISIAJ MOJE URODZINKI, WIĘC DAJĘ ROZDZIAŁ!! I... Koniec szlabanu! <5 :D
KOCHAM WAS!! ~~Zmierzchu


3 komentarze:

Lauren Coolness pisze...

Świetny

Unknown pisze...

rozdział był wspaniały ;)
bardzo mi się podobał i wgl ;)
biedny Martin hahahahha xD
pozdrawiam <5

Unknown pisze...

Super czekam na next :-)