czwartek, 15 maja 2014

Prolog






Hej! Mam na imię Sara. Sara Lawrence. Mieszkam we Francji, jednak jutro wyprowadzam się do nowego domu w L.A. Nie chciałam tam wyjeżdżać. Tu są moi znajomi i moja BFF- Juliet. Będę za nią bardzo tęskniła, ale cóz. Bywa. Jestem wysoką blondynką, która lubi się wyszaleć. Mam trochę kasy, nawet całkiem sporo. Moi rodzice sa pracoholikami i często wyjeżdżają, ale ich bardzo kocham. Zawsze mi pomogą w potrzebie, a ja mogę im powiedzieć wszystko. Teraz siedzę w swoim pustym pokoju na łóżku. Wszędzie są stosy kartonów. W nich są wszystkie moje rzeczy. Już niepotrzebne, więc oddamy je innym. Obok mojej ukochanej szafy leżą dwie ogromne walizki. Troche się nudzę.
-Sara!-krzyknęła z dołu mama.
-Już idę- odkrzyknęłam i szybko zeszłam po schodach. Weszłam do salonu, a na kanapie ujrzałam smutnych rodziców.
-Co się stało?- zapytałam poddenerwowana i usiadłam na fotelu.
-Tak. Dzwonił lekarz babci. Jej stan się pogorszył i teraz leży w szpitalu. Musimy do niej pojechać. Przepraszamy.- zaczął tata, lecz mu przerwałam.
-Kiedy jedziecie i na jak długo?- zapytałam. Byłam całkiem spokojna.
-Za dwie godziny mamy samolot, a wrócimy za miesiąc- odpowiedziała mama.
-Nie no. Przeżyję- uśmiechnęłam się pocieszająco.
-W takim razie tu masz adres naszego domu, idź już spać wcześnie masz samolot, a my będziemy się pomału zbierać.- tata podał mi adres domu, a ja wróciłam do swojego pokoju. Karteczkę przeczytałam, było to:




Los Angeles, Labrador Street 17543


Hm.. To niedaleko mojego ulubionego zespołu R5. Bradzo ich lubię, ale nie jaram się nimi jak inne psychofanki. Kartkę schowałam do mojego portfela, a sama wzięłam piżamę i poszłam do łazienki się wykapać. Weszłam pod prysznic, odkręciłam gorącą wodę i polałam nią całe moje ciało.
W sumie to nawet fajnie. Przez miesiąc będę zdana tylko na siebie w całkowitej samotności. Mogę nie wracać na noc, poznać kogoś fajnego, zakochać się... Przeżyję. Ten nasz nowy dom jest blisko domu Lynchów. Jak wcześniej wspominałam uwielbiam ten zespół. Gdybym ich spotkała na ulicy zachowalabym sie całkiem normalnie. Podeszlabym i bym się przywitała....
Po moim długim "monologu w umyśle" odswieżona wyszłam i padłam na łóżko. Włączyłam laptopa i weszłan na skype'a. 24 nieodebrane połączenia... Super. To Juliet. Czym prędzej do niej zadzwoniłam.
-Hej Juli!- krzyknęłam.
-Hej- odparła smutno- Będę za tobą tęskniła.
-Ja za tobą też- odpowiedziałam- Nie martw się. Będizemy ze sobą często gadać, co jakiś czas do mnie przyjedziesz, ja do ciebie i w ogóle. Bedzie dobrze- przy tych słowach z moich oczu poleciała łezka. Szybko ją starłam. Pogadałam z nią o wszystkim i o niczym, wysłałam adres domu w wiadomości i położyłam się spać. Jutro czekał mnie ciężki dzień.







No.. To taki króciutki prolog. Jak dobrze pójdzie to dzisiaj będziecie rozdział 1 
Liczę na komy :-) 

Brak komentarzy: